Hej!
Zastanawiam się, czy Wy również macie takie wrażenie, że to jak postrzegają Was ludzie (szczególnie nowo poznani, spotkani) to najpierw taki dzwon w głowie "GRUBAS" a dopiero po tym olśnieniu docierają do nich jakiekolwiek inne fakty o Was?
Ja to odczuwam na każdym kroku - czuję piętno pulpeta gdy pojawiam się na rozmowach o pracę, gdy wchodzę do sklepu i czuję spojrzenia mówiące "słodziudka u nas to nic nie kupisz" (dlatego też od dawna w większości zaopatruję się w sklepach internetowych), gdy mam poznać znajomych moich znajomych, kiedy jestem w restauracji itd itp sytuacji jest wiele.
Czasami patrzę na swoje zdjęcia. Buzia, nie powiem, nie jest najgorsza... Ale co mi z tej ładnej buzi, co mi z makijażu, zrobionych włosów, paznokci, ciuchów jeśli jestem duża i to jest w moim wyglądzie najważniejsze i przebija wszystko, całe moje starania o ładny wygląd. Swoich kilogramów nie schowam w kieszeń i one zawsze przebiją nawet największe starania o to aby ładnie wyglądać.
Zastanawiałam się czy to jak mnie postrzegają inni siedzi tylko w mojej głowie. Może po części tak jest, ale jak może być inaczej jeśli wiele wiele razy na dzień dobry byłam zlustrowana od stóp do głów i widziałam wręcz niesmak, zaskoczenie, zażenowanie.
Dużo się mówi o miłości do siebie, do swojego ciała, o samoakceptacji (o dziwo najgłośniej krzyczą o tym babki z płaskim brzuchem) ale jak na miłość boską człowiek ma siebie akceptować jeśli spotyka się wiecznie z brakiem akceptacji, szacunku od innych.
Z racji tego w jakim miejscu jesteśmy i tego jaki problem dotyka właśnie mnie ustosunkowałam się do nadwagi, do otyłości, ale to jak człowiek traktuje drugiego człowieka dotyczy również innych aspektów. Jak łatwo komuś przykleić łatkę i samemu poczuć się dzięki temu lepiej!