Tak sobie myślę, że na imprezkach różnego typu nie powinno w ogóle być jedzenia ;) Bo o ile łatwo jest wytrwać w diecie na co dzień, kiedy jesteśmy zaganiani i niemal nieustannie zajęci, to w towarzystwie, przy suto zastawionym stole przeróżnymi pysznościami, którymi zazwyczaj chcą popisać się gospodarze, trudno nie sięgnąć choćby po trochę sałateczki, jeden koreczek, a może tylko cieniutki paseczek ciasta.... A potem kiedy dojdzie do tego jeszcze alkohol, niepokojąco łatwo stracić kontrolę... Odizolowanie się od reszty świata nie jest rozwiązaniem, ale jak odizolować się od imprezowego stołu i wszystkiego, co jest on w stanie udźwignąć? Nie znalazłam na to jeszcze sposobu... Walczę i walczę, ale na coś zawsze się skuszę, ponaglana ofertami gospodarzy-że sałatka taka pyszna, kurczak przyrządzony w najmodniejszy sposób, a kiełbaska taka swojska.... Jedyne pocieszenie, że większość moich znajomych uwielbia tańczyć więc po biesiadzie zazwyczaj lądujemy na parkiecie i może chociaż trochę spożytych kalorii umyka wśród pląsów. Ale część na pewno zostaje ze mną....
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
ruusalka
19 czerwca 2012, 13:57A ja mam na to sposób: JEM a nie ŻRĘ na imprezach :) Przykładowo jak ide wieczorem to nie jem kolacji (obiad też jem mniejszy) i potem jej troszkę tej sałatki, jakiegoś koreczka, kawałek ciasta (najlepiej bez mas) i mam kolację! Mieszczę się w limicie i wszyscy są zadowoleni..