Miałam nadzieję, że już nigdy nie będę "zmuszona" do prowadzenia tego osobliwego pamiętnika. Życie zweryfikowało.
Pierwsze kroki w odchudzaniu podjęłam w 2009 roku, w połowie października, zbliżałam się do trzydziestki, chciałam w nią wejść w nowej skórze. Moja waga w tamtym czasie to 74kg z hakiem, których dość szybko się pozbyłam. Jako, że to były odchudzania początki, w pierwszym miesiącu zrzuciłam prawie 7kg, kolejne kilka spadło w kolejnych dwóch miesiącach.
Waga, z którą czuję się najlepiej to 60-62 kg. Taką wagę mam zamiar osiągnąć. Wiem, że 10 lat więcej na karku, na pewno mi tego nie ułatwi.
Dlaczego przytyłam?
Jeszcze dwa lata temu ważyłam 59 kg. Dużo zawirowań życiowych, nie pozwalało mi przytyć. Poza tym życie w ciągłym biegu, dużo ruchu, trochę sportu, mniej jedzenia, zero fast foodów. Potem życie wróciło na "właściwe" tory, stabilizacja, codzienne, POLSKIE obiadki (czytaj: kotlet smażony), zalegiwanie na kanapie, MC Donalds, weekendy w domu. Nie wiem kiedy wpadły pierwsze kilogramy. Zrobiło się nagle 64kg. Pomyślałam, nie ma tragedii, troszkę zacisnę pasa i będzie dobrze. Pojechaliśmy na wakacje, półtora roku temu. Tylko 6 dni a po powrocie było już 67. Przestałam się ważyć, nie myślałam o tym, zajęłam się życiem, urządzaniem nowego mieszkania, pracą i innymi pierdołami. Rok temu, w styczniu stanęłam na wadze i zobaczyłam niecałe 71 kg. Zapisałam się na aqua aerobik (kiedyś bardzo mi pomógł). Niestety moja niekonsekwencja, i co tu dużo pisać lenistwo, wygrały. Poszłam 2 razy. Nawet nie wykorzystałam karnetu. W styczniu zeszłego roku, jakby jeszcze tego było mało, postanowiłam rzucić palenie.
Paliłam 13lat, rzuciłam z dnia na dzień, bez wspomagaczy. W kilka miesięcy waga znowu wzrosła do 74 kg. W międzyczasie byłam u dietetyka i wróciłam z dietą przy insulinooporności. Wytrzymałam 2 tygodnie. We wrześniu 2018 roku zmieniłam pracę, po 14 latach. Niestety nowa praca przed komputerem lub za kółkiem. Zaczynając pracę waga wahała się pomiędzy 72 a 74 kg. Przez pół roku, była powiedzmy, stabilna. Jeździłam na rowerze, trochę biegałam. No i tak nastał grudzień bądź styczeń. Nie pamiętam. Stanęłam na wadze bo myślałam, że przybył mi kolejny kilogram i jest 75 kg. A tu 78kg. Niedowierzanie i szok. Nigdy nie miałam takie wagi. Wrzuciłam zdjęcie tutaj, na forum i mimo, iż ponoć nie wyglądałam na tę wagę, to było źle. Znowu wielki zryw, kilka wypadów na basen, trochę mnie jedzenia. Efektów brak. Znowu miesiąc lenistwa. Zastanawiając się dzisiaj nad tym ile kalorii dziennie przyjmowałam to było to na pewno minimum 2500.
Dzisiaj po powrocie z pracy, waga w ubraniu to 82 kg. W pomiarach założyłam 80,5 bo będę się ważyła na czczo i rano a takie mam mniej więcej wahania dobowe.
Od poniedziałku zaczynam z aktywnością, bo teraz na L4 jestem.
Lepsze żarcie od dzisiaj.
Jako, że mało się ruszam to zakładam jedzenie około 1500 kcal, codzienną aktywność, zero słodyczy, tylko 3 posiłki (kwestia pobudzania trzustki przy insulinooporności).
Na razie bez kombinacji z nikim IG, jak nic nie ruszy wtedy dietetyk i zobaczymy.
W ciągu najbliższych dni postaram się dodać zdjęcia, żeby kiedyś, za te parę miesięcy (tak, dzisiaj kipię optymizmem), porównać i powiedzieć "warto było".
Trzymajcie kciuki!
A.
Ps. Przez pierwsze dni pamiętnik będzie stał otworem, potrzebuję Waszej motywacji. Potem pewnie zamknę dla znajomych.