Dziś dzień czwarty, biegałam przez 40 minut. Zrobiłam tylko dwa 50 metrowe marsze bo serducho zakłuło. To dopiero mój drugi trening ale zrobiony prawidłowo bo z rozgrzewką i rozciąganiem. ALE JESTEM Z SIEBIE DUMNA!!! Powiedziałam sobie, że dzis wydłużę dystans. Ostatnio zrobiłam dwa okrążenia z dwoma marszami- jedno duże i jedno mniejsze. Dzis obiecałam sobie, że zrobię dwa duże okrążenia i kiedy wykorzystałam juz te dwa marsze, a zostało mi jakieś 2km byłam pewna, że nie poradzę.. A jednak- Udało się. To uczucie, kiedy człowiek przekracza swoje granice- granice umysłu, które tylko podsuwają niemądre i nieprawdziwe hasła typu" nie dasz rady, zaraz rozwiąże ci się but, pod górkę odpuść, to i tak za daleko"i inne głupie teksty..
Jeszcze jedno, dlaczego dopiero dziś zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo źle wyglądam. W głębi duszy jestem całkiem inną osobą. Chcę się modnie ubierać, być bardzo zadbaną, wzbudzać zainteresowanie. Tymczasem przechodząc obok przystojnego mężczyzny czuje na sobie ich wzrok, który mówi "zrób coś z sobą". Nie chce komplementów i innych dupereli, tylko czasem żeby ten ich wzrok zawiesił się na mojej sylwetce z innego powodu niż litość. Eh sama sobie na to "zapracowałam". Żyć trzeba i walczyć o każdy dzień i tego się teraz trzymam.
Na dowód biegania- moja koszulka. Na zdjęcia ciała za wcześnie, chociaż i takie zrobiłam kilka dni temu, potraktowałam je jak zimny prysznic.