No i byłam wczoraj na masażu u kumpla fizjoterapeuty. Mój ból pleców wynikał z ogromnych przykurczy. Jak stwierdził, jest gorzej niż u 70-latki. Tak mnie "rozwałkował", że w nocy nie mogłam zmienić położenie z boku na plecy czy z brzucha na bok. Najgorzej bolą lędźwie. Coś mi tam mówił o punkach spustowych, choć ja dzisiaj to bym mu lanie spuściła za te męczarnie ;).
Ale co najważniejsze, ból w dolnej części odcinka piersiowego, który ograniczał mi nawet oddychanie, odpuścił. Jupije!!!
Powoli próbuję skurczyć żołądek, choć wyjazd do teściowej mi tego nie ułatwił. Jak dla mnie ogromnym sukcesem jest fakt, że i wczoraj i dzisiaj zjadłam po jednym, małym pączku, mimo, iż wszyscy wchłonęli chyba po 5 na dzień.
Pomijając ból po masażu, napierdziela mnie jeszcze kolano po wczorajszej glebie. Jest zdarte i gdy zmieniam pozycję to piecze jak cholera. Brawo dla mnie, ostatni raz zdarłam kolana jak wywaliłam się na motocyklu, 13 lat temu.
Z aktywności dzisiaj, 1h spaceru.
Jutro pączków zero, innych dobrodziejstw niedozwolonych zero, jeden aqua aerobic i joga.
Dziś nie miałam okazji się zważyć, więc zobaczymy jutro, choć okresu nadal brak...
Miłego wieczoru!
Olaa95
20 lutego 2019, 07:53Co tu taka cisza ? Dawaj dawaj,nie poddawaj się;)