Zmiana. + zdjęcie PRZED/W TRAKCIE :)
Obiecałam, że będzie to 6tego, ale z powodu sesji obiecałam sobie, że ani nie będę się ważyć, ani przejmować dietą, więc porównanie nierównej walki wrzucam dziś. :)
Jest to moja zmiana, która trwała jak na taki wynik dość długo.
Ale cóż.
Najważniejsze, że efekty są.
A będą jeszcze lepsze, w co wierzę.
Jeżeli komuś te zdjęcia pomogą się zmotywować to będę super szczęśliwa.
Buziakii !Wiem, że jeszcze trochę pracy przede mną.
Ale.
Dzięki Wam mam nową siłę żeby się zaangażować.
Następne porównanie - 28 luty. I mam nadzieję zobaczyć 5 z przodu. <3 albo chociaż 61. :D
Dziękuję za wsparcie. I teraz byle do przodu.
Straaaasznie Wam dziękuję za to, że mnie wparłyście. Naprawdę. Nie myślałam, że daje to takie kopa. ! :) co prawda z dietą nie jest u mnie wspaniale, ale postanowiłam zrobić sobie malutką przerwę od restrykcyjnej diety, bo wiem, że jeśli tego nie zrobię to za tydzień znów czeka mnie spadek motywacji i jakieś niekontrolowane pochłanianie wszystkiego mi wpadnie w rękę. :) Więc z nową siłą w nowy miesiąc. :) Naprawdę. Uwielbiam Was. I dziękuję. <3
Potrzebuję motywacji. ! :(
I przyszedł ten (nie)oczekiwany dzień. A raczej dni. Kiedy mam ochotę rzucić to wszystko a w zamian za to rzucić się na lodówkę. Tak też zrobiłam. Potem były wyrzuty sumienia i wiadomo, znany scenariusz. Znany mi dobrze sprzed pół roku ! A przez pół roku sobie radziłam, dawałam radę ze wszystkim. Dawałam radę z sobą. A nagle. Nic. Po prostu zero motywacji. Nie mam ochoty się starać z dietą. Chociaż tyle, że ćwiczę. Ale wiem, że dla mnie to za mało, że nic nie osiągnę przy samych ćwiczeniach i obżeraniu się. Bo serio, to co teraz robię to jest obżeranie. Obsesyjne rzucanie się na jedzenie. Bez jakiejkolwiek kontroli przez pierwsze 10 minut. Po 10 minutach wyrzucam wszystko co zostało do kosza. Jakaś masakra. Dlaczego tak się dzieje? Pół roku !! Pół cholernego roku nie poddawania się. A teraz po prostu czuję do siebie wstręt. Nie mam ochoty na siebie patrzeć w lustrze. Brrr. Wiem, że pewnie większość z Was tak ma. I nie chcę teraz wynajdywać sobie problemów. Ale proszę. Poradźcie co robić?
63,5 ! :)
No więc do mojej piąteczki z przodu tylko, a może aż 4 kg. :) Myślę, że do mojego planu, to jest koniec lutego się uda. :)
Ogólnie to brzuch mi bardzo ładnie spadł a tyłek od mel b z dnia na dzień się podnosi. :) Trochę nadziei wpada. Teraz sesja przychodzi, a raczej przybiega i ogólnie to pewnie nie będę miała czasu żeby myśleć o jedzeniu, czego z drugiej strony jak teraz mi się wydaje - oduczyłam się. Hm. Serio. Kiedyś to tylko o tym myślałam, a teraz cóż jedzenie jest jedzeniem.
Poziom tkanki tł. - 27 %. Marzę o 22 %.
<3
Postanowienie. !
Pod koniec lutego zobaczyć te magiczne 5 z przodu. ! czyli przede mną ok 5 kg. Dwa poświąteczne się udało zrzucić. także do dzieła. :)
Wielki powrót.
W końcu, gips ściągnięty, noga już prawie rozruszana. I mogę wrócić na dobre tory. Nie powiem, przez brak ruchu przez ten miesiąc + pobyt w domu, który jak zawsze mi nie służy + święta przybyło mi ok.2 kg. Czyli waga 66. Powinnam zmienić pasek, ale nie. :D bo chcę szybciutko ładnie powalczyć i za miesiąc móc go przesunąć dodatkowo w dół.
Dziś zjadłam :
I śniadanie: dwa wafle ryżowe z almette, szynką i pomidorem
II śniadanie: pewnie z pół melona i pół banana
Obiad: pierś z kurczaka, warzywa na patelnię po hiszpańsku, ale bez ziemniaków, kuskus
Kolacja: Wafel ryżowy z szynką i serkiem almette + dwie manadarynki
Płyny: 2,1 l zielonej herbaty + wody
Ćwiczenia: 35 minut (mel b: rozgrzewka, brzuch, pośladki, tiffany boczki)
Ogólnie jestem z siebie zadowolona. :)
6 luty - zdjęcie porównawcze.
Postanowienie : nie ważyć/mierzyć się codziennie, tylko co tydzień !!!
Zaskoczenie
Właśnie popatrzyłam na moje pomiary. Okazało się, że zapamiętane są one aż od 19 listopada 2011. I właśnie uświadomiłam sobie, że tak mało nie ważyłam od... 2 lat, a pewnie nawet i dłużej. Aż łzy mi napłynęły do oczu. Bo nie jest cudownie - zdaję sobie z tego sprawę. Ale jest lepiej. I nie ma prawa być gorzej, nie pozwolę. No więc teraz płaczę. Nie wiem czy ze szczęścia czy z czego. Śpijcie dobrze.
50% wykonane.
Dzień 1.
Wykonałam 50 % planu. xd Czyli robiłam brzuszki, pompki i utrzymałam dietę. Niestety z rozwojem intelektualnym i dyscypliną nie poszło mi tak pięknie. Ale małymi kroczkami do celu <3.
A jednak + postanowienia.
A jednak moja przygoda z gipsem została przedłużona. Ale coś mi się wydaje, że nie zostaniemy przyjaciółmi. Tak. Z 10 dni zrobiło się 6 tygodni, gdyż okazało się, że naderwałam wiązadło. Pierwszą reakcją był płacz, bo niestety, ale nie ma szans na powrót do Krakowa w gipsie. A tu zaczynają się schody, po pierwsze zaległości na uczelni - nie mam pojęcia jak to ogarnę, po drugie nie wiem czy wytrzymam w domu, bez znajomych na co dzień i życia jakie mi się podoba, a nie moim rodzicom, a w końcu po trzecie nie wiem jak dam radę bez wysiłku fizycznego, i boję się, że wszystko wróci. Waga wróci.
Dlatego drugą reakcją było podjęcie jakichś postanowień. I piszę to tu teraz, żeby potem nie mieć wyjścia. Więc:
1. 1 - 2 h minimum nauki dziennie
2. Brzuszki - 1 tydzień - 100 w dwóch seriach, potem będę zwiększać
3. Ćwiczenia na ramiona z obciążeniem
4. Zadbam o swoją cerę, włosy, paznokcie.
5. Zacznę czytać dobre książki - codziennie.
6. Budzić się najpóźniej o 9.30
7. Trzymać dietę.
No więc od jutra/dzisiaj zaczynam moją złotą siódemkę. Będę raportować jak mi idzie. I nie będzie tak źle. Tylko zaglądajcie tu czasem i mnie sprawdzajcie, bo bez Was nie dam rady.