Ten tydzien
poswiecam Bogu na dziekczynienie, za to , co mi dal! Zeby nie byc goloslowna, w tym tylko tygodniu ! - Brat cieszy sie z bycia dziadkiem, co w Jego chorobie ma ogromne psychiczne znaczenie! Zaczyna wlasnie radio - i chemo - terapie.Wszystko to napawa nas optymizmem, ze sa duze szanse na dobre zakonczenie leczenia w przyszlosci.
Soistra - po raz pierwszy od przyjmowania poltorarocznej terapii chemii - ma najlepsze wyniki, jakie sie pojawily od chwili zdiagnozowania Jej choroby!
Moj maz, jakby to powiedziec - "odrodzony w uczuciu do mnie", wiec korzystamy z tego cudownego czasu - pobijajac (pewne) rekordy, za co niech Bogu beda dzieki! (Bo nie myslalam, ze mozemy po tylu latach tak odkurzyc nasze uczucia...)
Sa jeszcze drobniejsze radosci, za ktore dzisiaj Bogu dziekuje, bo wlasnie spostrzeglam, ze - owszem, prosic , skarzyc sie - to ja potrafie, a tutaj - kolejny piekny poranek budzi mnie do zycia, i juz dluzej nie moge tego przemilczec!
Takich wlasnie nastrojow Wam zycze, a sobie zapisuje w pamietniku, by nie zapomniec, ze tak wlasnie bylo, i oby tak pozostalo!
Braciszek zostal wczoraj dziadkiem!
No i dobrze! Ma wiec jakas sile do walki o zycie, o zdrowie. Wnuk narodzil sie w najbardziej potrzebnej chwili Jego zycia! Wizja przyszlego odprowadzania Wnuka do szkoly - pozwoli Mu przejsc przez leczenie, i Bogu dzieki!
a z rzeczy bardzo amlo waznych...Hmmm. przegladalam wczoraj diete bananowa...Odpowiada mi sniadanie z tej diety, bo to cos, co mi pasuje. Co do reszty - pelna rezerwa, zanim nie doczytam sie czegos, co mi bedzie sluzylo! No i w koncu zrobie jakis uzytek z zapasow platkow owsianych, bo sie niedlugo "uleza"! No, to by bylo na tyle...
Nastcce4 - w odpowiedzi
dedykuje ten wpis. Otoz, napoczatek - dziekuje za odwiedziny i wpis! To takie mile, gdy ktos odwiedzi, zostawi slad swoich przemyslen, pozdrowi!
Nastko, wbrew szarym kolorom moich wpisow, ja nie czekam na smierc, o nie! Daleka jestem od takiej postawy! Kazdego ranka dziekuje Bogu, ze znow moge sie podniesc z wyrka, podziwiac wszytsko dookola, Dzieci poslac do szkoly, z Mezem wypic kieliszek wina...Wszystko to cieszy, ale jakos nie wpadlam na pomysl, by taka codzienna radoscia sie z Wami podzielic! Pytanie tylko - dlaczego?! Moze to wynik zwyklego populistycznego podejscia do zycia? Jak sie cos nie dzieje, to nikogo to nie zainteresuje? Chociaz, jak poddam analizie moje niektore opowiastki - zwlaszcza te, w ktorych dziele sie szpitalnymi przezyciami, to jednak upre sie w obronie mojego zawatrego tam optymizmu, bo jest on tam, moze tak bardzo ukryty, ale jest!
Ale, tez czuje potrzebe opowiedzenia moich wewnwtrznych przemyslen, ktore jak na moje doswiadczenie, kaza byc (czasami) bardzo pragmatyczne. Bo jakby nie inaczej, kiedy mieszkam tu z rodzinka najblizsza, ale bez zadnej cioci, wojka, babci, dziadka? O kuzynkach, braciach, nawet nie wspominam! Jesli mi sie cos smutnego wpisze do pamietnika, to takze dla pewnej rownowagi dla trzezwosci spojrenia na zycie, poprostu tak trzeba...Przymnajmiej, ja taki obowiazek czuje, i juz chyba za wiele sie nie zmieni. Postaram sie jednak , od czasu, do czasu, o czyms weselszym napisac, ale jakbym teraz chciala, to nie da sie, bo wlasnie nazarlam sie jak swinka, i kolejny dzien diety - szlag trafil! A mialo byc bardziej optymistycznie, prawda? E, tam, jutro tez dzien!
Dzisiaj z Marry gadalysmy dlugo
w temacie spiasania ostatniej woli, zwanej potocznie-testamentem. Ja do tego sklania choroba, ktora ma swoje komplikacje, w wyniku , ktorych - byc moze - powstal rak... A co mnie sklania do takich przemyslen? Ano, zycie na obczyznie, bez rodziny w osobie:siostra, brat, ciocia, babcia, wujek, kuzynka....Mieszkamy sobie sami:maz , dwoje dzieci, i ja. A wokol-obce ludziska, jak kraj dlugi i szeroki! Nie, tak do konca, nie obcy, bo mamy tez znajomych - tych blizszych, i dalszych. Ale, w konsekwencji - nikt, komu by moglo prawo powierzyc nasze dzieci, na wypadek, gdyby...zdarzyl sie wypadek. Zycie jednak pokazuje, ze trzeba o takich wypadkach myslec. Dawno temu, nalamach mojego pamietnika wspominala, historie polskiego mlodego malzenstwa, ktorzy zgineli w wypadku samochodowym, a dzieci pozostawione pod opieka babci-wizytorki-prawem kanadyjskim- zostaly zabrane do domu dziecka.Ilez to czasu, pieniedzy i zachodu kosztowalo babcie, by dzieci wrocily pod jej opiekuncze skrzydla ! Udalo sie przy pomocy polskiej ambasady, polskiego kosciola i rzeszy wiernych, ktorzy wsparli cala te akcje finansowo.
Niestety, babc juz moje dzieci nie maja, a jeyny dziadek, ktory sie ostal-mieszka w Polsce, i juz na opiekuna sie nie nadaje.
Skad jednak takie mysli- mimo wszytsko? Wlasnie przezywamy wiadomosc o chorobie rakowej mojego brata, a juz jedna z moich siostr walczy z rakiem od dwoch lat, wiec automatycznie cisnie mi sie pytanie do glowy:"kto nastepny"? Bog raczy wiedziec, ale tez - mimo cal;ego optymizmu, wiem, ze musze poruszyc ten temat z mezem, juz nie moge od niego uciec, zycie pokazuje, ze smierc sie zdarza niespodziewanie, i coz potem? Panika, goraczka blewdnych poczynan, niewiedza? Tego trzeba uniknac, wiec jednak musze zdobyc sie na odwage dyskusji, cos mnie goni ....cos kaze, ...cos nie daje spokoju...
Chcialabym...
byc szczupla kobieta! Coraz trudniej mi w spelnienie tego marzenia uwierzyc, tysiaczne proby dietkowania - pelzna na niczym. Tyje, tyje, czasami - jakis kilogram, dwa - schudne, i zaraz powrot do "normalnosci"! Wlasnie tkwie w obzarstwie tak wielkim, ze az rzygac sie chce! Zadnych powodw ku temu, a ja jem, jem, jem... i tyle na dzisiaj! Zadnych wielkich przemyslen, poprostu -sama czlowiecza zaduma nad sprawami przyziemnymi, ktore powinny cieszyc, a jakos nie cieszy mnie to i owo. Wiem wazniejsze rzeczy na swiecie ustepuja miejsca mojej nadwadze, i dlatego....spadam!
Niech Najwieksza z Matek Ziemi
i Nieba ma nas wszytskie matki w opiece, bo zycie ciezkie jest, a Ona moze pomoc!
John byl bardzo podekscytowany
po otrzymanym telefonie! "A jednak zadzwonili!" pomyslal uszczesliwiony. Zadzwonili, beda z nim sie chceili spotkac. Czyli - wymarzona praca tuz..tuz...! Wzial sie ostro za przygotowania do tego waznego spotkania. Ubrania nie musial przygotowywac, bo ono "czekalo" na taka okazje juz od wielu miesiecy w korytarzowej szafie. Na noc przed uowuinym spotkaniem, wzial sie za ponowne czytanie swojego podania o prace, ktorego kopie odczytywal raz po raz, by niczego nie pominac w jutrzejszej rozmowie! Jeszcze tylko modlitwa do Boga o powodzenie, ktora mu narwyrazniej nie "szla", ale to Bog zrozumie, bo nerwy, bo przejecie...A, i nie zapomniec o nastawieniu budzika, bo spoznienie nie wchodzi w gre! tak przygotowany - zasnal (zaskakujaco!) sapokojnie jak na przezycie, ktore mialo odslonic mu lepsza przyszlosc.
Jutro obudzilo go bez potrzeby pomocy budzika, a niebo usmiechalo sie pieknym zlota sloncem!" Dobra prognoza" - przemknelo Jonemu po glowie. Mial wystarczajaco duzo czasu, by zajac sie czyms dla relaksu, ale nie skorzystal z tego. Starannie przygotowany, wsiadl do samochodu i ruszyl w droge, na ktorej - praktycznie nie bylo zadnego ruchu, bo droga kategorii podrzednych, w dodatku piela sie pod lekka "gorke", wiec ktozby wybieral taka do przejazdu w dobie oszczedzania na beznzynie? Ale Johnowi to odpowiadalo. Potrzebowal chwili relaksu, jesli takowy mogl sie pojawic przed takim spotkaniem, jak owo w bardzo prestizowej firmie, o ktorej miejsca w pracy marzyl praktycznie od lat! " O chwilo zblizasz sie, juz bymchcia miec to za soba" - i oczyma wyobrazni widzial Johny siebie w lepszej pracy, lepszym zyciu, lepszym samochodzie...
Podjezdzajac pod lekkie wzniesienie, nagle John poczul weilkie- jakby- odrzucenie calego samochodu na prawa strone, potem silne zawirowanie pozbawilo Johna czujnosci nad kierownica, ale - jakims cudem ' udalo sie johnowi wyjsc calo z opresji. "jesczzce nie wszystko stracone, jeszcze nie wszytsko stracone!" -goraczkowo szeptal do siebie. Na cale szczescie, to byla tylko przebita opona, da sie cos zrobic, w kazdym badz razie - czasu bylo wciaz wiele, by sie nie spoznic!
Co za wscieklosc zaczela miotac Johnem, gdy okazalo sie ze zapasowe kolo, ktore zazwyczaj bylo w bagazniku, swoja nieobecnoscia wystraszylo kierowce do maksymum! "No, tak, tyudzien temu robilem zakupy, i chcac pomiescic wszytskie, wyjalem zapasowe kolo z bagaznika samochodu, i zostawilem je tam, w garazu..." Rozpacz! " Jeszcze jest sznasa, ze kogos spotkam na drodze", i wciaz moge zdazyc"...Niestety, czas mijal, nikogo na drodze nie bylo. Czasu ubywalo, sznse na dotarcie do wyznaczonego biurowca w celu rozmowy kwalifikacyjnej - praktycznie zmalaly do zera... Jedno, na co sie zdobyl John to wyrzucenie Bogu garsci pretensji w zapytaniu:"dlaczego mi to zrobiles, dlaczego?!" Ale Bog nie odpowiedzial, Bog milczal...
Po chwili, Johna poderwaly na nogi sygnaly syren wozow policyjnych. "o tej porze, na tej drodze?" - pomyslal...Podzedl jakies sto metrow wspinajac sie na szczyt wzniesionej w tym miejscu drogi i zauwazyl dwa policyjne wozy, a obok, zniszczony od wypadku samochod kierowcy, o ktorym nie widzial, czy ow przezyl, czy nie...Pospiesznie udal sie na zwiad. Na przeciw juz zauwazyl biegnacych czterech policjantow, z zapytaniem, skad sie tu john wzial? John opowidzial z zalem w glosie o calym wypadku, o planach lepszej pracy, o lepszym zyciu, ktore mogolby byc jego udzialem, gdyby tylko nie byl przymuszony do zbyt dlugiego postoju!
"Czlowieku, Bogu dziekuj , ze zarzucilo cie z drogi, ianczej padl bys pod kola pijanego kierowcy, ktory uciekal juz przed nami od dobrych pietnastu minut, wjezdajac na te droge "pod prad"! Cale szczescie, ze nikogo na niej nie bylo, bo smierc murowana, a Ty zjezdajac z gorki ze swoja predkoscia - w zderzeniu sie z predkoscia pijanego kierowcy - nie mialbys szansy na przyzycie tego zderzenia!!!"
Dedykuje Tobie Siostro i Tobie Bracie, i choc niepewnosc tego , co po drugiej stronie gorki - napelnia strachem, to nie traccie nadzieji w Opatrznosc Boza!
Ile osob w rodzinie najblizszej
moze byc chorych na raka? Siostro, Bracie...modle sie za Was, czy w czyms jeszcze Wam moge pomoc?
Dlaczego uzewnetrzniam sprawy tak dalece prywatne na tak otwartych lamach? Walczylam z ta mysla, ale skoro pisalam juz tak wiele o tym co przezywam, o Ludziach , ktorych spotykam, o miejscach, w ktorych bywam, to czuje, ze czas poprosic o cos , w co wierze, o Wasze wsparcie: czy to w formie modlitwy-jesli praktykujecie takowa, , czy to w formie dobrej , cieplej mysli, ktora przeslecie w przestrzen, aby Ich wzmocnila, czy to w kazdej innej formie, znanej tylko Wam! Moze to byc zwykly odruch serca dla Kogos, Kogo nie znacie, ale z intencja pomocy Wszytskim, ktorzy sie boja sytuacji, w ktorej sie znalezli, a jest juz na tym forum tyle takich Osob!
Dziekuje....
Przedwczoraj w pracy,
juz pod koniec zmiany, spadl mi na duzego palucha (prawej nogi, jakby to mialo jakies znaczenie...) odkurzacz. Syknelam z bolu, i rzucilam robote, szybko dzwoniac po szefowa, by cos z tym zrobila. Szefostwo szybciutko sie pojawilo, bo jakby nie bylo - to wypadek w pracy, i trzeba zaraportowac powyzsze zdarzenie. Najpier, ze wzgledu na "krwawy" widok mojego palucha, powieziono mnie na wozeczku - do pogotowia ratunkowego, gdzie juz witaly mnie znajome twarze! Zrobilo mi sie cieplej, mimo wielkiego bolu...Vicki zadbala o odpowiednia ilosc lodu, by ulzyc skrawionemu czlonkowi mojego ciala, a Ana podala mi taka ilsoc srodkow przeciwbolowych (jakas specjalna skladanka, po ktorej zaczelam zartowac z kazdym napotkanym po drodze!), i pojawiali sie po koleji wspolbratancy sprzatlniczej doli w naszym szpitalu. Robilo sie coraz weselej! Dosyc szybko dopuszczono mnie do doktora, ktory okazal sie dopasowanym do mojego (juz coraz weselszego) nastroju! Ostatecznie, przyzostal sie ze mna Denis, ktory postanowil byc swiadkiem calego zabiegu usuniecia pazura( bo na skutek upadajacego odkurzana, nastapilo ostre ciecie w paluchu, ale bez mozliwosci usuniecia pazura, ne mozna bylo nalozyc szwow...)Ok, pomyslalam, teraz koniec zartow! No, i sie zaczely zarty ze strony dokotora , bo wlasnie oswiadczyl , ze to bedzie Jego "pierwszy raz" usuwania pazura, i zebym byla dla Niego wyrozumiala! Na poczatku nie wyczulam, ze to zart i przestrach ogarnal moja wybroznie! Ale, Denis upewnil mnie, ze to nie mozliwe, (choc wiek lekarz byl dosyc mlodego wieku, i brak takiego doswiadczenia mogl byc rzeczywistym faktem!). Zaczelo sie wbijanie zastrzykowych igiel, i nie powiem, sciskalam z bolu reke denisowi, ze pelna przekonania jestem, zostal Mu slad po wbijaniu moich paznokci! A niech wie, jak cierpia tatusiowie, kiedy sa swiadkami porodow swoich polowic!
Potem, czekajac jakis czas na calkowite zamrozenie palucha, zmienilismy zupelnie front rozmow, i przeszlismy na tematy rodzinne.Bla, bla, bla.....A tu juz czas na wyrywanie pazura.Scisnelam wiec oczu ze strachu przed tym krwawym widokiem, ale Denis - wszytsko pilnie obserwowal! Dziwne to, bo nigdy nie podejrzewalam artysty - nauczyciela o taka odpornosc na krwawe widoki!
Nagle lekarz oswiadczyl mi, ze moge wziac sobie "na pamiatke" swojego pazura! No wiecie co?! Pomyslalam, ze to zart, ale nie! Denis zabral tego pazura, i oswiadczyl, ze go pomaluje na zloto-jakis kolor, i ten "piece of art" bedzie dostarczony mi osobiscie! Ok, nawet moja wyobraznia tego "przeskoczyc" nie moze, wiec nie rozwazam wiecej tego pazura...
Potem juz tylko czekanie na papiery, i odjazd taksowka do domu, w, ktorym - jak sie pojawilam, wszyscy juz spali, wiec o kolach-podreptalam do lozka, a ze bylam po kolejnej porcji silnych lekow, odplynelam w sen....
Jego zolta wstazka
przywiazana do lozka podpowiedziala mi, ze chyba jest On z Tybetu. Nie pomylilam sie, On to potwierdzil. Lezy z (niestety) nieudanym przeszczepem watroby...Czeka na drugi, wlasnie dzisiaj ma otrzymac nowy przeszczep. Najwyrazniej sie boi, sam mnie poprosil drzacym glosem, bym sie za Niego pomodlila, obiecalam Mu to, i pragne wzmoc Jego prosbe o echo waszych dobrych mysli, bardzo Mu sie przydadza!