Otrząsnęłam się, ogarnęłam, wzięłam w garść. Zwał jak zwał. W każdym razie jest ok Kiedy niekiedy rozmaite problemy, trudności, zaczynają mnie przerastać, wtedy daję sobie ni mniej ni więcej aniżeli jeden dzień na użalanie się nad sobą. Wtedy pozwalam sobie na płacz, ba, ryczę do woli. I w kółko powtarzam sobie jakie życie jest do dupy, że już nigdy nic się nie ułoży, nic nie będzie szło po mojej myśli.To mi pomaga, na prawdę pomaga! Może dlatego,że daję ujście emocjom, nie skrywam ich głęboko w podświadomości. Życie nauczyło mnie,że one nie znikną jak wyprzemy je ze świadomości tylko wrócą ze zdwojoną siłą w najmniej oczekiwanym momencie i w najmniej spodziewanej postaci. Tak rodzą się m.in natręctwa wszelkiej maści. Lęk, lęk jest podłożem wszystkiego. Ale użalanie się nad sobą i psioczenie na okrutny, bezlitosny los też nie ma sensu. Dlatego po dniu przepełnionym płaczem, goryczą , duchowym cierpieniem i wiązanką najróżniejszych wulgaryzmów we wszystkich językach świata, otwieram oczy, poprawiam koronę i oczyszczona idę dalej.
Ale do rzeczy. Dziś miałam wrzucić swoje menu z dnia dzisiejszego, jakieś przepisy i ciekawostkę. Niestety NFZ pokrzyżował moje plany... Wstałam o godzinie 6:00, wypiłam z moim mężczyzną poranną kawkę (jeszcze zanim wyjdzie do pracy) po czym wybrałam się do osiedlowej przychodni zdrowia żeby zrobić zlecone przez ginekologa badania. Wchodzę...patrzę...a tam kolejka do laboratorium jak stąd do księżyca albo jeszcze dalej. Więc kwitłam sobie na korytarzu w tej przychodni z dobre 3h zanim wpuszczono mnie na badanie krwi. A musiałam je zrobić dzisiaj, ponieważ lekarz zlecił mi badanie różnych hormonów, wśród których były takie, których ilość trzeba zmierzyć w konkretnym dniu cyklu. Całe szczęście, że otaczające mnie emerytki były przesympatyczne! Ale zostawione w laboratorium 207 zł za badanie boli i jeszcze długo będzie boleć...
Później była szybka kawka u rodziców, później mój przyjaciel wpadł na szybką kawkę a następnie miałam sesję z moim lekarzem dusz Wracając z psychoterapii spotkałam się z moim księciem na obiedzie obok jego firmy, wróciłam do domu i ot, jest już godzina 15:00. A zupa, drugie daniem sprzątanie - nic się samo nie zrobi.
Tak więc dziś będą 4 przepisy i obiecana ciekawostka dotycząca soczewicy.
Niestety menu dzisiaj nie wrzucę, bo ze względu na NFZ moja całodniową rozpiskę posiłków szlag trafił. Ale nadrobię zaległości jutro albo pojutrze!
Pierwszy, banalny przepis na pyszne co-nie-co w formie chociażby II śniadania wrzucam na obrazku poniżej:
A teraz garstka ciekawostek:
Soczewica (czerwona, zielona, żółta, czarna, brązowa) to jedno z najzdrowszych warzyw strączkowych. Niestety w Polsce jest jeszcze mało doceniania.
- Ilością białka przewyższa mleko oraz niektóre produkty mleczne.
- Soczewica posiada bardzo niski indeks glikemiczny dlatego też stanowi idealny produkt dla osób dbających o linię i diabetyków.
- Zawiera błonnik pokarmowy, który redukuje poziom tłuszczów oraz poziom glukozy.
- Bogata jest w witaminy B: B1, B2, B6 oraz kwas foliowy, a także magnez, fosfor, cynk i żelazo.
- Szczególnie polecana jest osobom ze skłonnościami do anemii, wegetarianom, cukrzykom, osobom na diecie odchudzającej oraz kobietą w ciąży lub planującym ciążę.
- Soczewica stanowi bogate źródło lizyny. Ten cenny aminokwas odpowiada za budowę kości i mięśni.
Przepisy (m.in. na krem z soczewicy czerwonej i zielonej) wrzucę w osobnych wpisach.
Tak więc do usłyszenia! I udanej soboty