Hello Vitalio.
Miło tu być troche mniej anonimowo. Bo już od dłuższego czasu czytam. Ba, nawet raz skusiłam się na wykupienie diety. Ale nie dla mnie ta zbożowa dieta, nie da dla mnie 4 posiłki dziennie, nie dla mnie siedzenie i wymieniane 70% posiłków. No trudno, chciałam, nie pykło.
Kiedyś to ja byłam chuda, z 10 lat temu ważyłam 55kg. Skóra i kości, 2% mięśni ;). Piękne czasy. Potem jakoś niepostrzeżenie zaczęłam przybierać. Po troszkę. Niby już troche pulchnie ale bez tragedii. Lustro zakłamywało rzeczywistość. Dopiero zdjęcia z wakacji 2017 troche mnie otrzeźwiły. Zapisałam się na fitness. Wycisk 3 razy w tygodniu, regularnie, bez ściemniania. No i nic. Tyłek się podniósł, kondycja wzrosła ale oponka jak była tak była.
Dwa lata temu w końcu kupiłam wage. Pierwszy pomiar 70,2. Nosz kuźwa. Przesada. Walczyłam dalej ale nic się nie zmieniało. Rok i 6 miesięcy temu zainstalowałam fitatu. I wszystko nagle stało się jasne. Dopiero licząc kalorie zaczełam powoli chudnać. Po roku i 2 miesiącach w prezencie pod choinkę waga pokazała 59,9. Bosko cudownie. Święta to był festiwal żarcia i dogadzania sobie i teraz mam spowrotem 63kg. Ale ja jestem "znudzonym podjadaczem", jak nie mam co robić to tylko o jedzeniu myślę. A ta zima jest wyjątkowo nudna, wszystko zamknięte i nuda niemiłosierna.
No to czytam Vitalie i inspiruję się Waszym jedzeniem. I zaczełam biegać bo siłownie wyzamykane od grudnia.
Może czasem coś ciekawego napiszę nawet :)