Już załamka?
Ale mi się dzisiaj nie chciało pognać na ćwiczenia, myślałam, że już nadszedł zwyczajowy kryzys i znów nic nie będzie z tego mojego odchudzania. Ale znam siebie nie od dziś i wiedziałam, że jak dziś nie pójde na spinn to jutro też nie, a dalej tak jak zwykle znów powiem że "Od poniedziałku". Mówię sobie - Kobieto weź się w garść bo będziesz żałować, no i wzięłam się, poszłam na ćwiczenia i teraz jestem szczęśliwa, zadowolona, dumna nawet i mam wiarę, że jutro też mi się uda. A teraz wcinam obiad, bo wcześniej nie miałam czasu. Wiem, że to trochę późno, ale czuję, że mój organizm chciałby coś spalać, a nie ma co - zresztą to tylko zupa kapuściana - pychotka:) Mam nadzieję tylko, że jej nie przepłacę kolejną fałdką... I oby jutro był lepszy dzień - taki bez kryzysu:) Do juterka.
Żyję
Odnośnie komentarza - zapomniałam o jabłku,które sobie przekąsiłam koło południa - było baaardzo pyszne:) Na więcej jedzenia nie miałam dziś czasu, a po ćwiczeniach to nie warto się objadać, bo wszystko pójdzie na marne. A wracając do ćwiczeń to przeżyłam, jednak nie ukrywam, że było ciężko, bo dawno nie byłam na spinnie:) Ale warto było, mam energię, jestem szczęśliwa i jest super. Teraz tylko ząbki i spać, co by o jedzonku nie myśleć:) A zapomniałam napisać, zważyłam się dziś u Aśki na jej wadze łazienkowej i wskazuje ona 61 kg. Ta moja widocznie kłamie, od początku czułam, że jest jakaś trefna (z promocji), ale nie zmienia to faktu, że dziś rano nie mogłam dopiąć moich letnich spodni:( Biorę się w garść, będzie dobrze, musi być dobrze:)
To dziś
No i zaczęło się. Obiecałam sobie, że od dzisiaj zero słodyczy... No i Monika przyniosła zaległe ciasto imieninowe - co za pech (Jakby nie mogła tego zrobić w zeszłym tygodniu, kiedy ja byłam na urlopie), no i jak tu się nie skusić i Monika by mi nie wybaczyła. Ale, że sama ostatnio jest na diecie, to zrobiła taki sernik jogurtowy - bardzo dobry i podobno mało kalorii ma - ciekawe... Ale poza tym na śniadanie jedna bułeczka, a na obiad zupa pomidorowa, z kolacji rezygnuję:) Myślę, że całkiem nieźle:) No i staram się więcej pić, co też do końca nie jest dobre, bo co chwile latam siusiu :(. Tym czasem uciekam bo na 20:30 muszę być w Sport Factory - doszłam do wniosku, że bez ćwiczeń się nie obejdzie, zresztą one mnie bardziej mobilizują żeby się nie obiadać. Jak już się naćwiczę to szkoda to marnować na jakieś jedzenie. Może jeszcze coś skrobne jak wrócę - o ile przeżyję spinn:). Pozdrawiam.