Nie pamiętam w którym momencie się to zaczęło, ale nagle przestałam lubić siebie począwszy od mojego wyglądu. Na mojej twarzy zagościło pełno upierdliwych wstrętnych niedoskonałości, które za wszelką cenę starałam się zasłonić warstwą makijażu, a niezadowolenie z siebie rosło. Dużo przytyłam, a im więcej tyłam tym więcej jadłam z rozpaczy. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Roznegliżowane zdjęcia szczupłych koleżanek porozrzucane po całym Internecie niszczyły moją samoocenę jeszcze bardziej. Z wesołej dziewczyny z własnym zdaniem, stałam się kompletnie szarym człowiekiem, zamkniętym w swoich czterech ścianach. Nadeszło lato, wstydziłam się wychodzić ze znajomymi, na zakupy, a o termach nie było już mowy. Gdy wszyscy chodzili w spodenkach ledwo za pupę, ja miałam ochotę nałożyć na siebie kartonowe pudło i ukryć się w nim na dwa miesiące. Wstydziłam się swojego wyglądu przed chłopakami, bałam się nie akceptacji. Po wakacjach miałam się za siebie wziąć, kilka podejść, same porażki. W ten sposób upłynęły kolejne miesiące, aż do ferii - aż do teraz. Mój stan wpływał niekorzystnie na relację z mamą, która już dawno przestała we mnie wierzyć (takie wtedy miałam odczucia). Byłam sama, jestem sama. Sama z wieloma problemami którym w pojedynkę muszę podołać
I podołam!
Jest 5 lutego 2016r. Zostało pięć miesięcy do wakacji, wstydzę się swoich ud nawet w długich spodniach. Muszę zmienić siebie i swoje myślenie. Nie. Chcę zmienić siebie i swoje myślenie. Rozpiszę sobie plan i będę go przestrzegała. Tym razem to nie potrwa dzień czy dwa. Tym razem to na zawsze.
Antonika
6 lutego 2016, 12:30Jest teoria, że jemy, a właściwie mamy kompulsy, bo dążymy do autodestrukcji. Wiem, że to paradoksalne, ale coś w sobie ma. Ogólnie to jarają mnie takie psychologiczne aspekty :) W każdej linijce Twojego wpisu widziałam ten ból, tę nienawiść do siebie. Muszę przyznać, że cholernie się boję o Ciebie. Nie chce straszyć czy co, ale przypominasz mi siebie z przed roku. A rok temu to ja byłam przeszczęśliwa w porównaniu z dzisiejszym dniem. Teraz już nic dobrego we mnie zostało, jeszcze próbują z tymi psychiatrami, ale...W każdym razie mam nadzieję, że Ci się polepszy, że wygrasz. Jeśli tylko byś zechciała z kimś popisać to zapraszam :) Czasem dobrze jest wyżalić się komuś. Trzymam kciuki!
Natuusiak
6 lutego 2016, 13:20Mimo wszystko, nie uważam, że to co o sobie myślę to nienawiść. Fakt, jestem na siebie zła, zapuściłam się i to bardzo. Myślę, że właśnie dlatego, że siebie lubię, chcę się ratować. Staram się w tym wszystkim dostrzegać coś pozytywnego, motywować się :) Masz rację, w tym co napisałam jest ból, bo mam świadomość zmarnowanego czasu, ale tak jak napisałam dalej, bardzo chcę to zmienić. Myślę, że to nie prawda, że nie zostało w Tobie nic dobrego, to siedzi w każdym z nas. Dziękuję za komentarz i za kciuki :) Ja również życzę Tobie powodzenia :) Pozdrawiam, Natalia
fake-queen
6 lutego 2016, 08:51Ja też borykam się z problemem samoakceptacji, odkąd poważnie przytyłam diametralnie spadła mi samoocena, stałam się nieśmiała, unikam tłocznych miejsc, szczególnie lokalnych barów/dyskotek bo wstydzę się tego jak wyglądam. Boję się konfrontacji ze znajomymi z dawnych lat ich reakcji na moją wagę- w końcu wszyscy się zmieniają, ale boli bardzo kiedy z atrakcyjnej, nienarzekającej na brak zainteresowania mężczyzn dziewczyny robi się wieloryb z 30kg nadwagą i nalaną twarzą. I przez te uprzedzenia, przez to jak wyglądam tracę życie. Trzeba na to właśnie tak spojrzeć- jesz, nie żyjesz. Nie akceptujesz się, ukrywasz się- nie żyjesz. Trzeba zacząć żyć, więc trzeba wprowadzić dietę. :) Życzę ci wytrwałości, bo wszystko jest w twoim zasięgu i zależy tylko od ciebie.
Natuusiak
6 lutego 2016, 11:06Doskonale Cię rozumiem, mam jednak nadzieję, że i na nas przyjdzie czas i gdy osiągniemy swoje cele, wszystko nadrobimy i to z nawiązką! ;) Dopiero teraz przyjrzałam się z bliska wszystkim swoim błędom żywieniowym, przeanalizowałam i koniec z dietami cud które mają zbyt mało kcal. Chociaż co tu dużo mówić, dużą aktywnością fizyczną się nie wykazywałam. Tak czy inaczej dieta wprowadzona, motywacja jest, bardzo dziękuję za słowa wsparcia i również życzę powodzenia :) Pozdrawiam, Natalia :)
fake-queen
6 lutego 2016, 11:22Tak, to rozpowszechniony mit, że im mniej kcal tym lepiej. Wystarczy wyliczyć sobie dzienne zapotrzebowanie dodać ruch i będzie ok. Może nie tak jak na głodówkach, że waga spada w zastraszającym tempie, a wolniej i zdrowiej.
BedeWalczycDoKonca
5 lutego 2016, 23:54Trzymam za Ciebie kciuki z calych sil, sama zaczynalam z wagi 75 kg wiec przeszlam podobna droge. Wyznacz sobie cele i wytrwale do nich daz. Nawet jesli cos stanie na przeszkodzie nie poddawaj sie. Uwierz mi ze na prawde warto. Powodzenia !! :)
Natuusiak
6 lutego 2016, 10:56Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Poznaję po avatarze, że prawdopodobnie trafiłam jakiś czas temu na twojego bloga, ogromne gratulacje zwycięstwa :) Jeszcze raz bardzo dziękuję, mam nadzieję, że tym razem już nie zawiodę ani siebie, ani tych którzy mnie wspierają :) Pozdrawiam, Natalia