Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6851
Komentarzy: 54
Założony: 22 kwietnia 2015
Ostatni wpis: 11 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
swinka89

kobieta, 35 lat, Łódź

168 cm, 57.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2015 , Komentarze (6)

Wczoraj na forum ktoś zapytał czy nosimy szorty. I tak sobie uświadomiłam, że pomijając wyjścia na rower, bieganie czy do własnego ogródka nie zakładam tej części garderoby. Spódnice - tak! Szorty… 
Jednak wychodzę z założenia, że życie jest za krótkie na takie pierdoły, kompleksy i przejmowanie się innymi założyłam więc szorty na grilla. Ułatwieniem było to, że wszyscy obecni widzieli mnie już wcześniej w piżamie więc w zasadzie nihil novi. Utrudnienie: dziewczyna, z zupełnie innym typem figury, która nogi ma idealne (długie, szczupłe). No ale całe życie się z kimś porównywać? Ona ma lepsze nogi, ja brzuch i talię. A zresztą nawet gdyby była miss to co zmieni to, że ubiorę worek pokutny? I tak będzie oczywiste, że ona ma lepszą figurę niż ja, bez znaczenia jak będziemy ubrane :)


Oczywiście mimo nie do końca jędrnych "buł" i mimo mojej bladości nikt nie zwracał na mnie przesadnej uwagi. Dlatego od dziś śmiało będę wszystkim polecać walkę z własnymi kompleksami. Jasne, że strój powinien być dobrany do figury, prawdopodobnie powinnam mieć ciut dłuższe spodenki. Ale było ponad 30 stopni, na grilla w kiecce niewygodnie a ja w szafie miałam tylko tak krótkie gatki. No i trudno. Nikomu oczy nie wypłynęły krwawiąc. 

Ja wiem, jestem w miarę szczupła - ale mam spore rozstępy na udach, blizny, jakieś przebarwienia, te nieszczęsne miękkie buły… Nie są to nogi idealne. 
Ale nikogo to nie obchodzi. Nikogo nie obchodzi obwód uda obcej osoby. Ani jej cellulit. Ani rozstępy. Ok, może ktoś spojrzy na chwilę ale zaraz zapomni zajmując się swoimi sprawami, a jak nie zapomni to ja mu współczuję nudnego życia, że się takimi bzdurami zajmuje na dłużej :) Nie gotujmy się w upały! 

A na koniec idealna przekąska (lub przy zwiększonej porcji śniadanie) na tę porę roku - truskawki, jogurt bałkański i płatki owsiane ;)

4 czerwca 2015 , Komentarze (5)

Chciałam być wyższa. Chciałabym być niziutka i drobniutka. Chciałam być smukła. Chciałam mieć kręcone włosy. Chciałam mieć baby face. 
Chciałam być baletnicą. Chciałam mieć sokoli wzrok. Chciałam ładnie śpiewać. 
Chciałabym, chciałabym, chciała… 

Chyba być kimś innym. 

I sama nie wiem kiedy mi się to odmieniło. Jasne, ciągle mam takie dni, że "chciałabym" ale coraz częściej dostrzegam to kim jestem i cieszę się z tego. Jasne może i lepiej żebym na imprezach nie śpiewała ale z drugiej strony mało kto ma taki talent do rozśmieszania towarzystwa. Zawsze coś. Może nie zostałam wirtuozem skrzypieć ale mam talent do matematyki czy fizyki dzięki czemu odnalazłam swoje miejsce na ziemi i w swojej pracy powoli zostaję takim wirtuozem ;) 
Może i nie mam baby face ani idealnej figury ale ciało mam zadbane a urodę niebanalną. A co. 

I tak ze wszystkim. Doceniam swój wygląd. Doceniam swoją inteligencję. Doceniam swoją pokręconą osobowość. I nie żałuję już niczego. Bo każda decyzja jaką w życiu podjęłam doprowadziła do tego kim jestem i w jakim miejscu się znajduję. 

Doceniam nawet te cechy, które męczą mnie od lat - zbytnią wrażliwość, skrytość i - jak na dzisiejsze podłe czasy - zbyt wielką lojalność. 

I dobrze mi z tym. Wreszcie bez zamartwiania się wadami i brakami, na które nie mam najmniejszego wpływu żyję sobie szczęśliwie. Całą energię przelewam na rzeczy, które mogę doskonalić. Na to co rzeczywiście mogę osiągnąć. 

I śpię spokojnie. 

25 maja 2015 , Komentarze (2)

Wstaję rano, przebiegam do łazienki nie patrząc nawet na siebie. Z półprzymkniętymi oczami wskakuję pod prysznic, z półprzymkniętymi myję twarz i zęby. Z ciężkimi powiekami szykuję śniadanie. Dopiero aromat świeżo palonej kawy wyrywa mnie w pełni z objęć Morfeusza. 
Dopiero wracając do pokoju z miską owsianki i parującym kubkiem dostrzegam swoje odbicie w lustrze. I na chwilę staję jak wryta. "Kurka! Jestem szczupła!". 
I tak jest coraz częściej. Może nie codziennie ale często zaskakuje mnie ten fakt, za każdym razem jest to odkrycie. Mój mózg nie przyswoił jeszcze nowego obrazu mnie, ciągle myślę o sobie jak o kobiecie przy kości. 

Jem powoli i dumam intensywnie. Czy to kiedyś się skończy? Nie pamiętam naprawdę kiedy miałam wystający brzuch albo kiedy ocierały mi się uda. Nie pamiętam kiedy musiałam maskować mankamenty strojem. Nie pamiętam kiedy patrząc na siebie pomyślałam, że jestem gruba. 
Ale nie pamiętam też kiedy pomyślałam o sobie, nie patrząc na zdjęcie czy odbicie lustrzane, że jestem szczupła. Kiedy było to oczywiste. 

Przeraża mnie to jak odchudzanie wyprało mi mózg. A może raczej przytycie? Bo chyba wtedy, kiedy pierwszy raz dotarło do mnie, że jestem na granicy nadwagi, że brzuch mi lata jak galareta, że uda wielkie trą o siebie niemiłosiernie, bezlitośnie rozprawiając się z kolejną parą dżinsów...  to chyba wtedy stwierdziłam, że tak być nie może. I walczyłam zapamiętale. Walczyłam, ćwiczyłam, jadłam zdrowo. I schudłam. Ale to było tak dawno! A ja dalej myślę o sobie jak o lasce na granicy nadwagi. 

20 maja 2015 , Komentarze (7)

Jeszcze jestem mięciutka, jeszcze szału nie ma... ale zaczynam się sobie podobać.
Już nie czuję żeby komplementy były żartem. Już wiem, że mają rację bytu. 
Bieganie i ćwiczenia dają efekty. Ładują endorfinami. Po 10 kilometrach chce się żyć. Chce się oddychać pełną piersią (i co tam, że nawdychałam się już tyle smogu, że płuca wyglądają jak węgielki zapewne?)! 
Prawie najlepszymi przyjaciółmi stały się buty biegowe. Za nami już wiele kilometrów. Wiele wylanych łez. Wiele wykrzyczanych przekleństw. Wystarczy naciągnąć dres, związać kitkę, zasznurować buty, odpalić agresywną muzykę i w drogę. I głupi klient, i były facet, i poczta, i pseudo-koleżanka mogą mnie cmoknąć. Biegnę przed siebie i zostawiam wszystkie problemy po drodze, ulatniają się z każdym oddechem, z uderzeniem serca, z każdą kroplą potu. 

Ciągle walczę z regularnym jedzeniem. Powoli uczę się na nowo zaczynać dzień od owsianki. Na razie często kończy się to koktajlem. Ale jestem na dobrej drodze. Wcinanie obiadów idzie mi znacznie lepiej od kiedy mam towarzystwo ;) 


27 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Wróciłam do biegania na dobre. 
Motywacyjnie wpłaciłam wpisowe na imprezę biegową. Na razie bez szaleństw - 10km latem. Później półmaraton jesienią. 
I niech się dzieje co chce. 
Wreszcie mam motywację by jeść. By dbać o siebie. By zakładać codziennie strój do ćwiczeń i wylewać z siebie siódme poty. 
Na razie - kondycji brak. Ale nie załamuję się. I tak jest o niebo lepiej niż kiedy zaczynałam dawno, dawno temu. 

Czuję się silna. Niezniszczalna. 

Powstaję jak feniks z popiołów. 

Koniec z ryczeniem za facetem. Czas zrobić coś dla siebie.

Dzisiejsze menu:
- serek wiejski z rzodkiewkami + 2 kromki razowca, kawa z mlekiem.
- koktajl bananowy z kakao, 
- miseczka dahl z czerwonej soczewicy i brązowy ryż, 
- szaszłyki warzywne z grilla

Dzisiejsza aktywność (walczę z zakwasami po pierwszym biegu od miesięcy ale się nie poddaję):
- przysiady (na razie obciążenie własne), 
- wykroki,
- skakanka, 
- brzuchy, 
- plank, 
- wymachy,
- intensywny marsz.

Niby nic ale godzina się z tego zrobiła. 

25 kwietnia 2015 , Skomentuj

Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie mała, pulchna świnka. Świnka była bardzo szczęśliwa miała przyjaciół, pięknego knura u boku a korytko zawsze było pełne różnych smakołyków. Dni mijały a świnka zamieniła się w małego, okrągłego tucznia. 
I nagle z przerażeniem odkryła, że mimo, że młoda i niegdyś wysportowana, zwinna i giętka dziś ledwo łapie powietrze po podbiegnięciu do tramwaju. 

I tak, dwa lata temu zaczęła się moja przygoda z odchudzaniem. Za Krzysiem Ibiszem mogłam śpiewać: Racjonalne żywienie, pięć posiłków dziennie! Dzielnie biegałam, jadłam zdrowo, ćwiczyłam na siłowni. I pozbyłam się 8 kilogramów, cellulitu i luźnego brzucha. 

Niestety. Następne 8 kilo nie miało nic wspólnego ani z chęciami ani z racjonalnością.

Od kilku dni wracam na dobre tory. Znów odżywiam się regularnie, znów zaczynam biegać. Na razie powoli. Ale do wakacji będę lachon! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.