Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 245725
Komentarzy: 6492
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 15 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 listopada 2017 , Komentarze (2)

Ależ dziś trenerka nas pomęczyła! Rozciąganie było fest, poślady bolą aż miło! Zastanawiam się nad fenomenem współczesnych mi kobiet, które  są babciami, często schorowane, zabiegane między domem własnym a dzieci, a jednak znajdują czas na cotygodniowe "męczenie się " na macie, doskonalenie własnej równowagi, pokonywanie oporów  ciała. Gdzie w tym czasie są  panowie, twórcy świata polityki i  bzdur politycznych? Przed telewizorem sprawdzają kolejne wiadomości ? I jak to jest, że kobiety  mają sobie zawsze coś do powiedzenia?  Być może feminizm przemawia przeze mnie , ale tak serio , to nawet Vitalia może się pochwalić garstką facetów wobec gromady kobiet. Może jednak Kopernik była kobietą!!??.  :D Dziś  znów odciążyłam  mamę i  obiad przygotowałam. Ojciec zadowolony, mama zjadła wszystko, jeszcze budyń zostawiłam na podwieczorek. Gdyby pozwolili tak częściej,oj. Ale już jestem umówiona na wtorek , tata zażyczył sobie wątróbkę drobiową , niech zatem tak będzie. Po wizycie u rodziców  poszliśmy nad morze, bo widoki aż dech zapierały. Podświetlone zachodzącym słońcem chmury wyglądały jak różowa wata cukrowa, tylko wyciągnąć po nią rękę! Horyzont ciemniał z chwili na chwilę, w oddali pojawiały coraz to nowe światełka daleko stojących statków. Rafineria Gdańska  wypuszczała płomienie jak Smok Wawelski ze swej paszczy, co na tle ciemniejącego nieba wyglądało zjawiskowo. Tempo mieliśmy solidne, jeszcze zaszliśmy do Empiku , gdzie  kupiłam  książkę Jona Kabata - Zinna pt" Życie Piękna Katastrofa".  Jak napisano na obwolucie- mądrością ciała i umysłu możesz pokonać stres , choroby i ból. Polecił ją syn, a ja słucham dobrych i mądrych ludzi. ;)Na jutro zaplanowałam wizytę na cmentarzu, aby uporządkować tam po 1 listopada, a potem pojedziemy do Orłowa, przejdziemy się brzegiem morza do Sopotu, wrócimy , zaglądając po drodze do Jadłostajni, czyli miejsca ze zdrową żywnością. Pogoda ma dopisać, na co mocno liczę. 

2 listopada 2017 , Komentarze (5)

I po święcie.  Coraz mniej ludzi przy rodzinnych grobach. Znikają znajomi, powoli, jakby ktoś ich gumka myszką wymazał. Przy stole, po wizytowaniu  grobów , brakowało  miejsca dla wszystkich. Dziś jak zbierze się 10 osób, to sama radość.  Niestety rodzinna młodzież nie czuje tego święta, nie ma potrzeby wspominania, spotkania się w gronie rodziny. Szkoda! Ale u mnie było przyjemnie, wesoło, i dosyć gwarnie. Jedzenie obiadowe  smakowało bardzo, ciasta wyszły smaczne  i schodziły szybko, kolacja  także trafiona. Wymieniliśmy poglądy na każdy temat, ponarzekaliśmy trochę, wspominaliśmy tych, którzy odeszli. Z czysta radością oświadczam, że żarełka nie zostało dużo, a zatem różnorodność, ale w niewielkich ilościach jest wskazana.  Kładłam się do łóżka odbierając sms z podziękowaniami . Z obawy przed bólem kręgosłupa pobrałam ibuprofen na noc , między kolana umieściłam małą poduszkę korekcyjną, spałam doskonale i wstałam dziś wypoczęta jak dawno nie było.  Pogoda nie nastraja do  spacerów, bo leje  albo pada. Zaliczyliśmy tylko bibliotekę  i kosmetyczny sklep w celu nabycia niezbędnych rzeczy. A popołudnie planuję poświęcić na normalne lenistwo domowe, przy dobrej herbacie, z kawałkiem ciasta, z ksiązką. Jeszcze zapale świeczkę zapachową i tyle. 

31 października 2017 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem  rozmawialiśmy z synem m. in. o proteście lekarzy. On socjolog, widzi zatem trochę inaczej, ale konkluzja taka sama.  Dziś z rana pojechał do gdańskich Dominikanów,bo wykonuje jakąś pracę dla zgromadzenia poznańskiego  w zakresie swojej profesji. Mąż na cmentarz uporządkować po zawierusze, a ja do dalszych prac kuchennych. Dziś nie było tego tak wiele, tylko biszkopt z renetą, co według mnie jest podstawowym i najłatwiejszym ciastem na świecie. Potem przygotowałam kaczkę do pieczenia, doprawiłam sałatkę jarzynową , sos grzybowy , kapustę czerwoną.  Po powrocie męża poprosiłam o przyniesienie nastawionej nalewki z pigwy, celem zlania. W tym roku wyszło jej naprawdę sporo, została przelana do butelek i teraz będzie nabierać mocy. Trochę nasączonego owocu odłożyłam do słoiczka, podobno świetny dodatek do herbaty na wypadek przeziębienia. Trochę płynu zostawiłam też na wieczór do spróbowania.  Może się wydawać, że dużo jedzenia, ale na 10 osób  to nie przesada. Poza tym w czwartek część zawiozę do rodziców, część chcę zamrozić dla spokoju na dni następne.Może Panicz coś zabierze?  Mieliśmy dziś zamiar zjedzenia obiadu poza domem, ale prawdę mówiąc nie będzie mi się chciało wychodzić po południu. Syn wróci z cmentarza prawdopodobnie dopiero ok. 17, zrobię zatem spaghetti z jakimś sosem.Dziś noc musiała być bardzo mroźna, bo w naszej sypialni rano było tylko 12 stopni.Śpimy przy otwartym oknie i zakręconych kaloryferach,  a śpi się w takich warunkach doskonale. 

30 października 2017 , Komentarze (5)

Dzięki wczorajszym wysiłkom dziś w kuchni był spokój i  posuwające się prace. Z samego rana po zakupy, każde w swoją stronę.  Obracałam kilka razy, bo pani  w piekarni włożyła mi do siatki jeden razowiec a nie dwa. w mięsnym winna byłam 11 groszy, łososia mogłam kupić tylko w jednym miejscu. Po powrocie najpierw zajęłam się naleśnikami dla rodziców, mąż jechał zawieźć ich do lekarza i przy okazji zawiózł. Pod jego nieobecność  nastawiłam gar z żeberkami na zupę ogórkową, starłam  60 dkg ogórków kiszonych.zrobiłam ciasto bananowe, ugotowałam warzywa na sałatkę, ziemniaki do sernika , pomyłam wszystkie używane naczynia. Po powrocie męża zjedliśmy obiad, chwilka przerwy i powrót do pracy. Mąż zajął się sałatką jarzynową, ja sernikiem. Zrobiłam go z brzoskwiniami i z płatkami migdałów na wierzchu. Panicz przyjechał po 17, z zadowoleniem przyjął możliwość zjedzenia rosołu i naleśników z mięsem. Ciasto zrobiłam z dodatkiem mąki kukurydzianej, wyszło bardziej kruche. Jutro tylko biszkopt z renetą, kaczka i klopsy mielone w sosie grzybowym. Kapusta czerwona także jest gotowa.  Zawsze na 1 listopada mam gości od obiadu do kolacji, a zatem przygotowuję się na każdą ewentualność, łącznie z podwieczorkiem, jeżeli ktoś będzie tylko na ciasto wpaść. Dziś odpuściłam taniec hiszpański, domyślam się, że nie tylko ja. 

29 października 2017 , Komentarze (1)

Miły wieczór, ludzi dużo, bo i muzyka ciekawa. Młody skrzypek niemiecki grał Paganiniego kaprysy , uznawane niedawno jeszcze za muzykę diabła. Poza tym Rossini, Vivaldi, Bach. Po powrocie do domu jeszcze tylko herbata, no i lektura w łóżku. Zmiana czasu obudziła nas o 6:30, a o 8 stanęliśmy, mimo niedzieli, do prac domowych. Skoro pogoda się na nas wypięła, bo wieje huraganowy wiatr, pada deszcz ulewny, jest zimno, to zrobimy coś w domu. Miało być tylko trochę tych porządków, ale nie mogliśmy jakoś przestać. Mąż zabrał się za pokoje, ja miałam zajęcia w kuchni. Zabrałam się  za czyszczenie piekarnika , odkręciłam szybę do umycia, pomyłam szafki  w głębokich zakamarkach, przywróciłam blask srebrnemu dzbankowi na półce, odświeżyłam  inne ozdoby , zrobiłam obiad. W międzyczasie pomagałam mężowi w różnych czynnościach. Zeszło do 14, czyli do obiadu, pracowaliśmy 6 godzin z przerwą 15 minut na kawę.  Ale za to  we wtorek  i poniedziałek tylko gotowanie i pieczenie, przetrę co trzeba i będę miała więcej czasu dla syna! Dzisiejszy wieczór poświęcam natomiast na kontakt z bankiem ,w celu realizacji opłat, oraz na nicnieribienie , poza samymi przyjemnościami.

28 października 2017 , Komentarze (4)

W odróżnieniu od filmu Młodość ( nie podobał mi się ), dziś mieliśmy do czynienia ze starością, bo byliśmy u rodziców. Mama już nie wychodzi, tata robi zakupy, wymyśliłam zatem posiłek, który nie wymaga dźwigania. Dziś pogoda wstrętna, bo pada, ochłodziło się , wieje, ugotowałam zatem zupę z czerwonej soczewicy na boczku wędzonym. Smakowała im bardzo, porcje słuszne zjedli, nasycili się solidnie. Na jutro upiekłam kurczaka, przygotowałam surówkę, tylko obiorą ziemniaki. Zabrałam także kawałki mięsa wołowego z rosołu, które ojciec zamroził i nie wiedział, co z tym zrobić.  Usmażę naleśniki z mięsem i podrzucę przed 1 listopada.  Wydaje mi się, że kwestia posiłków była najbardziej bolącym tematem, bo mama nie umie już gotować, tata nie daje sobie rady i kłócili się na ten temat.  Będę wpadać i przygotowywać na parę dni i mam nadzieję, spokój zapanuje.  Dziś oboje byli odprężeni, jakby ktoś im ciężar zdjął z ramion. Wreszcie dojrzeli do tej decyzji, uff!:). W przyszłym tygodniu może uda się, tak przy okazji, trochę posprzątać u rodziców. A narazie  będę myśleć o moich gościach, ale jeszcze nie dziś. Bo dziś Filharmonia Sopocka i Paganini!!!! 

27 października 2017 , Komentarze (4)

Mariusz Lubomski to naprawdę artysta pełną  gębą. Głos niepowtarzalny, teksty świetne, aktualne, na czasie, wykonanie rewelacyjne. Fajne miejsce w starej Oliwie, na przeciwko parku oliwskiego . W starej kamienicy odnowiono parter, teraz jest tam nieduża sala koncertowa, obok restauracja Tu Można Marzyć za chwilkę otworzy swoje podwoje. Przywitała nas p. Krystyna Stańko, która ostatnio widzieliśmy jako jurorkę w Lady's Jazz Festiwal. A potem już tylko On . Ciary mnie przechodziły nie raz.  Owacje były a jakże, a potem chwila relaksu przy wyśmienitym poczęstunku. Wino białe i czerwone  stało, ale my wybraliśmy barszcz  na domowym zakwasie , potem tatar z bawetty wołowej, pate z wędzonego pstrąga, pieczone warzywa na bagietce, sałatkę z ziemniaków pieczonych w ognisku i kiszonego ogórka. porcyjki na hapsa, ładnie podane, smakowite  a nawet wykwintne. Bardzo miło tak spędzić wieczór. :D. Dziś zaliczyłam już pilates i świetne ćwiczenia na rozciąganie powięzi z użyciem piłeczki tenisowej. Pocę sie tam nie tylko ja, ale wszystkie wracamy z endorfinami. Jak powiedziła moja koleżanka z przedszkola, to nasze zabezpieczenie przed starością, nietrzymaniem moczu, faszerowaniem się pigułami.  Zgorszych wiadomości, to syn przyjedzie, ale już 1 listopada musi wyjechać, bo w czwartek prowadzi zajęcia, a godziny rektorskie sa tylko do 13.  Szkoda, musze go zatem porozpieszczać przez ten krótki pobyt. 

26 października 2017 , Komentarze (2)

Cukier wrócił na miejsce, czyli jest ok.  To jakiś wybryk natury był i tyle. Ale wzięłam to sobie do serca i jestem ostrożna. Słodycze odstawiłam, pieczywo tylko ciemne i w ilościach minimalnych. Dużo piję, z owoców wolę najbardziej gruszki , sporo warzyw, powtarzam ryby w tygodniu, itp. Dziś na obiad kasza gryczana z pieczarkami, zupa krem  dyniowa i babeczka z cukinią. Po obiedzie koniecznie herbata zielona . Ruchu mam wystarczającą ilość , bo codziennie pokonuje ok. 7-8 km, a dodatkowo jakieś zajęcia na UTW, wyjście kulturalne, domowe zawirowania.  Wczoraj rozmowa z ojcem, ustaliliśmy, że raz w tygodniu będę im gotować, a przy okazji cos tam innego zrobię. Zobaczymy jak to wypali. (tajemnica). Dziś wieczorem  koncert Mariusza Lubomskiego, ciesze się , bo lubię go słuchać. Pogoda wspaniała na  wędrówki, chociaż wieje nieźle. Dzięki wiatrowi nie ma chmur i nawet słońce lekko przyświeca. Mąż rano pojechał na cmentarz czyścić nagrobki. POwtórka będzie pewnie we wtorek, ale cóż zrobic, taki klimat!

25 października 2017 , Komentarze (2)

Cytując klasyków, film był , najprościej określając, prawdziwy. To nie amerykańska bajeczka o tym, jak przyjemnie jest mieć winnicę, bawić się w plantatora, winiarza, jakie to zabawne, lekkie i tylko przyjemne. A lato trwa cały rok. Film pt "Nasz najlepszy rok" to opowieść o wyborach, o podejmowaniu decyzji, o odwadze i o miłości... do ziemi.  Warto go zobaczyć, bo to nie cieplutkie ciasteczko z Hollywood.  ;). Dziś pogoda poranna byłą wstrętna, nie chciało sie wychodzić, ale pokonaliśmy "niechcieja" Ciekawy wykład o historii Pomorza  z uwzględnieniem roli Gdyni  w tej historii. Potem latino solo, gdzie znów dałam z siebie moc energii i poty leciały.   PO powrocie zmierzyłam cukier i niestety niezbyt to wyszło. Po wysiłku powinien spadać, a tu odwrotnie.  Zażyłam tabletki, ale wizyta u lekarza nieunikniona. Nowy problem, albo starość. 

24 października 2017 , Komentarze (2)

Warsztaty odbyły się w innym miejscu niż wskazano , co ścięło mnie na początku, bo niepotrzebnie drałowałam na czas. Trwają 2 godziny, czego również nie powiedziano przy zapisie, na szczęście nie umówiłam się na jakieś inne czynności. A odbyło się to budynku mojej Szkoły Podstawowej. Wróciłam zatem w tereny dzieciństwa. I tam , gdzie jadałam obiady szkolne, tam dziś gotowałam.  Było nas 14 osób, w tym jeden pan. Daniem dzisiejszym była zupa rybna, podawana pracownikom budującym port w Gdyni. Nie do końca zgodna z przepisem pierwotnym, bo przed wojną dodawano do zupy kieliszek nalewki bursztynowej . Takich wymagań dziś nie było. Zupa z łososiem, dorszem, mlekiem kokosowym i kolendrą.  Wyszła smaczna, smakowałam i inne, każda była jakaś, czyli jak osoba, która ją gotowała. Następnym razem będzie to kuchnia żydowska, bo i taka była w przedwojennej Gdyni. Warsztaty prowadzą młode osoby z Muzeum Miasta, jedna z osób ma korzenie żydowskie, może będzie ciekawa potrawa. Kupiłam dziś w Tchibo młynek ręczny do kawy, postanowiłam przejść na taka formę przygotowywania napoju. Robię się coraz bardziej slow.;). Chłodny dzień, od morza wieje, ale to koniec października przecież . Wieczorem idziemy do kina na film pt" Nasz najlepszy rok"  Pora późna, bo 20:20, ale nie chcę , aby film mi uciekł , bo podobno jest dobry.  

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.