Zaczynam od nowa, tylko dla siebie, dla swojej satysfakcji.Pierwsza przygode z odchudzanie zaczełam w styczniu 2014 roku a w zasadzie to juz pod koniec grudnia.Dostałam wtedy mocnego motywujacego kopa od swojej siostry która powiedziala " SYLA TAKA JESTES ŁADNA DZIEWCZYNA A TAK SIE SPASŁAŚ " byl to dla mnie plaskacz w twarz bo wiedzialam że jest zle ale nie sadzilam że usłysze to od niej.Bylo mi przykro,było duzo łez troche z bezsilnosci ,troche ze złosci ale to dało mi do myslenia.Zaczełam przegladac internet,trafiłam na Ewe Chodakowska, tysiace zdjec metamorfoz, tysiace motywujacych słow i filmików ....spróbowałam i ja zacząc ćwiczyc.Poczatki byly cięzkie, wytrzymywalam max 20 min. ale i tak bylam z siebie dumna, że wkoncu sie ruszylam, że wkoncu może zmienie swoje życie.Z dnia na dzień szlo mi coraz lepiej , czulam sie jakoś lżej.Codziennie wchodzilam na fanpage Ewy na fb i jeszcze bardziej sie motywowałam.Zalozylam anonimowe konto na facebook-u, dołaczylam do wielu grup dziewczyn ktore walczyly tak samo jak ja.Zaczynalam z waga 99,6 kg!!!!!! Po około dwoch tygodniach ćwiczeń, weszłam na wage z nadzieje że zobacze jakis spadek.....niestety tam nic sie nie zmienilo :( Chcialo mi sie ryczeć i krzyczeć, bylam juz gotowa rzucic to wszystko w pizdu.Nie poddalam sie jednak,zaczełam udzielac sie na grupach pytac dlaczego tak sie dzieje, odpowiedz była prosta-JEDZENIE .Szczerze powiedziawszy nie przywiazywałam do tego wiekszej uwagi, uważałam że ćwiczenia wszystko załatwią.Po raz kolejny zaszyłam sie przy komputerze w poszukiwaniu informacjii jak komponowac posilki i po raz kolejny z pomoca przyszły moje "internetowe " koleżanki. Pomagały ukladac jadlospisy, mowiły jakich produktów unikac a jakie zawsze warto miec w szafce. Wrzucalam zdjecia swoich posilków z gramaturami, one obliczały kaloryczność, jak trzeba bylo to i opierniczyly o cos czego nie powinno byc na talerzu.Z dnia na dzień coraz wiecej wiedzialam o zywieniu, zakupy sprawialy mi mega przyjemność.Lubilam miec pełna lodowke nabiału, warzyw, owoców, w szafce różne rodzaje kasz, ryżu, makaronów.W miedzy czasie przestałam ćwiczyc z Ewa, próbowałam innych treningów, kupilam hula-hop i rower stacjonarny.Staralam sie codziennie pedałowac po min.40 min ,czasami było to i dwie godziny.Waga zaczeła spadac co mnie jeszcze bardziej mobilizowalo do dalszej pracy.Codziennie przychodzilam z pracy, gotowałam sobie posiłki na nastepny dzień zeby nic przypadkowego nie znalazło sie w moim menu :D pózniej rower i spac.Jedynie w sobote pozwalałam sobie na jakieś piwo w gronie znajomych ale był to tylko jeden dzień w sumie tylko jeden wieczór.Co tydzień w sobote rano wchod sobote rano wchodziłam na wage i prawie co tydzien gubiłam kilogram, czasem 1,2 kg.Wpolowie marca dokupiłam rower miejski, zmotywowalam mojego chłopaka równiez do zmiany trybu zycia i odżywiania, razem wybieralismy sie na przejazdzki rowerowe , razem planowalismy posiłki.Niestety w maju nasze drogi sie rozeszły, po 4 latach zostałam sama.... tak jak chcialam.Zaczełam wiecej imprezowac, coraz czesciej pomijalam posilki, coraz czesciej wpadało jakies śmieciowe żarcie i ten nieszczesny alkohol.Moja waga pokazywala wtedy juz 83,6 kg wiec uznawałam że moge sobie raz czy dwa pozwolić na taki wybryk.Mój wybryk trwał ponad rok.Nie obżeralam sie jak świnia ale coraz mniej przywiazywałam wage do tego co jem, skutkiem tego byly kg ktore wrociły.Dwa tygodnie temu wrociłam z wakcjii u siostry i po raz drugi dała mi kopa w dupe.Wróciłam i zdecydowałam że trzeba spróbowac, wiem że jak sie upre i bede konsekwentna to uda mi sie schudnac.Po raz drugi zaczynam z waga 87,2 kg, mam nadzieje ze zobacze kiedys na wadze cyfre 70.....Od powrotu jem zdrowo, narazie nie wchodze na wage, poczekam jeszcze ze dwa tygodnie....TRZYMAJCIE KCIUKI ZA JAKIES SPADKI