Nie wiem jak to się stało, ale obecnie po stracie 17 kg i kompletniej transformacji wyglądu czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej, wtedy gdy byłam otyłą, bardzo zaniedbaną bardzo młodą dziewczyną, która z podziwem patrzyła na ładniejsze uśmiechnięte koleżanki. Nie wiem jak to się stało, ale czuję się gorzej (psychicznie) zaczynam chyba wariować, mam wrażenie, że nigdy nie będę z siebie zadowolona.
Chciałabym wrócić do momentu w którym wygląd nie był dla mnie ważny, lub chociaż spróbować zmienić jego rangę w hierarchii wartości. Możecie mówić, że to oznaka próżności, że przecież ludzie chorują, mają gorsze problemy, ja to wszystko wiem, nienawidzę siebie za to, że nawet to do mnie nie przemawia. Możliwe, że to przez samotność, przez doświadczenia z czasów szkolnych, gdy 2 razy zdarzyło mi się być zwyzywaną na ulicy przez nieznajomych ludzi. Pewnie, że nikt NORMALNY by się tym nie przejął, oczywiście, tyle, że ja nie mam jak się bronić, moja samoocena jest ciągle zerowa, niezależnie od osiągnięć nie tylko na tle mojej aparycji. Od czasu moich początków z odchudzaniem zmieniłam garderobę, fryzurę, zaczęłam się malować, wielu ludzi mi mówiło, że mnie nie poznaje, że zmieniłam się bardzo na plus. Nawet ostatnio doznałam szoku jak przypadkowo znalazłam w starym aparacie zdjęcie z czasów początku liceum, nadawałoby się na mema internetowego, nie byłam w stanie się poznać, ale to wszystko w pewnych momentach przestaje mieć dla mnie znaczenie i zostaje wyparte przez nawracające z uporem maniaka przekonanie "jeszcze nie jest WYSTARCZAJĄCO dobrze, jeszcze jesteś brzydka, jeszcze dużo pracy przed Tobą" tyle, że tę pracę można już osiągać tylko przez skalpel, tyle, że ja nawet nie wiem co mogłabym zmienić, zresztą i tak nie mam na to pieniędzy.
Z drugiej strony są studia, siedzę nad książkami niezależnie od choroby, samopoczucia, codziennie spędzam większość czasu nad podręcznikami, wówczas gdy inni na luzie podchodzą do życia, imprezują, cieszą się i nie stawiają nauki na pierwszym miejscu, mają życie pozauczelniane, a ja jestem uwięziona w lustrze lub książkach. Nie ma w moim życiu miejsca na nic innego. Najgorsze jest to, że nawet nie wiem komu mam to powiedzieć. Terapeuta nie pomógł, psychiatra* już 2 razy mnie zbył po tym jak zaczęłam opowiadać o tych moich obsesjach.
*Mam zaburzenia depresyjno-lękowe od 6 lat
Nie wiem po co o tym napisałam, może wyszedł ze mnie grafoman, może nawet desperat, musiałam.