Za głupotę się płaci ;)
Dieta Dukana - wytrzymałam tydzień białkowy i kilka dni mieszanych dopóki nie zaczęłam wymiotować, narzekać na bóle głowy, mięśni, brzucha itd. Ogólne osłabienie doprowadziło mnie do poważnego przeziębienia i kilku utrat przytomności...
Zaprzestałam chodzić na siłownie i nawet w domu na joge nie miałam siły. Zbladłam na tyle, że podkład, który był idealnie dopasowany do koloru skóry wygląda teraz na dużo ciemniejszy. Do tego muszę wszystkim tłumaczyć, że już się czuję lepiej mimo tej bladości. Paznokcie mam w opłakanym stanie, żadne odżywki, utwardzacze nie powstrzymują ich przed rozdwajaniem i pękaniem... A zawsze miałam zdrowe i silne paznokcie.
Ogolnie mówiąc dieta Dukana wykonczyła mnie totalnie. Porzuciłam ją ale powrót do stanu sprzed diety zajmie mi trochę czasu. Obecnie walczę z przeziębieniem. Jak już odzyskam siły, to wracam do swojej bezdietowej walki, pełnej warzyw, owoców i ćwiczeń. Aaaa i mały sukcesik od ponad dwóch tygodni nie palę ;) jeden plus tego wszystkiego ;)
Ach jak dobrze mieć wsparcie :)
Ach już prawie dopadła mnie depresja, z bólu całego ciała stałam się wrzodem na dupie :) Moje Kochanie od razu zareagowało :) hahahahha zaraz nad ranem wpadł do mnie do domu, powiedział że o żadnej depresji nie ma mowy :) no i nadal znajduję się pod jego opieką :) a o depresji faktycznie nie ma mowy :) dziś zaczęłam mieszane dni: białko+warzywa :)
7 dzień białkowy
O rany boskie, co za paskudna dieta... Czuję się po niej jakby mnie czołg przejechał... Zero siły, nudności, zawroty głowy o i właśnie skurcze mięśni doszły ;) To wcale kurde nie jest śmieszne, znowu jem za mało, za mało piję wody. Chociaż nie, od wczoraj piję wodę na potęgę, bo mnie brzuch strasznie bolał. Na szczęście jutro zaczyna się 7 dni łączenia białka z warzywami, więc będę mogła napchać się warzyw jak beczka ;) Po 7 dniach katorgi oficjalnie stwierdzam, ze jakoś szczególnie nie schudłam. Ok ale miałam okres i wyglądałam jak ponton ;) a teraz to wszystko ze mnie zeszło, więc to nie zasługa diety, a końca okresu ;) Trzymam się w każdym bądź razie i po kilku tygodniach stwierdzę czy warto tę dietę stosować. Na dzień dzisiejszy mówię NIE POLECAM, ale to dopiero tydzień minął, oby było lepiej... ;)
-1,1 kg ;)
Ale mi się chce śmiać ;) Wczoraj na wadze było 75,8 - no ale małe oszustwo, które jakby nie było poprawiło mi humor, ponieważ wczoraj ważyłam się w ubraniach ;) A dziś weszłam na wagę odziana w szlafrok a tu 75, 3 kg. Myślę intensywnie, rzucam w kąt szlafrok i ochoczo wskakuję na wagę a tam 74,7 kg ;) hahahahaha no i jak się tu nie cieszyć, ale trzymam się tej diety Dukana ;) Dziś idzie mi to o wiele lepiej ;) W nocy w pracy dopadł mnie mega głód ;) Walczyłam ze sobą i paczką chipsów ;) Byłam głodna, miałam taka ochotę na te chipsy ;) No ale mózg mówił kategoryczne NIE, ale ręce robił co chciały i już się do tej paczuszki dobierały ;) Zaraz potem przypomniała mi się mama mojego ukochanego i jej tekst "nie ma oszukiwania, bo na wadze wszystko wyjdzie" ;) no i odłożyłam chipsy, zamknęłam półkę i zrobiłam sobie zielona herbatę ;) A dziś jak tylko wpadłam jak burza do domu to od razu się za parówki wzięłam, zjadłam dwie i byłam pełna ;) Dostałam dziś okres, więc ok 14 przebudziłam się z mega bólem brzucha. Myślę rozchodzę ten ból więc poszłam zamarynować piersi z kurczaka i zjadłam owsiankę. Owsianka jak pływa w mleku jest o niebo lepsza niż ta wczorajsza stawająca w gardle ;) Potem się jeszcze położyłam spać. Wstałam pochłonęłam jedną pierś i przygotowałam posiłek do pracy na wypadek mega głodu ;) No i dziś w pracy będę się opychała piersiami, parówkami, wędliną z kurczaka i dwoma jajkami ;) Tak na wszelki wypadek wezmę też owsiankę ;) A i oczywiście puszka coli diet też się trafiła ;) No ale daję radę i jestem pełna pozytywnych myśli. Ale już wiem, że w sobotę, żadna siłownia nie wchodzi w grę. Misiek pójdzie poćwiczyć, a ja zaliczę basen i saunę ;)
Pierwszy dzień ;)
Ale miałam dziś pecha hahahaha ;) Dzień zaczął się wyjątkowo miło, rano zapukał do moich drzwi ukochany, mieliśmy iść na siłownie na trening, ale trening odbył się u mnie ;) hahahaha Przed przyjściem mojego Skarba zjadłam owsiankę na mleku. Hahahaha kosmos, stanęła mi ta owsianka w gardle i się zastanawiałam czy ją połknąć czy wypluć ;) Zdrowy rozsądek wygrał, wcisnęłam ją na siłę, ale taką mega siłę ;) Hahahahaha po domowym cardio postanowiliśmy iść na zakupy pod hasłem "dziś zaczynam dietę, muszę się zaopatrzyć w odpowiednie produkty". Tak się zaopatrywałam po drodze, że aż zgubiłam kartę do bankomatu i jeszcze dwie mniej istotne karty ;) Jak już się zorientowałam, co się dzieje - oczywiście w sklepie, na szczęście jeszcze przed zakupami żywieniowymi ;) bałagan w oczach się pojawił i strzała w długą, szukać zguby. Kolejne cardio zaliczyłam, bo takiego tempa to ja chyba w życiu nie miałam w drodze powrotnej szukając kart ;). Oczywiście ich nie znalazłam, nawet się nie spodziewałam, że znajdę ;) Ale w domku zaopatrzyłam się w odpowiednie dokumenty i strzała tym razem w taxi do banku ;) Zablokowałam co trzeba i już z uśmiechem na ustach poszłam na zakupy ;) Moje szczęście myśli, że ja jakaś mega pechowa jestem ;) Jak sobie gdzieś krzywdy fizycznej nie zrobię, to gubię co popadnie ;) Ale to wszystko z tego powodu, że się chyba zakochałam, i ta miłość upośledziła mnie czyniąc totalnie niezdarną ;) hahahahaha no cóż, życie ;) Zakupiłam elektrycznego grilla, no i oczywiście jak wpadłam jak burza do domu po dokumenty wypiłam puszkę coli diet i chodu do miasta ;) Ale po powrocie z zakupów, dawaj grilla rozpakowałam, uruchomiłam, rybę na ruszt wrzuciłam i pełna oczekiwania zasiadłam naprzeciwko czekając na danie ;) Jasna cholera ;) ryba sucha, jakby na pustyni przez ostatnie miesiące bidowała, grill w opłakanym stanie - czyściłam go z 10 min ;) No i kawkę sobie zrobiłam ;) Jak na dietę, gdzie trzeba jeść jak najwięcej, to cienko mi dziś poszło hahaha Ale w pracy mam zamiar dopaść serek wiejski i rozprawić się z nim dokumentnie ;) No ale od jutra grillowanie pełną gębą. I obiecuję robić sobie posiłki białkowe ;) A i weszłam na wagę pełna obaw, a tam tylko 75,8 to całkiem nieźle mimo zostawienia ćwiczeń i pochłaniania całych tabliczek czekolady w ostatnim czasie hahahaha Taki był ten mój pierwszy dzień diety Dukana, faza białkowa jeszcze tylko 4 dni fazy białkowej ;)
No to zaczynamy kolejną walke ;)
Ponieważ do tej pory jadłam co chciałam i dużo ćwiczyłam, schudłam 12,5 kg ;) No i jasna cholera przysiadłam na laurach ;) Od jutra drogie Panie, dieta Dukana, siłownia + sauna i basen 3-4 razy w tygodniu, joga kilka razy w tyg, do tego serum antycellulitowe i masaż bańkami chińskimi ;) No i za kilka miesięcy mam nadzieję, że będzie jakieś 60 na wadze, a wtedy moje kochanie powiedziało, że weźmiemy się za ostry trening ;) Bo w przypływie własnej niepohamowanej głupoty, pokazałam mu zdjęcie kobiety, które miała bosko wyrzeźbione ciało, zero cellulitu, mięśnie naprawdę sexowne itd. A przy komentarzu do zdjęcia z moich ust wyskoczyły magiczne słowa "chcę tak wyglądać" No i ja o fakcie, niemożliwym do spełnienia zapomniałam, ale moja kochanie pamięta i już porozpisywał co i jak i w ogóle ;) No i mówi, że od 6 miesięcy do roku, będę wyglądała jak ta kobieta ze zdjęcia ;) Trzymajcie kciuki ;)
A jutro też jest dzień...
Ale wczoraj zaliczyłam załamanie... Normalnie odechciało mi się żyć... Wszystkie ostatnie problemy przerosły mnie zupełnie... Przyjaciółka powiedziała mi, że muszę dać radę, bo jak nie ja to kto... W pewnym momencie musiałam walczyć ze sobą, żeby się nie popłakać, a łzy kręciły się w oku. Czułam, że się zapadam w otchłani... Pełna beznadziejnych myśli wróciłam do domu... Przespałam się i wiecie co?
Wstałam i wszystkie problemy zamieniłam w wyzwania i okazje do zmienienia swojego życia ;) Takie kopniaki jakie ostatnio przyjmuję na klatę od losu, powinny być zawarte w kategoriach "niebezpieczne dla zdrowia i życia" ;) Postanowiłam skończyć z użalaniem się nad sobą i stawić czoła temu wszystkiemu. Dwoje z moich najbliższych przyjaciół zostało zdegradowanych do roli osób "mam ochotę przywalić ci w mordę kanalio" :) Za pół roku jak dobrze pójdzie nie będę ich musiała więcej na oczy widzieć hahahaha. Plotkami jakie o mnie krążą mogłabym obdzielić z kilka osób ;) Ale przecież nawet najwdzięczniejszy temat kiedyś się w końcu nudzi ;) a osoby, które mnie naprawdę znają nigdy nie uwierzą w te bajkowe historie, gorzej z tymi, które nigdy ze mną nie rozmawiały, a mają wiele do powiedzenia na mój temat. Ach widocznie ich życia są tak beznadziejne, że z zazdrości zajmują się gadaniem o moim hahahaha ;) No i walka o miłość ;) Okazało się, że fałszywe plotki wpływają na moje życie bardziej niż się spodziewałam. Mój partner jest ode mnie młodszy. I co z tego? Skoro razem świetnie się ze sobą dogadujemy, nie ma zgrzytów, szanujemy swoja przestrzeń życiową i okazujemy sobie przywiązanie. Czy ja się mieszam do związków innych ludzi? Czy mnie obchodzi kto z kim jest i dlaczego? Przecież dorośli ludzie, myślący ludzie wiedzą co jest dla nich najlepsze i do tego dążą. Dlatego postanowiłam nie słuchać demotywujących mnie komentarzy i udowodnić, że wszyscy ci wiejscy filozofowie się mylą. Ja będę kochać kogo będę chciała bez względu na opinię innych ;) I tak naładowałam się pozytywną energią, że będę walczyć z całym światem o swoje szczęście. Kiedyś zła passa się odwróci, a ja będę dumna, że się nie poddałam i walczyłam.
Szczęście w nieszczęściu ;)
Oficjalnie mój trener jest już kimś dużo więcej w moim życiu. Oczywiście nadal mnie trenuje, motywuje na siłowni do większego wysiłku i nawet jest w trakcie pisania diety dla mnie, choć usłyszałam z jego ust, że chyba najlepsza w moim przypadku będzie dieta Ducana ;) Bo najpierw obserwował co lubię jeść i oczywiście ilości spożywanych pokarmów są nie do przyjęcia wg niego. I ciągle mi tłumaczy "Kochanie jak nie będziesz jeść to i chudnąć nie będziesz". Zasypał moją głowę mnóstwem informacji co i jak mam robić, mało do mnie dotarło, bo nie mogłam uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście jak on ;) Wczoraj wziął mnie za rękę i powiedział, że razem pokonamy te moje problemy - nie związane z odchudzaniem itd. Szykują się mega zmiany w moim życiu... Począwszy od zmiany miejsca zamieszkania być może też i na zmianie pracy... Moim najlepsi koledzy okazali się niczego nie wartymi karykaturami samych siebie... Zawiodłam się strasznie, ale w ostatecznym rozrachunku to ja będę się śmiała i powiem im nieco do słuchu, czego teraz zrobić niestety nie mogę, bo wiąże mnie tajemnica. Najgorsze jest to, że muszę na tych fałszywych ludzi patrzeć prawie non stop i udawać, że wszystko jest ok. Wytrzymam, nie mam wyjścia, bo wiem, że to tylko kwestia przetrzymania kilku miesięcy i będzie dobrze... ;) A mój partner wspiera mnie na każdym kroku ;)
Załamka...
Ja nie wiem co w ten los wstąpiło. Ostatnio piaskiem w oczy, kłodami pod nogi, aż się odechciewa wszystkiego... Ostatni tydzień był koszmarny, aż się dziwiłam, że nie zajadałam problemów. W zasadzie to zaczęłam się głodzić na potęgę. Zsynchronizowałam się z tymi problemami i stwierdziłam, że pewnie zasłużyłam na nie, więc karałam się odmową jedzenia. Jedyna pozytywna odskocznią był i nadal jest mój trener, który zawsze dzwoni wtedy gdy mam ochotę wyć do ściany :) A tak ogólnie to daje mi on takie wsparcie psychiczne, że chyba bym nie dała rady bez niego. Paradoksalnie gdy los postawił go na mojej drodze, zaczęły się wszystkie inne problemy. Wybrałam jego, a teraz nie pozostaje mi nic innego jak walczyć z całym światem przeciwko. Dobrze, że on stoi obok, trzyma mnie za rękę i zapewnia, że razem damy radę wszystkim i wszystkiemu. Podejrzewam, że zła passa dopiero się zaczyna i będzie jeszcze gorzej ale dam radę, muszę... Pozytywna strona jest taka, że stoję w miejscu z tymi moimi 75,5 kg i powoli znowu zaczynam jeść. No i widok kochanej twarzy dodaje mi sił i wiary, że dam radę. Mam nadzieję, że za kilka dni kolejny mój post będzie o wiele weselszy i optymistyczny...
Bieganie ;)
Kurczę chciałabym, żeby bieganie weszło mi w nawyk, tak jak joga ;) No dziś mój trener śmiał się do mnie, że "challenge accepted" i za godzinę idę biegać i skakać na skakance ;) Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, bo ostatnim razem mieliśmy biegać, a skończyło się na wielogodzinnej rozmowie połączonej z jogą ;) Ale jest też joga dla dwojga ;) hehehehehe Rzekomo dziś nie ma zmiłuj się, nie zabijaj tylko wyciskanie siódmych potów ;) Poza tym trener ma ukryty plan hahahaha do którego od razu się przyznał ;) Chce mnie wymęczyć licząc, że porządny trening zmusi mnie do jedzenia... Bo tak się składa, że ostatnio faktycznie zapomniałam, że należy jeść ;) Jem tyle, co kot napłakał hahahahaha tylko dlatego, że nie odczuwam głodu. Być może plan trenera się powiedzie i wrócę głodna jak wilk ;) Życzcie mi powodzenia, bo z moją kondycją będę go bardzo potrzebowała ;)