- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (17)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 8289 |
Komentarzy: | 84 |
Założony: | 7 lipca 2011 |
Ostatni wpis: | 16 października 2014 |
kobieta, 38 lat, Siedlce
165 cm, 66.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Słońce za oknem, burza z piorunami w sercu...
Nareszcie jest piękna pogoda. Ale ma to też swoje minusy ponieważ przedłużająca się zima czyniła martwym sezon budowlany a te kilka ciepłych dni spowodowało boom i jestem kompletnie zawalona robotą. Przez to brakowało mi ostatnio czasu żeby pozaglądać do pamiętników, dodać jakiś wpis...
Wciąż się nie ważę i nie mierzę, za kilka dni mija 100 dni mojej walki z wagą. I chyba mimo wielkiej pokusy też tego nie uczynię bo czuję, że zbliża się @ i pomiary będą błędne. Jeszcze się wstrzymam...
Co do diety jest bardzo uboga. Miałam ostatnio po pierwsze nawał pracy a po drugie problemy osobiste (chore dziecko, nieporozumienia z partnerem). Moja spożywana ilość kalorii była napewno poniżej 1000 kcal niekiedy poniżej 500 kcal. Nerwy zaciskają mi gardło i skręcają żołądek i nic nie mogę w siebie wcisnąć. Myślę, że waga będzie poniżej moich oczekiwań co z jednej strony mnie cieszy zaś z drugiej wiem, że takie odżywianie może przynieść więcej szkody niż pożytku. Czuję jak spodnie, które jeszcze niedawno były opietę, zjeżdzają mi z tyłka. Muszę wziąć się w garść i wrócić do kaloryczności posiłków 1200 kcal bo inaczej jeszcze kilka takich ubogich dni i będę ledwo ciągać za sobą nogi...
Póki co żegnam czytających ten pamiętnik o ile w ogóle ktoś go czyta...
Uciekam bo ostatnio nikogo nie zarażam swoim entuzjazmem.
Święta święta i już po świętach. Na całe szczęście... Dwa dni obżarstwa i siedzenia przy stole wystarczy!
Mimo wielkiego lęku przed jedzeniem jakoś przetrwałam ten czas. Nie nie...nie było tak, żebym nie zjadła nic kalorycznego...nic z tych rzeczy. Chyba ciężko jest odmówić sobie jedzenia gdy stoi przed naszymi oczami prawda? Mój plan na święta, który narodził się w niedzielny poranek wyglądał następująco:
- jeść 5 razy dziennie jak dotychczas - udało się w 80%,
- nie jeść żadnych tłustych wędlin, białego chleba, ziemniaków - udało się w 100%,
- nie jeść żadnych potraw z majonezem (sałatka, jajka itp.) - udało się w 90%,
- pić dużo wody z cytryną zamiast słodkich soków i napoi - udało się w 100%,
- nie pić żadnego alkoholu - udało się w 100%,
- ciasto zjeść po 2 góra 3 kawałki zamiast posiłku II śniadaniowego i podwieczorkowego - udało się w 60% (wiedziałam, że z tym będzie najgorzej ).
Już po wczorajszym obiedzie miałam dosyć mimo, że zjadłam jednego kotleta i surówkę z kapusty pekińskiej (była z dodatkiem jogurtu i niestety...majonezu). Od tego posiłku powiedziałm sobie BASTA!!! Postanowiłam dać odpocząć mojej wątrobie, która przyzwyczajona do posiłków lekkich mocno cierpiała - nie obyło się bez mięty i hepatilu.
Dziś posiłki tylko lekkie jak piórko i w wersji okrojonej aby się troszkę odtruć.
Śniadanie: 1 grahamka, herbata mięta
II śniadanie: jabłko
Obiad: jogurt naturalny activia, 3 plasterki polędicy z indyka, 1 grahamka
Podwieczorek: jabłko
Kolacja: owsianka activia jabłkowa
i dużo dużo wody... - i tak ze 3 dni. Mam nadzieję, że to wystraczy aby przywrócić równowagę.
P.S. Od 13 marca nie ważyłam się i nie mierzyłam. Póki co odwlekam wizytę u dietetyczki do 18 kwietnia wtedy stuknie mi setka! Tak 100 dni mojej walki z kilogramami. Nie oczekuję spektakularnych wyników ponieważ ostatnio prawie zupełnie zaniechałam treningów - zbyt dużo przedświątecznych obowiązków domowych sprawiło, że kładłam się po 23 spać totalnie wyrzęta z energii - o treningach tylko śniłam
Ale trudno... moje założenie to od 13/03/2013 do 18/04/2013 stracić 2 kg - 3 kg.
I od dziś powracam do treningów aby podczas setki móc ujrzeć na wadze 64 kg :)
Obawy przedświąteczne / życzenia :)
Witam wszystkich odchudzających się
Mimo, że święta już tuż tuż jakoś nie czuję ich magii. Za oknem zimno, pełno śniegu brrr... Moja bratanica pytała ostatnio czy przyjdzie św. Mikołaj I co tu sie dziwić dziecku, że święta pomyliła jak aura na zewnątrz jest typowo zimowa.
Jutro na szczęście mam już wolne w pracy więc zaplanowałam sobie porządki i ciasta. Mam tylko nadzieję, że ze wszystkim się wyrobię.
Powiem wam szczerze, że boję się tych świąt okrutnie... Tyle cudownego i zakazanego jedzenia... Cała rodzinka będzie się zajadać tymi pysznościami, a ja? Czy wytrzymam? Czy moja silna wola nie zapłata mi figla? Mówią, że co z oczu to z serca. No właśnie...a tu przed oczami same smakowite kąski, których smaku juz dawno nie zaznałam...
I mimo, że bardzo się cieszę na święta, że znów wszyscy razem się spotkamy, cała rodzinka, że będzie czas na wspólne rozmowy, wspominanie i żarty. Z drugiej strony lęk przed tym jedzeniem - niejedzeniem nie daje mi spokoju. Chwilami się zastanawiam czy aby wszystko ze mną w porządku? Czy to nie są jakieś złe objawy że z moją psychiką dzieje się coś nie teges? Nie wiem...czy wy też tak macie? Czy rzeczywiście powinnam zacząć się martwić swoim stanem psychicznym?
Dietkowo ostatnio było zgodnie z planem poza wczorajszym grzeszkiem (zjadłam jednego batonika). Ale tak mnie kusił w sklepie! Sam do mnie wyciągał łapki i krzyczał: zjedz mnie! zjedz mnie! - i uległam...
Trudno jakoś to przeżyje... Ale skoro w sklepie nie oparłam się tej pokusie to co będzie w święta??? Nie wiem naprawdę nie wiem....
Z racji tego, że zajrzę tu dopiero po świętach chciałam życzyć wam wszystkim spokojnych, rodzinnych, bardzo bardzo ciepłych i mało grzesznych świąt
Ściskam wszystkich gorąco!