Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Dobranoc

kobieta, 33 lat,

172 cm, 91.60 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Zrobię wszystko, by latem wyglądać i czuć się lepiej!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 października 2015 , Komentarze (14)

Jutro pierwszy zjazd na uczelni. Stresuję się trochę.. Już nawet nie tym, że nikogo nie znam, bo to w sumie żaden problem. Bardziej tym, że nie uda mi się załatwić stypendium, albo rozłożenia czesnego na raty. Sama pracuję w urzędzie, ale taka papierologia wyzwala we mnie lęk. Chciałabym uzyskać to stypendium, bo pokryłoby chociaż część kosztów za czesne. Może teraz to wygląda tak strasznie, a pewnie nie ma się czego obawiać. Czeka mnie pobudka o 5.30.. No ale, za dwa lata będę panią mgr. (puchar) Jak nie teraz, to kiedy? Kurczę, wolna jestem, trzeba inwestować w siebie!

W czwartek 15 października mija dokładnie pół roku, odkąd rozpoczęłam dietę. To chyba idealny moment,  żeby zrobić jakieś zdjęcie porównawcze.;)

Wczoraj usłyszałam, że się wylaszczyłam, dzisiaj dwóch facetów znajomych powiedziało mi, że mnie nie poznali i zrobiła się ze mnie laska. W banku pani kasjerka powiedziała mi, że świetnie wyglądam, różnica jest ogromna i nigdy nie dałaby mi 85 kilo. No cóż, w ubraniach faktycznie wyglądam dobrze. Gorzej w bieliźnie. Brzuch jeszcze mam naprawdę duży.. Ale przede mną całe 20 kg, ten tłuszcz w końcu zejdzie. Ano, martwi mnie też wygląd ud. Ja naprawdę muszę w końcu zacząć ćwiczyć, bo same spacery nie zadziałają. Zresztą, zobaczycie to na zdjęciu porównawczym. Aż sama jestem ciekawa. A to będzie naga prawda, bo zdjęcia sprzed odchudzania mam w bieliźnie i takie też zrobię teraz.:)

Od paru miesięcy nie ma takiego dnia, żebym nie słyszała miłych słów na swój temat.. To jest niesamowite, to jest motywujące.. Przyjaciółki, rodzina, ludzie w pracy - wszyscy mi kibicują, trzymają kciuki, są ze mnie dumni. To jest przeeeemiłe. (slonce)

8 października 2015 , Komentarze (12)

Dzisiaj rano waga pokazała mi 85,2! Jupi, co za niespodzianka!(smiech) Jak sobie pomyślę, że całkiem niedługo zobaczę 79,9.. Aj, sama nie wierzę, że to się dzieje.:D

W sobotę pierwszy raz na uczelnię. Od czerwca 2014 mam przerwę, jedynie w grudniu obroniłam licencjat, a teraz magisterka. Boję się! Nie wiem, jak to jest studiować zaocznie, co to będą za ludzie.. Patrzyłam na plan i ogarnę to. Zaliczę. Ale boję się jakoś. Perspektywa weekendów na uczelni działa na mnie średnio. Ale jeśli nie teraz, to kiedy? Jestem wolna, nie mam zobowiązań. Trzeba się realizować.(cwaniak) Jestem z tego dumna. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że jestem leniem bez ambicji, którego marzeniem jest nie pracować i zajmować się domem. Sama nie mogę tego pojąć, że moje życie i nastawienie do niego zmieniło się o 180 stopni. 

7 października 2015 , Komentarze (12)

Wiecie co, w sumie to ja lubię jesień. Zawsze jesienią czułam się tak bezpiecznie.  Do lata przecież nie zdążyłam schudnąć, a teraz mogłam jeść bez wyrzutów sumienia, bo przecież do kolejnych wakacji daleko. 

Dzisiaj jest mi dobrze, bo przez ostatnie pół roku wykonałam naprawdę kawał genialnej roboty. A teraz, gdy na dworze chłodniej i mniej okazji do wychodzenia ze znajomymi, mogę skupić się na tym, by wiosną, kiedy mam założone osiągnięcie celu zaskoczyć wszystkich, rozkwitnąć i wyglądać pięknie. Wszystko wskazuje na to, że moja skóra jest w dobrym stanie i odpukać nie będę miała problemu z flaczkami.(impreza) 

Przede mną jeszcze 20,9 kg, wiem, że to dużo, ale przy tym, co osiągnęłam i przez to, że teraz już czuję się dobrze ze sobą (naprawdę czuję się atrakcyjnie), nie jest to dla mnie problem. Nawet kiedy waga stoi, robię swoje. Tak jakby dieta nie jest już dietą, ale stylem życia, zdrowym stylem. Robię swoje a efekty na wadze to coś osobnego. Skutek tego wszystkiego.

To niesamowite uczucie, kiedy po kilku latach, kiedy nawet panowie robotnicy nie gwizdali za Tobą, mężczyźni zwracają na Ciebie uwagę, odwracają się na ulicy, podrywają w sklepie. Jej, teraz do mnie dotarło, że na tym już etapie czuję się dobrze!(balon)

Często słyszę, że ktoś mi zazdrości, bo ja mam taką silną wolę, on tak nie umie. Bzdury totalne. Jeszcze pół roku temu byłam pogodzona z tym, że będę gruba do końca życia. Bo nie umiem, nie mam motywacji, lubię jeść, kocham słodycze, uwielbiam weekendy pewne pełne jedzenia. Jadłam chociaż nie byłam głodna, dla zasady, bo jestem gruba to jem. To nie jest tak, że nagle dorosłam, albo pojawiło się coś w mojej głowie. To nie jest tak, że musi się coś pojawić, jakaś magiczna siła, żebyś nagle zaczęła chudnąć. Trzeba dać sobie tylko szansę, zacząć coś robić, a myślenie zmieni się z czasem. Człowiek przyzwyczai się do wszystkiego i wszystko zbiegiem czasu stanie się dla niego normalne i nie będzie chciał inaczej.  Na początku nie było mi tak łatwo przecież, szczególnie w weekendy. Ba! Do tej pory, gdy przychodzi sobota to pojawiają się myśli, że napiłabym się piwa i zjadła wieczorem chipsy, bo tak wyglądały lata mojego życia. Ale czy nie warto? Jasne, że warto, bo jest o co walczyć. :)

6 października 2015 , Komentarze (10)

Cześć Dziewczynki. Popijam sobie właśnie w pracy pyszną zieloną herbatkę i czekam na drugie śniadanie. Najbardziej w pracy właśnie kocham drugie śniadania.(kanapka)(mleko)

Co u mnie.. Dieta ok. Miałam taki moment, że waga mi stanęła. Było to po takim bardzo imprezowym weekendzie, wesele itd. Ale już wyszłam na prostą. Nie mogę się  doczekać 7 z przodu.(impreza) Ale to jeszcze dłuższa chwilka. :? Teraz to już może lecieć wolniej. Mam aż pół roku, żeby schudnąć 21 kg. Oczywiście, że się uda. Ogólnie to jestem mega szczęśliwa i mega dumna. (balon)Cały czas odkładam moment, aż wstawię tu jakieś zdjęcie porównawcze... Żaden moment nie jest dobry, przecież spokojnie mogłabym już coś wrzucić, ale nie mogę się zebrać. :D

 Jeśli chodzi o K...Okazałam się tanim bajerantem, który robił i mówił wszystkie piękne rzeczy, żeby mnie zaliczyć. Z dnia na dzień stał się chamem, burakiem, który mówił tylko o seksie. Odwoływał spotkania w ostatniej chwili, zlewał..Szkoda tylko, że facet żeby zaruchać robi z siebie idiotę. ALE ALE! Na szczęście do niczego nie doszło. Właśnie przez to, że na dwóch pierwszych spotkaniach nie było seksu, on powiedział mi, że nie chce mu się do mnie przyjeżdżać, bo mam myślenie dziecka. Dobre sobie. Niech spada na drzewo, za fajna jestem na takie okazy.8) W końcu powiedziałam mu, że chcę zakończyć znajomość, a on na to, że w sumie i tak kogoś poznał. Miałam przez dwa dni doła. No... może nie doła, ale było mi przykro. Nie lubię takich sytuacji. Ale szybko mi przeszło. To nie ktoś dla mnie! A później napisał do mnie, że nie chce kończyć znajomości, poza tym szybko mi miłość do niego przeszła, a on nawet nie wie, czy z tą laską będzie, bo póki co, to go "wkurwia". Boże, ręcę mi opadły, powiedziałam żeby robił co chcę a żadnej miłości z mojej strony nie bylo, więc niech sobie nie dopowiada. I że mam 24 lata i nie chce mi się już kontynuować znajomości z chłopcami, bo interesują mnie faceci. Żal mi trochę, że straciłam czas na fiuta, ale może to mnie nauczy być ostrożniejszą i nie wierzyć we wszystko.

Poza tym, dostałam się na studia. Przyjęli mnie już tak na amen. Boję się, bo to studia zaoczne (czyli kosztują). Boję się, że przez to nie dam rady. Muszę ogarnąć jakieś stypendium socjalne, może  uda się też jakieś zmniejszenie czesnego.:| Zobaczymy.

Ogólnie trochę boję się tego wszystkiego co przede mną. Z pracy wysyłają mnie koniecznie na nabór na jedno stanowisko, to wiązałoby się w końcu z normalnymi pieniędzmi, ale nie jest to przecież pewne. Jeszcze te studia, itd.. Ale te wszystkie zmiany są dla mnie bardzo dobre. Dam radę ze wszystkim.

W ogóle muszę częściej tu zaglądać, bo co to za pisanie raz na kilka miesięcy, grrr. :D

No własnie, czas na drugie śniadanie.

14 września 2015 , Komentarze (19)

Cześć kochane Dziewczynki. Dzisiaj rano na wadze równe 87 kg. Oznacza to, że za mną aż 35. Do celu zostały 22 kilogramy i może to zabrzmi śmiesznie, bo chociaż wiem, że zajmie mi to trochę czasu, to to jest nic. Co to są te 22 kg? No dobra, zgadzam się, teraz waga spada wolniej. Ale co z tego, jeśli każdy pojedynczy kilogram jest widoczny o wiele bardziej, niż te na początku?8)Ostatnio zdałam sobie sprawę, że tak na dobrą sprawę to ja od 5 miesięcy, bojjutro mija właśnie 5 miesięcy odkąd zaczęłam się odchudzać, nie miałam ani jednego dnia, gdy powiedziałam sobie, dobra, dzisiaj się najem, dzisiaj sobie odpuszczę, zacznę znowu od jutra. Tak kiedyś było u mnie cały czas, przez co zawalalam każda próbę odchudzania. Jasne, czasem mam ochotę na coś słodkiego i wtedy to jem, czasem nie chce mi się iść na rower, więc leżę do góry brzuchem, ale idę do przodu. Właściwie chyba przyszedł w końcu moment, by zacząć ćwiczyć tak na poważnie. Rower jest fajny, ale niestety nie uksztaltuje sylwetki i nie pomoże ujedrnic całego ciała, a o to właśnie się ostatnio martwię. Moje ciało zrobiło się takie miękkie... Ten tłuszcz nie jest zbity jak wcześniej, ale przypomina trochę miękkie ciasto. Zaczęło mi to spędzać sen z powiek,chociaż uspokoilam się gdy usłyszałam, że to bardzo normalne, że możliwe że ten tłuszcz się rozbił i chociaż średnio to wygląda, to będzie on łatwiejszy do spalenia. Oby tak było.... Jednak od dzisiaj regularnie i nieodwołalnie codziennie oliwkowanie całego ciała, nie ma ze sie nie chce. Dodatkowo masaże pod prysznicem (gąbka) i naprzemiennie ciepłe i chłodne strumienie wody. Lubię taki jesienny czas. To taki czas, który można wykorzystać na to, by przywitać wiosnę z pięknym ciałem. Zawsze to były w moim przypadku tylko chęci i składane sobie obietnice, ale wszystko wskazuje na to, że ja naprawdę za kilka miesięcy będę tak piękna, jak nie byłam jeszcze nigdy. Pan K. powiedział, że nie dostanie urlopu na wesele. Teraz mam problem, bo nie mam z kim iść, a kogo nie zapytam, to nie może. Grrr! W ostateczności naprawdę mogę iść sama. Najważniejsze ze sukienka która odebrałam od krawcowej wyszła fajnie, myślę że wstawię tu jakieś zdjęcie.

2 września 2015 , Komentarze (16)

Dzisiaj na wadze zobaczyłam...

 8 z przodu!

Jakiś czas temu nigdy nie pomyślałabym, że to mi się uda.;)

Dzisiaj pogoda jesienna. Lubię takie dni. Tyle, że nastroj od kilku dni jest bardzo jesienny. Jeszcze niedawno pisałam, jaka to ja jestem szczęśliwa, a przyszły gorsze dni. Wrócił jakiś żal.. No cóż, będą lepsze i gorsze dni. Tak naprawdę to gorsze dni mam odkąd znam K. Ostatnio mniej dzwoni, mniej pisze, ciągle nie ma czasu. Mówi, że przyjedzie, a dzień później, że nie. Z wesela też się chyba próbuje wykręcić. Jeszcze niedawno mówił, że na pewno pójdzie, a teraz coś, że jest wpisany w grafik, że to, czy tamto. Nie będę się prosić, ale jestem zawiedziona, bo zaprosiłam go na 2,5 miesiąca przed weselem, mówił, że na pewno pójdzie. Niby taki męski, a strasznie niesłowny. A dla mnie słowność jest bardzo ważna. Coś mi się wydaje, że to taki troszkę typ lovelasa.. Samiec Alfa.. Dobrze, że nie doszło do niczego więcej.. Albo może sama się nakręcam. 

Ale cóż, jednego jestem pewna. Jeśli facetowi zależy, to zawsze znajdzie czas, żeby chociaż zadzwonić. Szczególnie kiedy ma przez cały tydzień urlop, prawda?:? Nagle zmienił front. Z osoby, która jest kochana i czula, stał się gościem, który caly czas robi aluzje seksualne. Mam jakąś tam swoją godność wypracowaną przez lata i kogoś, kogo ledwie znam na pewno nie zamierzam prosić o spotkanie, czy go wymuszać, czy robić wyrzuty, że się nie odzywa. Chyba to po prostu nie ta osoba, ta jedyna. Będzie mi przykro, kiedy ta znajomość przestanie istnieć, bo w jakimś tam stopniu się przywiązałam.. Ale straciłam już bardziej cenne dla mnie rzeczy, poza tym ja naprawdę chwili obecnej nie mam siły i ochoty na domysły, na wzdychanie do kogoś, co do kogo nie ma pewności, czy nie robi ze mnie głupiej.. Bo czasem tak się czuję.

Muszę sobie czasem przypominać, że to ja jestem ważna. Że on ani żaden facet nie jest na tyle cudowny, żebym na samym początku znajomości musiała znosić jakieś dziwne zachowania, olewania, kręcenie, zbywanie.. Nie, nie, nie, jestem tak fajna, że to on ewentualnie powinien o mnie zabiegać i udowadniać mi, że jest fajny. Nie odwrotnie.

Myślałam kiedyś, że nowe znajomości pozwalają zaleczyć serce. Okazuje się, że jeszcze pogarszają sytuację. Człowiek uzmysławia sobie, jak brakuje mu kogoś obok. Nie kogokolwiek, bo nie jestem desperatką. Ale kogoś ukochanego. Było już tak dobrze, a znowu jakieś doły.:?

No nic, ważne, że dieta idzie. Dostałam się dodatkowo na studia, ale stresuję się. Myśli o K. i wszystkich innych facetach odsuwam na bok, to jest czas realizacji i inwestowania w siebie. A takie przelotne nawet znajomości gdzieś mi to wszystko zaburzają.

21 sierpnia 2015 , Komentarze (10)

Nie pisałam od miesiąca. Wpadam tu praktycznie codziennie, ale nie piszę. Dietę trzymam. Za mną 30 kg. Wiecie co to oznacza? Że doczekałam się nie tylko magicznej granicy, ale i momentu, w którym schudłam więcej, niż zostało do schudnięcia. "Większa połowa" za mną!

Często przyłapuję się na tym, że w ogóle nie dochodzi do mnie ile już osiągnęłam. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie skupiam się na tym ile za mną, a przede mną. Z jednej strony to dobrze, że nie spoczęłam na laurach i dalej brnę do przodu. Dzisiaj tak siedząc w pracy przeczytałam coś.. Nie wiem co to było nawet, czy jakiś cytat, czy coś na jakimś forum, ale chodziło o to by zatrzymać się na chwilkę i zobaczyć ile już się osiągnęło, ile już się przeszło. I tak zrobiłam.. To N I E W I A R Y G O D N E, jak zmieniłam się ja i moje życie przez 4 ostatnie miesiące. Na co dzień nie zajmuję się tym jakoś szczególnie, żyję z dnia na dzien. Ale wiele się zmieniło. Po pierwsze sam moment pójścia do dietetyka. Wymaga do jakieś odwagi, przełamania się. Przynajmniej w moim przypadku. Może dojrzałam do momentu, że stwierdziłam, że sama sobie nie dam rady. Dostałam pracę. Planowałam ślub. Kiedy poczułam się, że zaczynam w końcu brać życie w swoje ręce i wszystko idzie w dobrym kierunku, mój świat zawalił się, zostawił mnie narzeczony po 6,5 roku wspólnie spędzonego życia. Nastąpiły dni, tak cieżkie, że nawet ich nie pamiętam. Wiem tylko, że przez pierwsze 4 nic nie jadłam, wyłam z rozpaczy i wydawało mi się, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Że nawet, jeśli kogoś kiedyś będę miała, to nie będę w stanie go pokochać. Myślałam, że do końca życia będę za nim tęsknić. Jedyne co robiłam całymi dniami to wpisywanie w google "Co robić, by on do mnie wrócił?".  Pocieszałyście mnie, byłyście ze mną w tym okrutnym czasie, ale Wasze słowa do mnie nie docierały. Czas leczy rany? Znajdziesz lepszego? Te słowa wydawały mi się być takie puste, ale dziś...

czuję, że żyję.

Miałyście rację. Niejedna z Was pisała, że przeżyła coś podobnego, że musi upłynąć jakiś czas, że stwierdzę, że wyszło dobrze. I wyszło. 4 miesiące po tych wszystkich wydarzeniach czuję się dobrze, czuję się szczęśliwa, czuję się atrakcyjna. Jestem nadal wielką babą, ale czuję się atrakcyjna, co najfajniejsze mam powodzenie. Mam wrażenie, że jest we mnie taka siła, siła, którą zawsze miałam, ale musiało się stać to wszystko, żebym ją odkryła. Jest coś we mnie, takie wewnętrzne szczęście, które przyciąga w tej chwili do mnie same dobre rzeczy i ludzi. Nigdy nie nasłuchałam się tylu ciepłych słów i komplementów, co teraz. Są dni, gdy jest mi gorzej. Szczególnie przed okresem. Czuję się wtedy źle, jestem zła na H. za to, co mi zrobił, tęsknię. Może nie za nim, może za tamtym życiem, ale jakoś tęsknię. No cóż, hormony!

Jeśli chodzi o K., przez jego pracę nie widujemy się często. W ciągu tego miesiące widzieliśmy się.. 2 razy.  Ale wiecie co, może to dobrze. Dam temu iść naturalnym rytmem, żadnego przyspieszania, deklaracji, obietnic i planów. Czas pokaże, czy będzie z tego związek, czy po prostu miła znajomość. On mnie traktuje jak swoją kobietę, ja mu tłumaczę, że w związku nie jesteśmy. Może i rozmawiamy ze sobą codziennie przez telefon, ale związkiem tego nazwać nie można. Nie chcę się angażować w coś, co jest jeszcze płytkie.. Nie chcę myśleć, że mam faceta, gdy go nie mam. Gdy nie mogę się do niego przytulić. Może to początki znajomości, ale na pewno nie związek. To mi w sumie póki co pasuje. Są momenty, gdy wydaje mi się, że się zakochuję, są takie, że czuję, że nie chcę związku, że chcę pobyć sama, stać się samowystarczalna (no cóż, ze stażu to ja kokosów nie mam), iść na studia, zacząć się realizować. Ale wiecie jak to jest.. Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach. Jedno jest pewne-jestem singielką, bo tak to wygląda i tak to jest. Jedną rzecz ta znajomość mi uświadomiła. Jestem w stanie kogoś poznać i kochać zupełnie szczerze, być z nim szczęśliwą, może o wiele szczęśliwszą niż z H. A ta świadomość to sukces. Sukces, bo wierzę w to, że to, co najlepsze, nie jest za mną, a przede mną.

Gdzieś na horyzoncie pojawia się inny pan, pan P. Daje oznaki zainteresowania, wysyła sms-y, zdobył mój numer żeby się ze mną skontaktować. Miło w końcu, po tylu latach czuć się kobieco i atrakcyjnie, wiedzieć, że podobam się mężczyznom, że odwracają się na ulicy, uśmiechają, zaczepiają, mimo jeszcze bardzo niedoskonałej figury. Chyba zaczynam dostrzegać, że to jak widzę siebie wpływa na to, jak widza mnie inni.

Jest dobrze, chociaż może nie doskonale. Boję się co będzie po stażu. Złożyłam CV na pewne stanowisko.  Chciałabym, żeby się udało. To jest właśnie to, czego się boję.

31 lipca 2015 , Komentarze (27)

Cześć Dziewczyny. Dietka idzie pełną parą. Co więcej - i tutaj jestem z siebie dumna- zaczęłam biegać. Wiem, że niektóre z Was stwierdzą, że to zabójstwo, dla moich stawów, ale musiałam, chciałam, cholernie chciałam zacząć. Planowałam tak od dwóch tygodni. Miałam budzic się o 5.30 przed pracą i biegać, ale nie wstawałam.. Albo pogoda, albo lenistwo. Wczoraj założyłam buty do biegania, sportowy stanik i wyruszyłam (oczywiście nie byłam ubrana tylko w buty i stanik). Dopiero zaczynam, przebiegłam 3,5 km i uwaga! Tylko raz się przeszłam kawałek, zamiast biec. Jestem z siebie dumna.

Mam plan, żeby za jakiś czas zacząć ćwiczyć z Chodakowską. Żeby to ciało lepiej wyglądało, było kształtne. Ale to dopiero za kilka dobrych kilogramów, nie chcę wprowadzać wszystkiego naraz. Póki co zostaję przy bieganiu, rowerze i spacerach. Dzisiaj piątek, więc na mieście pewnie dużo ludzi, więc nie wiem, czy będę biegać. Jeśli nie, to orbitrek.

Za 1,5 miesiąca wesele, dokładnie 19 września. Chciałabym do tej pory zrzucić jeszcze trochę.. Nogi mogłyby nawet zostać, byle zleciał mi brzuch i ramiona.. Na weselę idę z K. (ten Pan, z którym ostatnio miałam randkę). Mam nadzieję, że wszystko się uda i go tam zauroczę mocno mocno. Martwię się jednym.. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jemu minęło.. Mniej pisze, mniej dzwoni. Ale za chwilę pukam się w głowę i mówię, Ty głupia, on mówił Ci że tak będzie, jak skończy mu się urlop, będzie miał mniej czasu, bo ma pracę taką, a nie inną. Gdyby mu nie zależało, to pewnie nie dzwoniłby w ogóle, nie proponował spotkań. A on chce, np. mieliśmy spotkać się dzisiaj, ale zadzwonił już wczoraj, że pokrzyżowali mu plany w pracy i idzie na późniejszą godzinę. Że będzie we wtorek na pewno. Powiedziałam mu, żebyśmy się nie umawiali, po prostu jak i on i ja będzie miał wolną chwilę, to się zdzwonimy. A on, że nie, że on chce przyjechać i koniec. :D

Koniec zadręczania się głupotkami, chcę skupić się teraz na sobie. Diecie, ćwiczeniach, na samej sobie. A co z K., to pokaże czas. 

Ale wiecie co.. Czuję, że wszystko mi się zaczyna w życiu układać. Sprawa z H. zakończona, schudłam prawie 30 kg, jest szansa na przedłużenie umowy o pracę. Groszowe sprawy, bo to staż, ale strasznie mi zależy... A no i ten K... Czuję, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nie mogę tylko dać się moim kompleksom. Poza tym, przy nim jestem inna. Nie biadolę. I on widzi we mnie osobą, którą ja chciałabym żeby widział. Ostatnio mówił, że musi zacząć biegać w końcu, to ja mu na to, że też planuję jakiś czas, ale nie mogę coś rano wstać. A on: " Ale Ty nie musisz, Tobie nic nie brakuje". Jak mi było miło. :Da niżej zdjęcia, przed iww trakcie diety, prawie 28 kilo mniej.

20 lipca 2015 , Komentarze (23)

Dziewczyny, miałyście rację... Jak dobrze, że zdecydowałam się na to spotkanie.

Wzięłam wolne w pracy w piątek, żeby sprzątać mieszkanie i ogarnąć siebie. I tak muszę wykorzystać to wolne, więc w sumie dobrze zrobiłam. Pożyczyłam od mamy sukienkę. Czarna, przed kolano (nogi mi bardzo schudły, dlatego bardzo dobrze czuję się teraz w takiej długości), prosta, rękawek do łokcia. Czarne kryjące rajstopy, wyższe buty, gruby łańcuch na szyję. Może opis dużo nie mówi, ale czułam się na dziesięć kilo szczuplejszą i cholernie atrakcyjną.. 

Dziewczyny, było rewelacyjnie... Nigdy takiej randki nie przeżyłam. W sumie od początku mówiłam, ze to koleżeńskie spotkanie (na wypadek gdyby się mną rozczarował). On na początku właśnie tak się zachowywał, ale z czasem zaczął się do mnie przysuwać i patrzeć głęboko w oczy... Później wygłupialiśmy się i kiedy się odwracałam to całował mnie w głowę.. Pomyślałam sobie- ohooo, chyba mu się serio podobam... Zrobił na mnie wrażenie, chociaż tacy faceci nigdy nie byli w moim typie. Jest ogrooomny! Takie szerokie plecy, wysoki... Ma najpiękniejszy uśmiech na świecie. Poszliśmy na spacer. W pewnym momencie złapał mnie za rękę, przysunął do siebie, złapał za włosy i zaczął się we mnie wpatrywać i głośno oddychać.. Spanikowałam, miałam się właśnie z nim całować... Odwróciłam głowę.. Ale później się całowaliśmy, to były najpiękniejsze pocałunki w moim życiu. Pełne takiej pasji.. To jak on dotyka włosów, karku, szyi, twarzy.... O Jezu, mam ciarki... 

Bałam się, że po tym spotkaniu mnie oleje, bo może jednak mu się nie spodobałam, ale głupio było mu to powiedzieć. Ale sam zaproponował że przyjedzie do mnie we wtorek. Wczoraj była u mnie nawałnica, nie było prądu do dzisiaj rana, w tym czasie dzwonił do mnie kilka razy i napisał na fb, czy wszystko ok, czy nadal nie mam prądu, bo on się martwi.

Tak na zdrowy rozsądek... Gdybym mu się nie podobała, nie zmuszałby się do tego żeby mnie całować, tulić, trzymać za rękę.. Nie chciałby się spotkać ponownie, nie dzwoniłby... Muszę zrozumieć, że ja mogę się podobać... Mam nadzieję, że wszystko pokaże czas i że będzie dobrze. Zrozumiałam jedno. Ta sytuacja pokazała, że H. to już skończony rozdział. A najgorsze, że ja chyba się wlasnie zakochuję..

16 lipca 2015 , Komentarze (22)

Dziewczyny, sama w to nie wierzę... Spotykam się z nim.. jutro! Wczoraj zadzwonił, że będzie w pobliżu mojej miejscowości.. Czy mogłabym się spotkać. I wiecie co.. W pewnym momencie pomyślałam.. Kurczę, zrobię to... Boję się jak cholera, tak strasznie się boję. Ale zrobię. Jutro nawet wzięłam wolne w pracy, żeby sprzątać mieszkanie i ogarnąć siebie. Paznokcie, skóra, włosy. Zapach, ja muszę wyglądać pięknie... Wiem, że mam otyłość, ale zakamufluję to. I będę sobą. Nawet, jeśli nie będzie z tego nic poważnego, to może będę miała fajnego kumpla. Najbardziej to ja się chyba boję upokorzenia. Chłopak mnie zobaczy i zaraz niby dostanie telefon, że musi jechać gdzieś pilnie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.