Hej,
dzisiaj historia bez happy endu. Bo przecież nie zawsze w naszym życiu jest różowo.
No, ale zacznę od początku. W styczniu tamtego roku zmarł tragicznie mój tato.
Lód się zarwał 4 m od brzegu, jak wracał z ryb do domu. Jutro będzie pierwsza rocznica. Kilka lat przed tym zdarzeniem moi rodzice się rozstali i wyprowadziłam się z mamą i bratem do innej miejscowości. Jednak cały czas utrzymywaliśmy kontakt. Tato przyjeżdżał do nas, my do niego. Wszyscy razem spędzaliśmy święta, grillowaliśmy bawiliśmy się i było fajnie. I rodzice postanowili, że tato sprzeda dom, my mieszkanie i zamieszkamy razem. Wszyscy już się cieszyli do momentu kiedy dostałam SMS " Kochana tak mi przykro. Jesteśmy z Tobą"
I pomyślałam k... o co chodzi? Zadzwoniła do mnie mama, że wszyscy taty szukają bo dzień wcześniej nie wrócił z ryb. Dzień wcześniej, a nikt nas nie powiadomił...
Organizacją pogrzebu zajął się taty brat. Ja z bratem nie wiedzieliśmy nawet za co się zabrać i wujek też po prostu nie liczył się z naszym zdaniem. Na pogrzebie przy trumnie stał wujek, jego rodzina i nasz babcia z dziadkiem. Dla nas pod namiotem już nie było miejsca, więc staliśmy z ludźmi, całkiem z boku.
Po pogrzebie wujek wydzwaniał do nas żeby jak najszybciej pojechać i otworzyć testament bo bez nas nie było takiej możliwości. No i pojechaliśmy i co?
Pierwszy testament na mnie i na brata, a drugi na wujka i babcie.
Wujek z babcią po separacji rodziców wsadzili tatę w auto i kazali zmienić testament, a mój tato wtedy był wściekły na mamę, że odeszła i testament zmienił.
Drugi jest ważny.
U notariusza wujek do nas mówi " Słuchajcie tato uposażył mnie w PZU dostanę 20 000 to podpiszcie tutaj, że się zrzekacie praw to ja wam to dam"...
Dostał 60 000 ubezpieczenia bo tato był na 30 000 ubezpieczony, a za nieszczęśliwy wypadek wypłacają 200%. My nie dostaliśmy ani złotówki.
A ten człowiek zapytał jeszcze u notariusza " Gdzie są moje pieniądze za pogrzeb?"
Bo on zapłacił i podzielił koszty. Babcia odrzuciła spadek bo powiedzieliśmy jej, że tak czy tak my z wujkiem w sądzie to załatwimy, a nie chcieliśmy jej ciągać:)
No i wujek zapewniał i płakał, że on nas nie skrzywdzi, co za hipokryta...
Po tacie nie mam ani jednej pamiątki... zapytałam wujka czy możemy jakąś rzecz zabrać a on do mnie " zależy jaką" no i ja nie wiedziałam co na to odpowiedzieć bo mnie zatkało i mówię " yy no może mój brat będzie chciał zegarek po tacie" a on mówi " zegarek to ma dziadek no i zostaliśmy z niczym.
I teraz finał
Wujek sprzedał dom ponad 50 000 taniej niż mieszkania w tej miejscowości. A dom przechodził gruntowny remont w 2000 roku w stylu ocieplanie, centralne, okna, podłogi ściany wszystko. Więc to nie była rudera. Sprzedać sprzedał, a resztę wziął pod stołem. Podzielił według niego tyle ile powinniśmy dostać i nam przesłał te pieniądze na konto.
My z bratem nie zgodziliśmy się na jego wycenę i czekaliśmy i tak i tak na termin rozprawy. No i jego adwokat zadzwonił do naszego żeby zawrzeć ugodę. No on musiał nam jeszcze 12 tysięcy dopłacać, ale sprawę zakończyliśmy.
W końcu po roku czasu otrzymaliśmy pieniądze i to nie to co się nam należało, ale połowę bo połowę zabrał wujek.
Na następny dzień zadzwoniła babcia do brata, że jak my możemy się tak zachowywać, skoro my tatę zostawiliśmy, nie opiekowaliśmy się nim i nie odzywaliśmy. BRAK MI SŁÓW na te oskarżenia. Bo żadne z nich nie jest prawdą...
Na święta na wigilię zadzwoniliśmy do babci złożyć życzenia i chcieliśmy pojechać ją odwiedzić ( brat kupił babci i dziadkowi już prezenty) a ona do nas że nie chce nas widzieć... babcia w wigilię...
Na wszystkich świętych kupiliśmy znicz piękny witrażowy i co?
Wyrzucili...
Dzisiaj jest dzień babci, jutro dziadka i nie zadzwonię... Ci ludzie skrzywdzili mnie jak nikt inny. Wiem, że babcię i dziadka mam już tylko jednych, ale ile razy można przyjmować takie ciosy? Człowiek nie jest ze stali, a to że są starsi nie jest żadnych usprawiedliwieniem.
Stracili syna, a przez swoje zachowanie stracili wnuki...
Jutro jadę na msze za tatę i pewnie wszyscy będą, ale nie będę z nimi rozmawiać.
W naszym przypadku wszystko już zostało powiedziane...
I wiecie co jest najśmieszniejsze? Że jak my się dowiedzieliśmy, że testament nie jest na nas, że wujek nie dał nam ani złotówki z ubezpieczenia, że oni od nas oczekują, że postawimy pomnik... to my się nie pogniewaliśmy tylko dalej odwiedzialiśmy i rozmawialiśmy.
Kocham moją babcię i dziadka, ale widocznie jest między nami mur nie do pokonania. Pomodlę się za nich w dniu ich święta, bo na chwilę obecną nic mi innego nie pozostaje...