Ok, próba schudnięcia nr... straciłam rachubę.
Miałam na swoim koncie sukcesy, i to spore. Kiedyś przy wzroście 167cm ważyłam 90kg. Zaparłam się w sobie i udało mi się zrzucić 20kg nadbagażu. Zobaczyłam upragnioną szóstkę na wadze, było już prawie 67kg, wtedy sodówka mi do głowy uderzyła i przestałam się przejmować odchudzaniem. Doszły do tego zawirowania w życiu osobistym, tragedia, po której ciężko było się otrząsnąć... Przez to waga wróciła, pojawiło się 80kg.
Największym grzechem jest alkohol i słone przekąski. Nie ukrywam, że lubię wypić piwo ze znajomymi, czasami coś więcej. I ciężko mi odmawiać, gdy ktoś proponuje. A do piwa świetnie sprawdzają się chipsy i słone orzeszki, nie? Ten majowy weekend był kumulacją... Ale koniec, dosyć, czas wziąć sprawy w swoje ręce.
Plan jest prosty. Zrywamy z alkoholem, słonymi przekąskami, słodyczami. Dużo warzyw i owoców, kasze, brązowy ryż, pełnoziarnisty makaron, ryby, nabiał, białe mięso. Dużo wody, zielonej herbaty. 3 razy w tygodniu bieganie po co najmniej pół godziny dziennie, w dni wolne od joggingu rowerek stacjonarny, skakanka, ćwiczenia dodatkowe. W soboty może basen.
Dzisiejszy dzień dobrze się zaczął, śniadanie i czarna kawa bez cukru, a potem 50min biegania. Teraz czekam, aż dojdzie w piekarniku pizza na brokułowym spodzie z warzywami i gotowanym na parze kurczakiem. A potem uczelnia. Plan na dzień już jest.
A ten pamiętnik? Dobrze jest się kontrolować. Dlatego tu jestem. Dlatego to piszę.