Po 11 dniach diety mój spadek to 0,2 kg. Nie zachęca. Ale nie poddaję się. Pokonałam trwający cały wczorajszy dzień pociąg do obejrzenia się makaronem, słodyczami czy chipsami. Kilka razy kusiło mnie by coś zjeść, kupić, ale jakoś to ucieszyłam. Zabiłam to trochę, prawdę mówiąc, rozmową ze współlokatorką, a wcześniej praca. Ale w takim substytucje chyba nie ma nic złego.
Dziś obudziłam się bez myśli o przejedzeniu się. Zaskakujące. Czynnikiem jest chyba to, że w końcu się wyspalam. Spróbuję poświęcić więcej uwagi ilości snu w ciągu tygodnia, nie tylko na weekend. Może ta myśl o zgrzeszeniu, którą miałam kilka ostatnich dni, jest efektem deficytu snu i przemęczenia, które na pewno mają miejsce.