Zastanawiam się...
....nad dietą ONŻ... wydaje się być całkiem rozsądna. Może nawet tą niby Turbo...
.
Mam wrażenie, że mój metabolizm sam już nie wie co ma robić... Trzymam dietę, ćwiczę, siedzę cały dzień poza domem, nie jem na noc, a waga stanęła dęba.
Coś nie mogę zejść poniżej 98... A z dnia na dzień potrafi pokazać raz kilo w dół raz kilo w górę.
Zamówiłam sobie wczoraj "spalacza-wspomagacza", zobaczymy, kiedyś przy ćwiczeniach mi pomagały takie suplementy. Może trochę rozrusza ten mój metabolizm. Czasem mam wrażenie, że musiałabym nic nie jeść i ćwiczyć po 3 godziny dziennie to może coś by się porządnie zadziało... Ale nie tędy droga....
Grrr
W kwietniu, gdy wyszłam rano pobiegać ugryzł mnie owczarek niemiecki. Był spuszczony ze smyczy. Zgłosiliśmy na policję, bo miałam może nie wygryzione mięcho, ale ranę, którą opatrzyli mi w szpitalu i dostałam zastrzyk przeciw tężcowi.
Dzisiaj dowiedziałam się, że babka dostała 50!!! zł grzywny!!! Litości. Tyle dają za przejście przez jezdnię, a nie za czyjąś krzywdę.
Oczywiście pani nie chciała wypłacić żadnej rekompensaty. Dziś się tak wnerwiła, że zadzwoniłam do niej, że jeśli mi nie podaruje chociaż 200zł wnoszę sprawę do sądu. Ja na jej miejscu od razu próbowałabym jakoś załagodzić sprawę.
Ale mnie nosi.... I nici z relaksu po porannej jodze....Grrrr
No tak....
... jak tylko pięta zaczęła dokuczać na tyle, że nie mogłam stać na stopie, zrobiłam sobie wymówkę i przestałam ćwiczyć.... Blokada zrobiona półtora miesiąca temu a ja nadal nie mogłam się zmobilizować.
W między czasie było wesele, święta i tak znowu wróciłam do 101kg. Grrr... Ale od dwóch tygodni wzięłam się za siebie i tak waga spadła na 98,7.:) Jak to ze mną jest dziwnie. Potrafię oprzeć się słodyczom, nie myślę o jedzeniu, unikam pokus, albo całkiem odwrotnie, jem same słodkości, czipsy, objadam się chlebem. Popadam w skrajności. Jak na sinusoidzie.... Raz całkiem na górze, raz całkiem na dole.... Póki co wróciłam na tą górną fazę.... Trzymam się. Chodzę na siłownię i wróciłam na jogę:) Ta mi sprawia największą frajdę....:)
Chociaż czasem przychodzą myśli....jesteś taka głupia i niekonsekwentna, że już nigdy nie będziesz szczupła.... Bo przecież to jest takie proste. Tak łatwo sobie radzę z zrzucaniem kilogramów, jak już się sprężę.... Ale to jak nałóg.... Naprawdę.... zjem jedno ciastko, to nie przestanę.... I znowu spadnę na dno. Jak alkoholik... Albo nie daj Boże będę nieszczęśliwa....
Kiedyś już myślałam o terapii. Bardziej przydałby mi się psychoterapeuta niż dietetyk...
Boszz trzymajcie za mnie MOCNO kciuki!!! Błagam!!!
Spada i spada:)
Ale nie ma się co oszukiwać, to wynik ciężkiej pracy.
Jestem na siłowni 4-5 razy w tygodniu.Ćwiczę 1,5 do 2 godz. Próbuję biegać, ale głównie maszeruję "po górach". Tak godzinkę, a później jeszcze odrobina siłowych, co by nic nie obwisło.;)
Dziewczyny w pracy pukają się w głowę, bo chodziłam na siłownię prosto z nocnej zmiany, zamiast od razu biec do łóżka.
A czemu nie, później w ogóle by mi się nie chciało.
Do tego dieta, chociaż przyznam, że zdarzają mi się małe odstępstwa, ale potem wszystko spalam na siłowni.
Jestem z siebie zadowolona, a ton głosu mojej teściowej, gdy powiedziałam, że schudłam prawie 8 kg bezcenny.:) Zobaczymy, jak jej szczęka opadnie, gdy przyleci na wesele.:)
Taaak!!!
Chciałam sobie udowodnić, że uda mi się dobić do 98 w moje urodziny. Udało się:) Baaardzo ciężką pracą, ale się udało. To bardzo motywuje i daje siłę do dalszego działania.
W pracy dziewczyny pukały się w głowę, gdy mówiłam, że prosto z nocki idę na siłownię. Później bym się nie zmobilizowała, bo chciałoby mi się spać, a nie ćwiczyć.
Fakt, idąc do niej, nie raz miałam ochotę przejść obok i iść dalej do domu, do łóżeczka. Ale tak nie zrobiłam. Od zeszłego piątku nie byłam tylko raz.
Jestem codziennie. Chyba, że moje ciało woła "cholera, daj mi trochę odpocząć!!!". Wtedy niestety muszę odpuścić.
Zaczyna być widać efekty, To już prawie 7kg. Wiem, że to nie równe 98, ale zawsze 98;)
Jestem z siebie dumna.:D
A urodziny miałam rewelacyjne dzięki koleżankom z pracy i rodzince.
:(
Usłyszałyście kiedyś, że jesteście "pierdolonym grubasem"?
Ja tak, od koleżanki z pracy. Bardzo zabolało.... Ale jeszcze przyjdzie czas, że jej pokażę!!! I to ja będę mogła tak do niej powiedzieć, ale tego nie zrobię.
Jest jest!!!
:)
-2kg. W obwodach też całkiem nieźle. Najbardziej spadło mi w brzuchu, po kilka centymetrów. Byle tak dalej. Jest mi dobrze, niczego mi nie brakuje. Byle coś mi znowu nie odwaliło i nie przekręciło mojego toku myślenia.
Bo ja już tak mam, że wpadam ze skrajności w skrajność....:/
Córa marnotrawna....
Wróciłam. Oczywiście z setką. Bo jakżeby inaczej.....:/
Ale jestem już na dobrej drodze. Zawzięłam się, wykupiłam karnet na siłownię i fitness i koniec z tą wagą.
Dzięki niej mam rwę kulszową, ostrogę w pięcie, podwyższony cholesterol, a nic dobrego.
Mam jej dość!!!
Pozbędę się jej z mojego życia raz na zawsze!!!
Dukan odpada...
Pojawiło mi się białko w moczu. W związku z tym musiałam zrezygnować z dukana. Szkoda, bo dawała efekty. Teraz moja waga stoi w miejscu. Czekam na następny okres mobilizacji. Ja już tak mam. Chudnę w swoim tempie. Trochę spadnie, potem zaniechuję diety i stoi (ważne, że nie rośnie).
Potem znowu mam okres natchnienia i sobie spada. Czekam na sierpień, bo wtedy otworzą mi znowu basen. Muszę się trochę podkurować, bo jestem dopiero co po anginie ropnej i to takiej porządnej z temperaturą 39 nawet.
Co ja się mam z tymi migdałami.:/