Cały pierdolony wieczór próbuję połączyć się z internetem. Po jakiś dwóch godzinach ślęczenia przy laptopie, błagania go o połączenie się z moją miłością, tulenia go, płakania, chowania się pod biurko stwierdziłam, że w sumie jebać to, mam telefon z pakietem internetu. W sumie tylko dlatego teraz piszę. Niniejszym przepraszam za ewentualne błędy, literówki i powtórzenia. Bardzo niewygodnie pisze się na tej małej klawiaturce, która tak naprawdę jest ekranem telefonu. Czemu teraz nie znajdzie się dobrego telefonu który nie jest jakiś upośledzony tylko ma normalne klawisze?
Dietetycznie, dzień był w chuj chujowy. (Czemu aż tak nadużywam wyrazu "chujowy"? Czyżby sugerowało to określenie jakości moich wpisów?). Zaczęłam dzień od słodkiej bułki, po czym wybrałam się na szkolenje z moją sunią. Potem pojechałam na miasto z przyjaciółką. I tam wypiłam Bubble Tea(przesłodzony japoński naszpikowany chemią syf, polecam, zajebiste) i wsunęłam Snack Wrapa w McDonaldzie. Tak to jest jak jestem głodna, chodzę po pełnym niezdrowego, tuczącego ale jakże smacznego jedzenia mieście, a w kieszeni dzwoni garść monet. Po powrocie do domu zjadłam gołąbki i kanapkę z serem a na kolację ciastka belvita. Poziom chujowości mojego jadłospisu jest wprost proporcjonalny do stopnia mojej miłości do wpierdalania. Jestem żałosna. Jutro będzie lepiej.
Ave porażki z życia codziennego.