Jupi! Znajoma zauważyła :)
Wczoraj bardzo miło mi się zrobiło, bo moja znajoma, z którą jakiś czas się już nie widziałam, zauważyła, że "bardzo schudłam"
Co prawda nie wiem, czy te 4kg aż tak są widoczne, ale chyba coś tam jednak widać! Super! Daje mi to kopniaka do przodu i motywacja wzrasta
Ciekaw czy uda mi się do końca kwietnia dobić do 72,5? Bardzo bym chciała
kilejna porażka :(
U mnie porażka.W weekend pofolgowałam na maksa (jak to w weekend!) Jestem
wściekła, bo waga oczywiście poszła w górę.Wczoraj cały dzień
liczyłam kalorie, żeby odrobić sobotę. Nienawidzę siebie za te weekendy!
Potrafię cały tydzień trzymać fason (dieta, ćwiczenia) a przychodzi
weekend, lub spotkanie ze znajomymi i jakaś głupia się robię
W ogóle zauważyłam, że jak tylko trochę spadnie mi waga, to głupkowato
zjadam jakieś "nagrody", a potem nie mogę zasnąć, bo mam wyrzuty
sumienia. Bez sensu! Znowu muszę od jutra napinkalać ćwiczenia, bo mi
się zachciało rurki z kremem i Subwaya
Mam kilogram do przodu, ale nawet tego nie wpisuję, bo już nie mam siły :(
ból w ramieniu :(
Wczoraj obiad delikatny (brązowy ryż, pieczony łosoś, sałata
lodowa z jogurtem i oliwkami) ale na kolację machnęłam dwie kromeczki
białego chleba z pasztetem (był taki pyszny...) i trzy drinki z mężem :( A
jak wiadomo alkohol tuczy :( Pomimo tego dzisiaj na wadze maiłam 73,5,
czyli w dół :) Zaraz idę do sauny, bo nie mogę dzisiaj ćwiczyć (mam okropny ból w
prawym ramieniu, więc chyba wczoraj przeholowałam) Planuję dzisiaj na obiadek to
samo co wczoraj i generalnie posiłki co 3 godziny - tak jak namawiają
dietetycy :)
ćwiczę i mniej jem
Ćwiczę codziennie, albo sama w domu, albo chodzę na fitness, albo aqua aerobic, albo taniec towarzyski (raz w tygodniu) Jem 5 posiłków dziennie, staram się nie jeść wieczorem... Staram się, bo mi to niezbyt wychodzi. Wczoraj dałam sobie nieźle w kość na basenie, a potem przyszłam i oczywiście (robiąc kolację dzieciom) zjadłam 2 kromki chleba ziarnistego z serkiem i drobiową wędliną
Niestety, kiedy robię im jeść i czuję zapaszki, nie potrafię się oprzeć! Byłam wściekła, wiedziałam, że robię źle i... jadłam. No i oczywiście dzisiaj mam już 74,3 a wczoraj było 73,9. Poziom tłuszczu wczoraj to 36.1 a dzisiaj 36.7
A teraz znowu będę naginać i pocić się w ćwiczeniach i tak w kółko. Niby efekty jakieś tam są, bo po feriach waga sięgała prawie 78kg, więc od lutego prawie 4 kg w dół, ale nie wiem czy zdążę do wakacji z tymi 10kg. A tak bardzo bym chciała... Wyjeżdżam ze znajomymi i znowu będę się wstydziła swojego ciała w stroju kąpielowym. Ale na szczęście w przyszłym tygodniu dzieciaki jadą na kilkudniową wycieczkę i wtedy mam zamiar troszkę podgonić z odchudzaniem
Jupi! Pokonałam barierę 75kg! :)
No i udało się! Wreszcie zeszłam poniżej 75kg! Teraz tylko trzeba się pilnować, żeby nie siąść na laurach i nie podjadać ze szczęścia
Jeśli tak dalej pójdzie, że tygodniowo zgubie kilogram, moje marzenie o zrzuceniu 10kg do wakacji będzie na wyciągnięcie ręki
Oby tylko utrzymać motywację...
Cholerne 75 kilo!!!
Kurczę, nie mogę zejść poniżej tego beznadziejnego 75 kilo! Zaczynałam swój pamiętnik kiedy miałam 73kg i jakoś wtedy balansowanie z wagą całkiem nieźle mi wychodziło. Potem trochę się zawiesiłam z kontrolą i odkąd minęłam koszmarne 75kg nie mogę zejść niżej
Jem tak jak powinnam, czyli 4 - 5 posiłków dziennie (raczej małych) nie jem słodyczy, nie słodzę, trochę się ruszam (raz w tygodniu 1,5 godzinny taniec i raz aqua aerobic) i niestety efekty mizerne
Staję na tej cholernej wadze z nadzieją, że wreszcie zobaczę 74kg i że potem już będzie łatwiej, bo będę miała motywację, a tu nic!
mój brat schudł 15kg :)
Jakiś czas temu na forum pisałam o diecie mojego brata, którą sam sobie wymyślił: rano jogurt 7 zbóż man, po południu obiad, wieczorem owoc. W weekendy je normalnie. Zostałam zakrzyczana, że będzie za to pokutował, że wyniki mu polecą, że to jest nienormalne, że efekt jojo gwarantowany... A tymczasem po pół roku stosowania, brat świetnie wygląda, wyniki ma wzorcowe i czuje się świetnie. Suma summarum - TO DZIAŁA!
musiałam usunąć zdjęcia z urlopu :(
No i po urlopie. Na szczęście przytyłam niewiele ponad kilogram (co przy zakopiańskim jedzonku jest całkiem niezłym wynikiem), ale pewnie szaleństwo na nartach mi pomogło :) Od dzisiaj wracam do kontroli nad tym co i ile jem. Przykro było patrzeć, jak na zdjęciach widnieje moja okrągła twarz... Zawsze miałam małą buzię, a teraz
Nie robiłam sobie zdjęć wcale, a jak ktoś mi zrobił, to prawie wszystkie usunęłam - nie mogę na siebie patrzeć! Mam trzy miesiące na zrzucenie 10kg. Musi mi się udać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Z wakacji zdjęć już nie będę usuwać
A tak na marginesie, dzisiejsze moje śniadanko:
10.00 - serek wiejski z płatkami orkiszowymi i czosnkiem niedźwiedzim, do tego kawa z mlekiem.
13.00 - dwa pierogi ruskie odsmażone na oliwie. Mały grzeszek, ale dostałam je od mamy ;)
Po tłustym czwartku...
Waga minimalnie drgnęła, ale zawartość tłuszczu...! Masakra, podskoczyła o 3 procent. Trudno się dziwić - dwa wciągnięte pączki musiały zostawić ślad. Jednego kupiłam sobie sama (bo pomyślałam, że raz w roku można :) a drugiego dostałam od męża. No i poległam...
Dzisiaj nowy dzień i nowa próba. Na śniadanko dwie kromki z chlebka ziarnistego z pastą jajeczną (6 gotowanych jaj startych na łezkach, 10dkg sera białego półtłustego, 3 łyżki jogurtu naturalnego, 1 łyżka majonezu, szczypior, sól, pieprz) i do tego kawa z mlekiem. Do pracy wezmę serek wiejski z pomidorem i jabłko, na obiadokolację zjem spaghetti z wędzoną makrelą. Taki jest plan, a co z niego wyjdzie??? Zobaczymy :)
Porażka :(
Wczoraj praktycznie cały dzień żarłam. Rano o 7.30 dwie kromeczki ciemnego chleba z szynką z indyka, serem żółtym i do tego kawa z mlekiem (oczywiście bez cukru), ok 11 zjadłam jogurt z ziarnami, ok 13 (wiem trochę za wcześnie... ale tak miałam przerwę w pracy) zjadłam 2 kromki ciemnego chleba z wędliną pieczoną przez siebie i do tego grecka sałatka - taka forma obiadu :), ok 17 zjadłam trzy kromki ciemnego chleba zapiekane w piekarniku z kapustą kiszoną, pieczarkami i serem zółtym i niestety o 20 się zaczęło... dojadanie. Pochłonęłam całego grejpfruta, pół makreli i popiłam sobie to jeszcze dwoma lampkami wina :( Aaaaaaaaaaaaa, jeszcze jadłam popcorn z córką, bo przecież taki zapach się unosił, że musiałam się skusić :( Ona jest bardz, bardzo szczupła, więc czasami jej pozwalam...
MASAKRA! Takim sposobem to ja w życiu nie schudnę tych 10kg do czerwca! Jakby nie patrzeć wciągnęłam wczoraj 7 kromek chleba!!! To są te małe kromeczki chleba z foremki, czyli normalnych byłoby mniej, ale jednak to strasznie dużo :(
No i jakby nie patrzeć mam już dziś 76,1 :(((
Planuję w poniedziałek tygodniowy wyjazd do Zakopca na narty i znowu się boję, bo tam wszędzie będą czekać pokusy. Oscypki, które uwielbiam, pizza na Krupówkach, szarlotka itd, itd... Będę fizycznie dawać sobie w kość na stokach, ale czy to wystarczy, żeby nie przytyć??? Zwariować można!!! Jeszcze tam nie dojechałam, a już mam stresa, że będę musiała na każdym kroku się pilnować. Bez sensu :((