Dziękuję Wam bardzo za tyle miłych słów! Spaliłam soczystego buraczka. :D Okresu nadal nie ma, czuję się coraz gorzej, brzuch boli niemiłosiernie, okresu nie ma, pożarłam chipsy, jest mi wstyd, nie mam siły dzisiaj ćwiczyć - co i tak miałam w planach, coby sobie dzień przerwy zrobić.
Obiecuję, że od jutra (albo nie, od teraz!) biorę zadek w troki i będę przykładnie jeść. Muszę ułożyć dietę, zacząć liczyć kalorie i ustalić bilans wszystkiego. Ni cholerci się na tym nie znam, ale od czego jest wujcio google i Wy, prawda? :D
Byłam na badaniu składu ciała i się podłamałam - mam okrooopne wyniki, co jest tylko i wyłącznie moją winą, no trudno. Muszę wziąć się w garść i naprawić to, co konsekwentnie psułam przez tyle lat. Wyszło mi, że w stanie spoczynku spalam 1500kcal, więc... Moja dieta powinna wynosić 1400? Czy, jeśli ćwiczę, to mogę jeść te 1500 i będę chudnąć, czy muszę zejść poniżej 1500 nawet jeśli ćwiczę? Ile wtedy jeść białka, ile węgli, ile tłuszczu? Powinnam dokładnie obliczać kalorie, nauczyć się tabel na pamięć i wyliczać co ile i czego ma gram? Mam zaprzyjaźnić się z wagą kuchenną?
Matko, tyle się "odchudzam" a i tak gucio wiem... POMÓŻTA ludzie! xD