Nie pamiętam w którym momencie się to zaczęło, ale nagle przestałam lubić siebie począwszy od mojego wyglądu. Na mojej twarzy zagościło pełno upierdliwych wstrętnych niedoskonałości, które za wszelką cenę starałam się zasłonić warstwą makijażu, a niezadowolenie z siebie rosło. Dużo przytyłam, a im więcej tyłam tym więcej jadłam z rozpaczy. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Roznegliżowane zdjęcia szczupłych koleżanek porozrzucane po całym Internecie niszczyły moją samoocenę jeszcze bardziej. Z wesołej dziewczyny z własnym zdaniem, stałam się kompletnie szarym człowiekiem, zamkniętym w swoich czterech ścianach. Nadeszło lato, wstydziłam się wychodzić ze znajomymi, na zakupy, a o termach nie było już mowy. Gdy wszyscy chodzili w spodenkach ledwo za pupę, ja miałam ochotę nałożyć na siebie kartonowe pudło i ukryć się w nim na dwa miesiące. Wstydziłam się swojego wyglądu przed chłopakami, bałam się nie akceptacji. Po wakacjach miałam się za siebie wziąć, kilka podejść, same porażki. W ten sposób upłynęły kolejne miesiące, aż do ferii - aż do teraz. Mój stan wpływał niekorzystnie na relację z mamą, która już dawno przestała we mnie wierzyć (takie wtedy miałam odczucia). Byłam sama, jestem sama. Sama z wieloma problemami którym w pojedynkę muszę podołać
I podołam!
Jest 5 lutego 2016r. Zostało pięć miesięcy do wakacji, wstydzę się swoich ud nawet w długich spodniach. Muszę zmienić siebie i swoje myślenie. Nie. Chcę zmienić siebie i swoje myślenie. Rozpiszę sobie plan i będę go przestrzegała. Tym razem to nie potrwa dzień czy dwa. Tym razem to na zawsze.