Jest ponizej 61!
Dzisiaj rano ze zdziwieniem zarejestrowałam spadek - 60,8 kg. Jeszcze trochę i dobiję do przedciążowego poziomu 59, czytam wiele pamiętników i wniosek jest jeden - do diety konieczne są ćwiczenia, żeby zyskać choć trochę jędrności, a mi wciąż brakuje czasu. W dodatku przez zimę i przeziębienia dzieci nawet codzienne spacery nie są takie oczywiste, a zawsze to trochę ruchu... Oby do wiosny. Nadal jestem na diecie bezmlecznej, brakuje mi jogurtow, ale odkryłam kilka smakołyków zastępczych - suszone morele, rodzynki, płatki ryżowe z jabłkiem i cynamonem, w kontrolowanych ilościach oczywiście.
Nadal 6 z przodu
Od tygodnia jestem na poziomie 61,30 kg. Karmię nadal, nabialu i wszelkich produktów zawierających mleko zasadniczo nie jem, czasami grzeszę z głodu drożdżówką na spacerze.Wzięłam się też za zęby, mam za sobą kanałówkę piątki, ie wiem co mnie jeszcze czeka - robię panoramiczne RTG. Mały synek rośnie, co mnie cieszy. Starszy niejadek trochę przewlekle kaszle, za tydz. idziemy do laryngologa, bo pediatra nic nie słyszy i nie wie już jakie leki stosować...Byłoby dobrze gdyby do końca roku wybiła mi na wadze piątka z przodu, zobaczymy, czy się uda...
Spadek - prawdopodobnie pozorny
Dziś o poramku wybiło 61,65 kg. Ale to głównie dlatego,że wczoraj przez wizytę u stomatologa ostatni posiłek zjadłam ok. 15.00... W każdym razie od razu nieco lepsze samopoczucie kiedy zbliżam się do założonego celu. W lustrze jednak wielkiego postępu nie rejestruję. Przydałyby się ćwiczenia tylko kiedy to robić - z niemowlakiem i pięciolatkiem w domu?
Spadek, ale za jaką cenę...
Pomiar poranny: 62, 40 kg (oczywiście na czczo). Jest spadek, ale za jaką cenę! Dieta bezmleczna i bezalergenowa sprawia, że żywię się razowym chlebem (obłędnie sprawdzam skład - bez polepszaczy, konserwantów itp), oczywiście bez masła czy margaryny, z chudą wędliną, na obiad ryż lub kasza, gotowany kurczak i marchewka, czasami buraczki od mamy. Z owoców bezpieczne - jabłka (najlepiej pieczone). Boję się jeść bananów (kto wie czym je konserwują w transporcie). Jako substytut małego co nieco-płatki ryżowe. Soków nawet rozcieńczonych strach pić, bo nie wiadomo co w nich jest. Jestem rozdrażniona. Gotuję obiady dla starszego synka i męża, nie mogę nawet ich spróbować... Patrzę jak po obiedzie wcinają ciasteczko lub cukiereczkai do tego ten aromat prawdziwej kawy, którą ja mogę tylko wdychać (mój substytut to od wielu miesięcy - inka...). Skaza u Filipka jakby mniej widoczna, ale całkiem nie zeszła. Koleżanka doradza karmienie dziecka do 3 miesiąca, a potem przejście na nutramigen. Jej zdaniem moje katowanie się taką dietą nie jest warte poświęcenia... A dla mnie najcenniejszy argument w karmieniu piersią to przeciwciała, które chronią maluszka, który sam ich jeszcze nie wytwarza. Zobaczę po świętach jaki będzie mój stan psychiczny, fizyczny i masa ciała, wtedy podejmę decyzję...Jak ja tęsknię za jogurtem...
Ostatni piknik przed zimą
Wstawiam fotkę. Matka-Pol
ka miesiąc po porodzie, wbita w dżinsy przedciążowe, ale wyraźnie "utyta". Moja motywacja, żeby na wiosnę wyglądać lepiej na zdjęciu z pikniku w lesie (jak ja lubię to miejsce). Mój mały synek prawie na 100% uczulony na mleko, więc chyba wyrzucę całkiem margarynę z menu, tylko już nie mam pomysłów co tu jeść co sprzyjałoby mojemu chudnięciu, nie uczulało Małego i nie wywoływało kolek... I tak wg moich planów przez jeszcze 5 miesięcy.
Powrót
Wearacam, miesiąc temu urodziłam synka. Waga aktualna 63,85. Niby nie najgorzej jak po ciąży, ale dążę do 58 kg. Na razie przymusowa dieta eliminacyjna - nie jem nabiału, słodyczy, większości owoców, z warzyw na razie tylko marchew, ziemniaki, ogorek gruntowy. Mieso gotowane (wiadomo strach o kolki), ale cały czas jestem wyglodniala, karmienie dziecka tak na mnie działa... Na ćwiczenia nie mam czasu niestety.
Zmiana
Miało być od nowego roku w dół, a idzie w górę i tak do września wg planu.Start z odchudzaniem od października.
Początek daleki od rewelacji niestety
I śniadanie 8.00:
pół grahamki z serkiem hochland, mały jogurt Activia brzskwiniowy, poł kawy czarnej
11.00 - coś słodkiego (cholera)
pół drożdżówki (przyniosła mi koleżanka zza biurka, pół zjadałam a
drugie pół dyskretnie wyrzuciłam, głupio mi było odmówić!!!) + kawa z mlekiem
II śniadanie 13.00
2 kromki chleba żytniego z grani light i pół bułki z hochlandem, herbata czarna
coś przed 16.00 około jednej malej pomarańczy
Obiadokolacja przed 18.00
talerz ogórkowej i bułka biała (wiem, wiem kiepsko)
Gdyby nie drożdżówa i buła biała byłoby w miarę do zaakceptowania...
Z ruchem marnie od przystanku do przystanku mały spacer, ale to tyle co nic...
Waga po przyjściu z pracy 60,20 kg
Wagi porannej nie sprawdziłam z pośpiechu
Jako mini-sukces odnotowuję to, że nie dałam się skusić na stawianą przez firmę pizzę:-)
Noworoczne postanowienie
Staruję od nowego roku z postanowieniem poprawy - żywienia i ruchu.
Patrzę na zdjęcia i sama nie wiem od czego zacząć...