Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie lubię sportu. Pływanie to jedyne co toleruje mój organizm. Czas to zmienić, tyję coraz bardziej, zajadam stres. Bardzo chcę zmienić w sobie to, że chęć na jedzenie przerobię na sport :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 75474
Komentarzy: 1511
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 29 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tazik

kobieta, 34 lat, Wrocław

177 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 marca 2013 , Komentarze (35)

Drogie Kocurki obchodzące dzisiaj swoje święto...

Życzę Wam wszystkiego co najcudowniejsze, tego, by spełniły się Wasze marzenia!
Oraz- abyście czuli się świetnie we własnym ciele i cieszyli się każdym dniem!!!




I taka tajemnica specjalnie dla Was- kobiety szaleją za Wami, bez względu na to jak bardzo chcą pokazać, że są silne i niezależne :))


Kocurki i Kociczki, bardzo się dzisiaj ucieszyłam. Wspomniałam już jednemu Kocurkowi wczoraj, że podobnie jak on- schowałam wagę w kąt i odkładam ją na tydzień przynajmniej ...! Mam dość swojej obsesji na punkcie ważenia. Teraz dodatkowo jestem przed @, więc oczywiste, że waga pokaże więcej.

Waga jest urządzeniem z piekła rodem, ot co! ;))

Wzięłam za to centymetr. I jest super!!! Wszędzie potraciłam po ok. 2 cm !!!

W świetnym humorze postanowiłam troszkę pobuszować w kuchni. W ten sposób obmyśliłam podwieczorek i kolację.

Zobaczcie sami:

PODWIECZOREK:


Zrobiłam BATONIKI bakaliowe wg przepisu cygiii - zmodyfikowałam co nieco przepis, ale wyszły po prostu boskie!!!
Do tych dodałam kakao i olejek migdałowy oraz przyprawę do piernika :))



Natomiast do tych, pokrojonych na mniejsze kawałeczki- cynamon i imbir:


Batoniki są genialne, chrupią, a zarazem są zbite i łatwo je po ostygnięciu pokroić. Smak boski !!!
Przepis jest już w moich ulubionych :))
Moją modyfikacją jest to (gdyby ktoś z Was kochani zechciał się skusić), iż:
- uprażyłam najpierw orzechy na patelni
- dodałam dużo rodzynek, a zaledwie łyżkę miodu
- dodałam też płatki owsiane i masę przypraw oraz olejki
- trzymałam dłużej w piekarniku :))


Oj, zagoszczą one w moim menu!!! Jestem w takiej fazie, że mam ochotę wcinać wszystko co słodkie- taka przekąska jest idealna! Czuję się tak przyjemnie nasycona, brzusio pełny (bo otręby i płatki) i co najważniejsze- nie mam już ochoty wcinać czekolady i ciastek :))

Jako wielka fanka kuchni włoskiej, ubóstwiam spaghetti i wszelkie pizze !
I to właśnie domowa pizza dziś będzie moją kolacją. Zobaczcie sami, pizze już gotowe, czekają na włączenie piekarnika :))



Spód jest niestety bardzo oszukany, składa się głównie z jajek i otrębów oraz przypraw :)) I zrobiony został na patelni i wyglądał tak, hihihih:



A składniki na dwie pizze?



Papryczka, por, gotowane mięsko z kurczaka (ukradzione z rosołu) hihih :)) No i ser żółty- niestety bez tego sobie nie wyobrażam pizzy :))

No nie patrzcie tak nooo...... Idę dzisiaj biegać!!! Spalę ten ser :))

Także dzisiaj bardzo kulinarnie i z uśmiechem na twarzy !!!

A na koniec ku mojej uciesze troszkę przystojnych panów?








Pamiętacie kochani słowa Czehowa?

Kobiety bez towarzystwa mężczyzn więdną, a mężczyźni bez kobiet głupieją.

Otóż to !!!

Buziolki Kochani :))

Wieczorem zajrzę co u WAS :)

9 marca 2013 , Komentarze (16)

Kociczki i Kocurki....


Stało się to wczoraj. Zainspirowana Waszymi zdjęciami porównawczymi, postanowiłam zrobić sobie swoją pierwszą sesję- z boku, z przodu, z tyłu...

Przed zdjęciami byłam tak szczęśliwa, że schudłam już parę kilo, więc sądziłam, że wyglądam mniej więcej tak:
 


Hehehehehe -jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy zobaczyłam:
- wałki na plecach
- trzęsące się uda
- tłuściutkie, wielkie biodra,
- duuużo cellulitu

Dodatkowo do mojego podłego nastroju przyczynił się zbliżający @ , co u mnie oznacza:


Tak się właśnie czuję... Rozbita, zdenerwowana, na zmianę szczęśliwa i smutna, szukam jedzenia ciąąąągle, zwłaszcza słodyczy.... Ajajajaj!!!!!!!!!

W ramach odprężenia i ukojenia emocji, wyszłam na spacer, długi, bo zrobiłam ponad 8km. I wiecie co??? WRÓCIŁAM STRASZNIE GŁODNA

Dlatego postanowiłam dogodzić sobie pyszną sałatką. Taką oto, z gotowanych pieczarek:


I lepiej mi się zrobiło :)

Ponadto odmówiłam dzisiaj pierogów ze skwarkami, kurczaków z KFC oraz nie pożarłam całej Milki karmelowej.

Zjadłam TYLKO dwie kosteczki...

Zaraz idę ćwiczyć troszkę, spalę co nieco. Jutro pobiegam :)

I niech mi minie już ten nastrój... Aaaaaaa !!!!
Wybaczcie, może to przez PMS, ale nie czuję się na siłach dodawać tych zdjęć... Jeszcze nie....
Na dodatek dziś sobota, a tu siedzę sama w domu.
Więc ze wszystkimi, którzy to czytają, a też siedzą sami- wznoszę toast zieloną herbatką!

NASZE ZDROWIE!!!!!!



Życzę Wam cudownego wieczoru i... dobrych humorów!!!

8 marca 2013 , Komentarze (11)

Witajcie Kociczki, obchodzące dzisiaj swoje ŚWIĘTO!!!

Wszystkiego co najlepsze! Dużo uśmiechu, radości, miłości i pogody ducha! Ale przede wszystkim, życzę Wam i sobie tego, byśmy czuły się wspaniale w swoich ciałach! Bo jesteśmy piękne- ZAWSZE!!! Wszędzie, rano i wieczorem, zimą i latem- jesteśmy KOBIETAMI ! I jesteśmy cudowne! :)



Moja ulubiona, wspaniała Marylin- kobieca, seksowna, no po prostu ideał ! :))
Nie kręcą mnie chudzinki, wykreowane na dzisiejsze "piękności".. Anja Rubik owszem, może jest ładna, ale jak dla jest totalnie nieapetyczna. Może nie pasuję do tych czasów i nie wpisuję się te kanony, ale powiem wam jedno:

NIE MAM ZAMIARU DĄŻYĆ DO DZISIEJSZYCH IDEAŁÓW PIĘKNA.

DLA MNIE TO PO PROSTU NIE JEST...PIĘKNE! ;)
Czy mówię tak, dlatego, że daleko mi do tych chudzinek? Pewnie po części też. Ale po prostu kierując się własnym poczuciem estetyki, a nie modelem narzuconym mi przez kreatorów mody i media- wybieram opcję POŚREDNIĄ - kobietkę z zaokrąglonymi kształtami, nie chudą, nie grubą- "w sam raz idealną"

Dążę więc do bycia "pośrednią" :)
Aczkolwiek wczorajsze spotkanie skończyło się gorzej niż myślałam, ale nie załamuję się. Nie będę też pisać co narozrabiałam, bo to oczywiste, że sporo przeskrobałam... Ale tak jak pisałam wcześniej- nastał nowy dzień, waga pokazuje nadal 80 kg, więc znowu jest szansa, żeby wszystko porządkować :))


Po wczorajszych grzeszkach, postanowiłam "odtruć" organizm.
Wymyśliłam sobie dzisiaj DZIEŃ POKUTY, który opiera się na samych warzywno- owocowo- maślankowych koktajlach :))


Dzień zaczęłam od jogurtu z odrobiną miodu, zabarwionego herbatką z owoców leśnych.


OBIAD:

Wyszły mi aż dwa kubeczki bardzo pikantnego koktajlu warzywnego złożonego z:
- ugotowanej na parze marchewki
- cebuli
- fasolki szparagowej
- pomidora
- ząbka czosnku
- ziół, przypraw... duuużo pieprzu i chili !!!

Nie mogłam zjeść/wypić jednego do końca, był strasznie syty!


DESER:


Banan, maślanka, łyżeczka miodu, cynamon + borówki = PYYYYCHHAAAA!!! :))


PODWIECZOREK:


Maślanka, starty ogórek, koperek, pół ząbka czosnku, sól, pieprz :) Bardzo orzeźwiający- czeka na mnie za jakieś 2h :))

Nigdy nie robiłam czegoś takiego, więc jeśli spędziłyście kiedyś Kociczki dzień na samych koktajlach to napiszcie jakie macie spostrzeżenia ! :)
( Ja nawet dnia NIGDY nie wytrzymałam na głodówce- takiej w celu oczyszczenia. NIGDY!!! Nie mogłam się oprzeć zjedzeniu czegokolwiek... ;))


Dzisiaj chciałam ograniczyć kalorie, czeka mnie jeszcze bieg dzisiaj, więc może jakoś pójdzie w niepamięć wczorajsze.... Jedyne, co mogę polecić z wczorajszego jedzonka to jajeczka nadziewane szynką i koperkiem - O RAJUUUU, rewelacja... :)) KOCHAM JAJKA!!! :))

Życzę Wam miłego dnia Kobietki ! Tym, które świętują w towarzystwie- życzę cudnej zabawy, a tym kobietkom, które zostają dziś w domu- proponuję spędzić cudowny wieczór z lampką wina, gorącą kąpielą z pachnącą pianą, włączyć  film lub poczytać dobrą książkę... Taki reeelaksss.... I czas tylko dla siebie! :)
Buźki !!!


I na koniec- RADOŚCI !!!!







7 marca 2013 , Komentarze (9)

Witajcie Kociczki i Kocurki :))

Ja dziś po bieganiu, zimnym prysznicu, pysznym śniadanku i z masą rzeczy do zrobienia!

Bieganie z rana to dla mnie jak zawsze katastrofa, ale wzięłam ze sobą wodę z rozpuszczonym magnezem i nieco pomogła. Bo po prostu nie mam mocy z rana i już!

Śniadanko było super, grzaneczki z serkiem, przyprawami i papryką:



Teraz popijam zieloną herbatkę, przegryzłam ciastkami owsianymi i kilkoma chipsami marchewkowymi- musiałam zrobić małe zaopatrzenie w razie kryzysu chipsowego ;))
Lubicie chispy marchewkowe?? Jeśli nie próbowaliście, to polecam :) Zwłaszcza wszystkim tym, który tak jak ja- nie mogą żyć bez chrupania pikantnych rzeczy.
Marchewkowe z ostrą papryką- są naprawdę spoko..! Muszę spróbować zrobić je sama kiedyś w piekarniku. Boję się jednak, że nie wyjdą tak chrupiące jak te ze sklepu ;)


W sprzedaży są też buraczki i pomidorki. Pomidory a'la chipsy- fuuuuj.... Zupełnie nie dla mnie! Kwaśne i paskudne, no po prostu nie na moje kubki smakowe. Buraczki kiedyś wytestuję, a co..! ;)

A dzisiaj na wieczór- muszę się wyszykować, idziemy do knajpki na posiadówkę, więc będzie znowu .... % 

Ale sugerując się Waszymi radami i moimi preferencjami, wybiorę zdecydowanie:



Więc może nie będzie tak źle :))

Dziś mam w planach zjeść jeszcze pierożki na obiad (niestety bez śmietany czy prażonej cebulki na tłuszczu). A na deser koktajl jakiś wyczaruję

Muszę się zbierać, bo obiad na jutro trzeba przygotować, posprzątać, upiec jakieś zdrowe ciasteczka, no i na koniec zacząć się stroić hihih

Miłego popołudnia i wieczoru Wam życzę!!! Buziaczki :))

Ps. Na koniec patrzcie jak wyglądałam, gdy otworzyłam rano oczy :



Hihihi, dokładnie tak !!!




6 marca 2013 , Komentarze (5)

Moi kochani! Za wczorajsze komentarze i wiadomości na priv- dziękuję po stokroć, ponieważ w dużej mierze wyciągnęliście mnie z bardzo kiepskiego humoru!
Dzięki Aniołki !!!


Od kilku dni mam kryzys jedzeniowy, tj. jem więcej. Dziś dodatkowo jadłam bezmyślnie. Po prostu co by było- to bym wciągnęła.

I pomimo, iż pożarłam zbyt wiele- wiem jedno- NASTĄPIŁA WE MNIE PRZEMIANA !!!

PO PONAD MIESIĄCU JEDZENIA, A NIE ŻARCIA + BIEGANIE CO DWA DNI,
MOGĘ ŚMIAŁO STWIERDZIĆ, ŻE ZMIENIŁO MI SIĘ TEŻ CO NIECO POD KOPUŁĄ !!!

Otóż, mam takie postanowienie, że jeśli chcę zjeść coś słodkiego- to jem to do śniadania, żeby organizm zdążył to spalić w ciągu dnia. I chociaż ubóstwiam popołudniowe ( i nocne ) wyjadanie smakołyków - zwłaszcza do kawy jakieś ciasteczka, czekoladki, itd. - to starałam się wybierać jednak na to porę dopołudniową.

Zjadłam więc dzisiaj śniadanie (3 kromki razowca z pastą jajeczną i sałatą), a do tego dwa cukierki czekoladowe. No i git majonez, szczęśliwa ruszyłam na zajęcia.

Na II śniadanie były dwie mandarynki.

Za jakieś 2,5 h zjadłam przygotowaną wcześniej kanapkę z sałatą i salami.

Obiad: miseczka zupy jarzynowej + jeden krokiet


O kolacji zaraz napiszę, jednakże CZUŁAM SIĘ NAPRAWDĘ NAJEDZONA. Nic dziwnego- nie czarujmy się: cukierki, tłuste salami, krokiet w panierce na tłuszczu smażony- to wszystko dietetyczne nie jest. Ale jak to ludzie borykający się z obżarstwem mają w zwyczaju- nie mogłam na tym poprzestać. Na zasadzie- im gorzej jest, tym bardziej sobie dołożysz i pogorszysz sytuację..

Przyjechałam wymęczona psychicznie i fizycznie, więc chciałam sobie wypocząć. Więc zaraz po obiedzie, zrobiłam kawę, włączyłam TV i wzięłam 3 kostki gorzkiej czekolady, kolejnego cukierka i kilka cieniutkich ciastek owsianych- migdałowych (takich z otrębami, bez cukru, z Almy. Świetne są, bo chrupią i są smaczne).

Także nie oszczędzałam się- oj nie! MAŁO TEGO.

Za jakiś czas przyszedł przecież czas na kolację.
I ZNOWU OGARNĘŁO MNIE "TO" UCZUCIE- TAKIEJ PRZEGRANEJ, POCZUCIE WINY I CHĘĆ REZYGNACJI... PO CO SIĘ STARAĆ, SKORO NIE MOGĘ WYTRZYMAĆ I ŁAMIĘ ZASADY ???

I ZARAZ PRZYSZŁO OPAMIĘTANIE: 

OCZYWIŚCIE, ŻE WARTO SIĘ STARAĆ !!! OCZYWIŚCIE, ŻE WARTO WALCZYĆ !!!

ZJADŁAŚ TYLE SŁODKIEGO- OK. STAŁO SIĘ !

NIE PÓJDZIESZ DZISIAJ BIEGAĆ, BO MASZ ZAKWASY I NIE MASZ NA NIC SIŁY???- OK, PÓJDZIESZ JUTRO !!!

TYLKO SIĘ NIE PODDAWAJ, BO TO ABSOLUTNIE NICZEGO NIE POLEPSZY !!! A BĘDZIESZ SIĘ CZUŁA STO RAZY GORZEJ, GDY SIĘ NAJESZ JAK PROSIAK TŁUSTYMI I SŁODKIMI RZECZAMI. TAKIE NAŻARCIE SIĘ NICZEGO DOBREGO NIE PRZYNIESIE!!!

JAKBYŚCIE TO WIDZIELI.... Nawyciągałam już z lodówki rarytasów: ser żółty, parówki, bułeczkę- wszystko po to, żeby sobie zrobić tosty na kolację. A, że słodkiego nadal mi mało- rozrobiłam serek biały z cynamonem, miodem i dżemem malinowym. Trzymam w ręce ten serek i nagle jakby mnie ktoś palnął w tłusty łeb:

"PRZECIEŻ TY WCALE NIE MASZ CHĘCI TEGO JEŚĆ !!!"

Tak było !... Wcale tego nie chciał mój brzuch. On domagał się czego innego- warzyw. I wtedy skumałam, że mój organizm naprawdę polubił zdrowe jedzenie. Teraz się go domaga!!! Ok, małe przyjemności są wskazane, poprawiają humor, raz na jakiś czas są wręcz zalecane. Ale na co dzień całą sobą (choć o tym nie wiem) wołam:

"Warzywa poproszę! Do tego szklankę kefiru! Ooo tak, tak, proszę podać tą tartą marchew z jabłkiem i cynamonem! Sok ze świeżej pomarańczy? Z ochotą ! Szpinak z czosnkiem i brązowym makaronem? Dawaj i nie żałuj porcji !"

Tak więc od dzisiaj zaczynam się porozumiewać ze swoim organizmem (jakkolwiek to brzmi ). Dlatego też, odłożyłam ten biedny serek, odłożyłam te sery i bułki na tosty. Zamiast tego zrobiłam coś, co częściej trafi do mojego jadłospisu. Zobaczcie, bo pękam z dumy, że zjadłam to na kolację zamiast tostów:




ZAFUNDOWAŁAM SOBIE KOLOROWY TALERZ:
- SAŁATA LODOWA
- PAPRYKA CZERWONA
- PAPRYKA ŻÓŁTA
- OGÓREK
- GRZYBKI MARYNOWANE
- BAZYLIA

NA KONIEC POSYPAŁAM TO POSIEKANYM CZOSNKIEM I POLAŁAM LEKKIM SOSIKIEM. ZAJADAŁAM Z TAKIM APETYTEM, ŻE WIEM, ŻE TEGO MI BYŁO TRZEBA! SZOK :))

Co do moich małych wpadek- zdarza się, ot co ! Najważniejsze żeby się nie zrażać i nie poddawać. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ważne żeby wstać, pomimo kolejnego upadeczku, kolejnej porcji frytek czy chipsów-
"WSTAŃ, POWIEDZ 'NIE JESTEM SAM'" - SĄ OBOK NAS INNI RÓWNIE CIĘŻKO WALCZĄCY!!!

BĄDŹMY DLA SIEBIE WSPARCIEM- RAZEM BĘDZIE ŁATWIEJ I PRZYJEMNIEJ !!!

DAMY RADĘ ????

"POMOŻECIE ??!"


I NA KONIEC:

5 marca 2013 , Komentarze (12)

Wybaczcie, każdy kto trafi na ten wpis, czyta go na własną odpowiedzialność. Tekst będzie bowiem dłuższym opisem mojej dzisiejszej nieciekawej "przygody". Mało o jedzeniu- dużo o mojej bulwersacji


Kiedy wstawałam rano, ubierałam się i czesałam, z uśmiechem stwierdziłam: "Noo koleżanko, nie jest tak źle!" Schudłam 6kg, spodnie zaczęły ciut lepiej leżeć... W ramach dobrego humoru i pięknego początku wiosny, postanowiłam, że zrobię nawet staranniejszy makijaż

I wszystko super! Czułam się świetnie, paradowałam sobie wyprostowana, z podniesioną głową i uśmieszkiem błąkającym się po twarzy.
( Swoją drogą- pytanie do wszystkich Pań, które czują się mniej atrakcyjne niż koleżanki: CZY PRÓBOWAŁYŚCIE KIEDYŚ PO PROSTU IŚĆ PEWNYM KROKIEM, PEWNE SIEBIE I UŚMIECHNIĘTE? Jestem w szoku, ile zyskuje się samą postawą! Naprawdę pewność siebie może zdziałać cuda! ).


Cuda bynajmniej nie odbyły się w czasie mojego powrotu do domu pociągiem. Jako, że byłam już zmęczona po uczelni, bibliotekach i łażeniem po sklepach, nie miałam siły na takie radosne "paradowanie". Stałam sobie z boku, cichutko na peronie.

Wtedy podszedł do mnie dziadek. Uprzejmie zapytał o godzinę. Uprzejmie odpowiedziałam.
I to był błąd.
Określam tego gościa mianem dziadek, ponieważ każdy zalecający się mężczyzna, który ma więcej lat niż moi rodzice- nie zasługuje według mnie na inne określenie.


Widać wpadłam w oko dziadkowi, bo nie odstępował mnie na krok podczas oczekiwania na pociąg oraz- ku mojemu zdumieniu- usiadł koło mnie również podczas podróży.



Ja rozumiem, tacy zaczepni ludzie są niegroźni, chcą pogadać sobie- no ok. Ale trzymajmy jakiś poziom....
Facet narobił mi takiej siary, że do tej pory się wściekam Był tak nachalny, prawił mi najróżniejsze komplementy, był po prostu niesmaczny. Zapraszał mnie do siebie chyba ze sto razy, obiecując cuda na kiju. Wyglądał na nadzianego, a mnie uznał za panienkę, która poleci na jego, cytuję: "wielki dom, 220m, super auto, najnowszą komórkę". Wobec tego czemu taki bogacz jeździ pkp...?
Gość był żenujący, obleśny i zbierało mi się na mdłości na jego gadkę.

Ale najlepsze przed nami ! Słuchajcie jak mi dowalił:


BO WIESZ... JA JESTEM RYBAKIEM, ŁOWIĘ ŁOSOSIE I DORSZE NA BORNHOLMIE. MAM ZAMROŻONYCH PARĘ KILO, PRZYJEDŹ DO MNIE TO CI USMAŻĘ TAKĄ PYSZNĄ RYBKĘ. WYGLĄDASZ MI NA TAKĄ, KTÓRA DOCENI KUCHNIĘ. TAKA ZDROWA, DUŻA KOBIETA... !!!


PÓKI CO- TEN OBLECH JEST DLA MNIE NAJWIĘKSZĄ MOTYWACJĄ !!! NIGDY CHYBA NIE MIAŁAM WIĘKSZEJ !!!

JAK SCHUDNĘ- PRZESTANĘ SIĘ PODOBAĆ TAKIM TYPOM ???


Ależ ja mam pecha... Serio, ciągle się przyczepiają albo starzy faceci, albo pijaki, albo świry... Stąd też moje pytanie: Gdzie Ci mężczyźni...?


Na pewno nie ma ich na mojej drodze. Wybaczcie, to brzmi jak wywody starej panny, ale naprawdę na co dzień jestem sama i radzę sobie, uważam, bardzo dobrze. Studiuję, pracuję, mam swoje hobby, zainteresowania, często wychodzę i spotykam się z ludźmi. Nie siedzę w domu i nie narzekam na swój los. Ale przysięgam: W TAKICH MOMENTACH JAK DZIŚ, WIELE BYM ODDAŁA, ŻEBY MIEĆ KOŁO SIEBIE PORZĄDNEGO FACETA, KTÓRY OBRONI MNIE PRZED TAKIMI TYPAMI.

Wszystkie seksistowskie teksty, wychwalające moją biologiczność-opuszczę, bo nie mam już na to siły. Nie pomogły moje kulturalne, acz stanowcze stwierdzenia, żeby się dziadek ode mnie odwalił. Nie pomogło to, że się przesiadłam. Stwierdził dziadek w ten sposób:

COŚ TY, ZE ŚREDNIOWIECZA SIĘ URWAŁA?!

Jedyne, co mnie uratowało to moja stacja. Pociąg odjechał z tym fajfusem w środku, a ja zostałam z JEGO MĄDROŚCIAMI, czyli:
- KORZYSTAĆ Z ŻYCIA
- PRZYJECHAĆ DO NIEGO
- ON ZOSTANIE MOIM SPONSOREM
- BĘDZIE MI Z NIM JAK W NIEBIE
 
+

- KAŻDY- POWTARZAM- KAŻDY FACET ZDRADZA, PRZEKONAM SIĘ O TYM I WTEDY:
- W KOŃCU ZMĄDRZEJĘ I ZACZNĘ SOBIE BARASZKOWAĆ Z TAKIMI NADĘTYMI DZIADKAMI  !!!


Wybaczcie mi proszę, idę teraz płakać w samotności nad swoją postawą rodem ze średniowiecza. Jak ja to przeboleję, taka strata, taka szansa mi minęła...
A potem dziwi się, że jest sama, jak odrzuca takie "związki".


Kur** idę biegać
Pozdrawiam Was moi kochani, z podłym nastrojem ale mam nadzieję, że u Was lepiej, więc dajcie znać, jak dieta, jak humor... Buźki!
Ps. I uważajcie na dziadków de facto ze złotymi zegarkami, pytających o godzinę!
No chyba, że ktoś jest sponsoringiem zainteresowany, to co innego - nie żebym to komuś miała wyrzucać- to po prostu nie dla mnie, stąd też subiektywna ocena!  

JAAA NIE MOGĘ, NO! TYLE KILOGRAMÓW RYBY DLA MNIE SZYKOWAŁ, MÓJ BOŻE....

4 marca 2013 , Komentarze (8)

Dziś jest dla mnie jeden z tych dni... Takich najgorszych. Kiedy łażę z kąta w kąt i pomimo, że nie jestem głodna, to szukam.
Szukam cały czas czegoś do zjedzenia. Cały czas mam też na coś ochotę- a ciężko sprecyzować na co.

Zjadłam normalne śniadanie, ale ujrzałam coś tak wspaniałego jak dżem malinowy w lodówce. Zjadłam łyżkę. Potem skubnęłam gorzką czekoladę.
Jako, że wciąż miałam na coś ochotę, pomimo, że zajęłam się pożytecznymi sprawami- po prostu zostawiłam wszystko i poszłam na spacer. A pogoda cudowna!! Zrobiłam 4,5km. Wróciłam i zaczęło się najgorsze.

Obiad: krupnik i sałatka z tuńczykiem. Wszystko super- powinno wystarczyć na długo. Ale wciąż odczuwałam jakiś brak i doskonale wiedziałam już co to jest.
Otóż w fazie mojego najgorszego stylu życia, kiedy wracałam zmęczona po zajęciach czy pracy- robiłam sobie obiad, zwykle się nim najadałam. Ale w ramach relaksu włączałam sobie jakiś film albo ulubiony serial. I wtedy zaczynało się najgorsze....

Bo do oglądania czegokolwiek, wyrobiłam sobie nawyk jedzenia. Po prostu jedno i drugie tak mi pasuje, że nie umiem rozdzielić tego typu rozrywki. Oglądania + coś pysznego wywołuje u mnie błogi stan ! I chociaż teraz ten brzydki nawyk staram się jakoś ułagodzić, jedząc po prostu zdrowe rzeczy, to od czasu do czasu ochota na moje ukochane chipsy i colę wraca do mnie z taką siłą, że cały dzień łażę właśnie taka- nie w humorze, szukająca nie wiadomo czego...

Jeśli mi nie przejdzie do jutra, to kupię sobie chipsy marchewkowe z papryką- może to jakoś mnie ułagodzi. Póki co, wiecie co wyjadam ? ... Grzybki marynowane! Sama zbierałam hihih

Tragedia, muszę się jakoś powstrzymać, no kurde!
Swego czasu to podpadałam już pod uzależnioną od chipsów i coli. A o to nietrudno.


TAZIK, TY GŁUPTAKU, PRZECIEŻ TO:



TO 60 MINUT TEGO:


!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

WIĘC OPANUJ SIĘ, BO W TYM MOMENCIE NIE DASZ NAWET RADY BIEC PRZEZ 60 MIN... !!!



Pozdrawiam dzisiaj wyjątkowo wszystkich walczących z ogromną chęcią na chipsy i colę. Trzymajcie się dzielnie.... Aaaaaaa........

3 marca 2013 , Komentarze (9)

Usłyszałam dzisiaj dowcip.

Patrzcie:

"- Przepiszę pani tabletki - mówi lekarz do pacjentki z olbrzymią nadwagą.
- Dobrze, panie doktorze. Jak często mam je zażywać?
- Nikt ich pani nie każe zażywać. Proszę je rozsypywać na podłogę trzy razy dziennie i podnosić po jednej."



Przypomniał mi się kolejny:

"Przychodzi gruba baba do lekarza.
Lekarz pyta:
- Bierze pani te tabletki na odchudzanie?
- Tak, biorę.
- A ile?
- Ile, ile... Aż się najem!"


Jaki był dzisiejszy dzień?

Strasznie starałam się zjeść nie za dużo, żeby się jakoś zrównało z wczorajszym dostatkiem jedzeniowym

Menu z dzisiaj:
- dwie kromeczki z szynką, dwa jajka na miękko
- mięsko z surówką
- czereśnie z kompotu, ciastko owsiane
- kromeczka z szynką, filiżanka jogurtu naturalnego, ogórek kiszony


Jak na mnie to mało Ale... najważniejsze jest to- że dziś przebiegłam 4,4 km :))
Moim pierwszym celem było przebiegnięcie do mojej babci, która mieszka dokładnie 2,2 km ode mnie :) Teraz chciałabym dobiec tam i z powrotem za jednym zamachem. Ale dziś przebiegłam, wstąpiłam napić się wody i zajrzeć co tam u babci. Towarzyszyła mi mama, która po prostu jest taką motywacją!!! Mówię Wam, zasuwa jak nastolatka ! Ma dobrą kondycję, jest niższa i szczuplejsza ode mnie i biegła przede mną Patrzyłam na tą biegnącą pięćdziesiątkę, która ma nóżki szczuplutkie jak sarenka, wyglądała zarąbiście w czarnych legginsach !
ZAZDROŚCIŁAM W TYM MOMENCIE MAMIE FIGURY !

Cieszę się, że też chce się ruszać, tylko na zdrowie jej to wyjdzie! Bo szczupła i tak jest :)

Jeszcze co do biegania....
Musze zainwestować w fajne ciuchy, bo w tym co mam czuję się okropnie. Czapa z kosmosu, chustą kolorową zakryte usta i nos, tylko oczy się świecą w ciemności hihih.... Mam też takie jedyne granatowe legginsy i nie znoszę swojego odbicia w lustrze gdy je zakładam. Widać w nich każdą niedoskonałość.

Nawet nie sądziłam, że w sieci roi się od przykrych komentarzy dotyczących osób grubszych w legginsach.. Mnóstwo zdjęć, z rozmaitymi tekstami, trafia na strony takie jak wiocha, itp...



Owszem, mam inny kształt tyłka, ale generalnie to jest coś w tym stylu.
A jak u Was? Nosicie legginsy?


A tak bym chciała się prezentować na moich trasach


Powiem Wam szczerze, że cieszę się bardzo, że tyle dzisiaj przebiegłam, bo mam takie paskudne zakwasy po tym piątkowym biegu, że nogi i tyłek to palą mnie ogniem od środka.... Pytanie brzmi: jak będę się czuła jutro???

Ale tak mi głupio było- ostatnio 5km, a dzisiaj co? Te swoje dawne 2km i koniec? :))) Musiałam swoje przetruchtać

Buziolki :)) Trzymajcie się ciepło i dziękuję ślicznie za wsparcie!



3 marca 2013 , Komentarze (10)

Oj, jestem jak sinusoida.
Moja waga też !


Dzisiaj po prostu objadłam się za dużo. Stanowczo za dużo pochłonęłam, jeszcze chyba podjarana byłam wczorajszym bieganiem... i tak się nawsuwałam, że szok !

Ponadto doliczyć trzeba do tego wino.
ZNOWU PIŁAM ALKOHOL !!! TRZECI RAZ W TYM TYGODNIU !!!

I tłumaczę sobie: No koleżanko, obżerając się i zapijając to winem, daleko nie zajedziesz..!

Ale to znowu było z okazji spotkania ze starą koleżanką. Co gorsza- miałyśmy tradycję, że naszym spotkaniom i rozmowom, towarzyszą domowe, tłuste frytki ( i jeszcze często z majonezem) CZUJECIE MIEĆ TAKĄ TRADYCJĘ ?!

Jakby tłuszczu było mało, tłuszcz polać TRZEBA BYŁO JESZCZE majonezem, no szok.....
A potem:
OJEJ, A CZEMU JA TAK PRZYTYŁAM ..?

To tak jakbym strzelała sobie w łeb, heh, tragedia No i dzisiaj oczywiście też- spotkanie po długim czasie, no to jemy kolację....

A tu zdziwko, bo na kolację zrobiłam zapiekankę szpinakową z pieczarkami i fetą  
Najadłyśmy się jak prosiaczki, ale butla wina pękła ...

Jutro muszę to wybiegać ! A dziś nie ruszając się, czuję, że dzień stracony


Ale przyznam Wam się do czegoś:

MAM TAKIE ZAKWASY, ŻE LEDWO CHODZĘ, STOJĘ, LEŻĘ...!

W ZASADZIE NOGI BOLĄ MNIE NAWET GDY RUSZAM RĘKOMA.
TAKA ZŁOŚLIWOŚĆ!!!

ALE CIESZĘ SIĘ NIEZMIERNIE- JA MAM MIĘŚNIE !!! NIE ZANIKŁY, GDZIEŚ SĄ I BOLĄ!!!

Buźki Słonka, oby i jutro pogoda dopisała!
Ps. TYLKO TAM ROSOŁEM SIĘ JUTRO NIE OPYCHAĆ W NADMIARZE !!!


i NA KONIEC :

1 marca 2013 , Komentarze (5)

Jak ja się cieszę!!!

Bieganie bieganiem, ale moje dystanse były żałosne, no nie ukrywajmy....

Nikt się nie chwali, że przebiegł 300m, nie podnieca, że przebiegł 1 km .... A dla mnie to było jak jakiś awans, premia, wygrana w totka!

Dzisiaj pojechałam do moich koleżanek, które zaczęły biegać (szczuplutkie, fajniutkie ). Ja- pomimo, że byłam już po porannym biegu (2 km) wzięłam butki, żeby z nimi potruchtać jakiś kilometr jeszcze...

PRZEBIEGŁYŚMY 3,5 KM  !!!

CO DAJE MI NA DZISIAJ WYNIK = 5,5 KM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 

MAMOOOO, JESTEM PRAWIE BIEGACZKĄ !!!

RUN, TAZIK, RUN !!!!!!

PS. MÓWIŁAM, ŻE LEPIEJ MI SIĘ BIEGA WIECZOREM

JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZYM PULPECIKIEM NA ŚWIECIE :)


Nie mówiłam Wam jeszcze tego, ale jestem jedną z tych osób, dla których wf był katorgą. Byłam najgorsza- w biegach, w siatce, gimnastyce, brzuszkach na czas, skoku w dal... Katastrofa !!!
Czułam się jak totalne zero. Wprawdzie oceny miałam świetne, ale z wf pozostawało na świadectwie 4, gdy wszyscy mieli szóstki.
W skrócie- to fizyczne niedołęstwo było dla mnie bolączką, nie żadna matma czy fizyka. Wszyscy wiedzieli, że są lepsi ode mnie.
Na studiach cieszyłam się, że nie mam za wiele wf-u. Dwa semestry ledwie, raz wybrałam karate (co było męczące, ale genialne!) a raz jogę. Było, zleciało, minęło....Potem zastój totalny. Wszędzie poruszałam się tramwajami. Zero ruchu ! A najlepszą rozrywką siedzenie z tyłkiem na kanapie, oglądanie filmów i wpieprzanie chipsów

Pisze to, by lepiej było zrozumieć to, jakim sukcesem jest dla mnie przebiegnięcie 5,5 km !!! To szok !! I po prostu nie mogę w to uwierzyć ! Ponad miesiąc treningów (czy deszcz, czy błoto, czy mróz, śnieg po kolana czy odwilż)- i dało to efekty !!!!!!!

I WIECIE CO??? CHCE MI SIĘ JESZCZE !!!

PS. Na tym spotkaniu była masa jedzenia. Zjadłam sałatkę z kurczakiem i ananasem (ubóstwiam!!!) i jajko z pieczarkami. Do tego 2 lampeczki martini.
NIE POŻARŁAM PYSZNOŚCI- SŁODKOŚCI ! To też uznaję mimo wszystko za sukces :)

Będę biegaczką, yeeeaaaahhhhhh !!!!!!!!!!!!!!



Właśnie !!!! :)))

Buźki ! :)

Ps. Na zakwasy jeszcze nikt nie umarł co nie ?? :P

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.