Jest jakaś taka dziwna energia płynąca ze zdrowego zmęczenia. Jak wiatr w żagle, jak skrzydła u rąk i u nózi też, jak u Hermesa.
Dzień pierwszy uwieńczyłam lekkim wysiłkiem, przez 20 minut pobiegałam (Biegnij Lola, biegnij, krzyczeli panowie w stanie wskazującym, wychylając się z balkonu na osiedlu. Serdecznie pozdrawiam, pewnie sami nie wiedzą jak bardzo mi pomogli bo mocno przyspieszyłam i długo jeszcze biegłam prędziuchno, aż blok zamajaczył w oddali)
kolejne 20 min, zaraz po bieganiu, korzystając z przyśpieszenia bicia serducha spędziłam na ćwiczeniu mojego brzucha, który obecnie raczej przypomina solidnie napchany żeglarski worek.
(ależ te żeglarskie konotacje, już druga się wkrada w tak krótkiej notce, ale to zapewne efekt podświadomego rozmarzenia i planowania sobie wakacji.
)
potem zimny prysznic, nie ma nic lepszego
jadłospis dzisiejszy:
I śniadanie: kromka chleba ciemnego słonecznikowego z masełkiem, jajkiem, rukolą ogórkiem i porem + zielona herbata
II śniadanie: z takiegoż chleba kanapeczka z serem cammembert, ogórkiem, porem i rukolą +woda 0,5l
przekąska: mandarynka + woda 0,5 l
obiad: sałatka z rukoli z kurczakiem, pomidorem, porem i śliwkami suszonymi, odrobiną cammembert, skropiona oliwą- no coś przepysznego + zielona herbata
kolacja: kilka różyczek brokuła z sosem czosnkowym+ woda 0,5 l