A tak! Jestem nieszczęśliwa!
W tym roku był tylko jeden moment w moim życiu kiedy czułam pełnię szczęścia, gdy położna podała mi moją córeczkę jeszcze w trakcie cesarki:) Popłakałam się wtedy...
Ale gdy wróciłam po dniach męki do domu, nie cieszyłam się że jest już po wszystkim (w czwartej dobie po cesarce miałam usuwany woreczek żółciowy), bałam się że znów trzeba będzie wrócić do normalności, znów zacząć się odchudzać i motywować się by spalić te kilka kg, te kilka kg które opętały moją małą duszę i zamknęły w wielkim ciele... A lata lecą, nie młodnieję, coraz trudniej jest dobrać odpowiedni styl odżywiania, a przecież tak lekko się czułam gdy spadłam 25 kg, po co one wróciły? Można było temu zapobiec, ale tego nie zrobiłam, a czemu, chyba nie przez to że nie wiedziałam jak, bo po kilkunastu latach diet powinnam mieć opanowane zdrowe odżywianie w jednym paluszku! A tak nie jest...
Teraz znów przyszedł okres w moim życiu, kiedy jest mi smutno, nie tylko przez nadwagę, ale przez całe życie... Mam ochotę jeść, jeść i jeść... Czemu jedzenie tak działa że gdy się je, człowiek zapomina o problemach? To jest faktycznie nałóg, bo gdy jem a wiem że nie powinnam zaczynam płakać nad posiłkiem, że nie umiem się mu oprzeć... Kiedyś miałam podobny problem, ale nauczyłam się mówić NIE, dlaczego nie umiem powiedzieć NIE do jedzenia które kusi mnie z lodówki? Echhh...
Mój mąż dziś wyjechał na dwa tyg, wróci na święta, będziemy chrzcić naszą gwiazdeczkę, wszystko zostawił na mojej głowie, ale ja musiałam się zgodzić na ten wyjazd, bo sytuacja finansowa nie najlepsza, pewnie coś wiecie na ten temat... Mam dwa tygodnie na zasmucanie się albo na wzięcie się w garść i spalenie jeszcze paru kg, przecież jest to możliwe :) Rowerek czeka... Próbował ktoś może dietę grejpfrutową lub oczyszczającą Mai Błaszczyn na 10 dni :) tyle czasu mi przecież wystarczy ...