Kolejny tydzień, kolejny raz...
Już nawet nie jestem w stanie powiedzieć, który raz zaczynam... ale mam nadzieje-NIE!!!- jestem pewna że tym razem się uda :-) a reszta jutro :-P
Postanowienie...
Święta praktycznie się zaczęły jeśli tak na to patrzeć... jeszcze nie tak dawno ważyłam 69 kg a teraz nawet boję się wejść na wagę ale pewnie 76 bym mogła zobaczyć ! Jak wogóle mogłam do czegoś takiego dopuścić? Jeszcze przed świętami kupiłam śliczna czerwoną sukienkę z nadzieją że ona mnie zmotywuje do odchudzania ale gdzie tam... dziś ja przymierzyła m i mało co na mnie nie strzeliła !!! To mnie utwierdziło jeszcze bardziej w przekonaniu, że najwyższy czas coś ze sobą zrobić, zbliżają się wakacje nie chcę sie ukrywać pod grubymi swetrami o nie ! W czasie świąt obiecałam sobie nie objadać się bardzo i muszę słowa dotrzymać a po świętach już pełna mobilizacja... nie ma że nie dam rady i takie tak... MUSZĘ DAĆ RADĘ I KROPKA !!!!
Brak czasu...
Tak, tak... nie wychodzi mi to pisanie codziennie. Postaram się poprawić ale dopiero jak będzie po wszystkich egzaminach czyli za jakieś 2 tygodnie. Póki co jest straszny młyn i nie mam w ogóle na nic czasu. No ale "diety" staram się przestrzegać... Dziś to było tak: 3 kromki chleba razowego z serem żółtym i keczupem ( ok.350 kcal), płatki (210 kcal), kluski ze serem (550 kcal), koktajl truskawkowy i kilka truskawek (150 kcal)
I znów szczęśliwy dzień...
No cóż dzisiejszy dzień praktycznie w całości spędziłam z książka w ręku... w końcu czekała mnie poprawka z kolokwium. Rano zdążyłam poskakać pół godzinki na skakance, a po południu jeszcze 15 min. A jeśli chodzi o jedzenie, to dziś było tak: na śniadanie 3 kromki chleba razowego (sama piekłam i wyszedł jak zawsze świetny) z wędliną, serem białym pomidorem i papryką (ok. 350 kcal), grejpfrut ( ok. 150 kcal), 2 kromki chleba wasa i jogurt jogobella wiśniowy (ok. 150 kcal) na obiad gulasz z suróweczką z pomidora, papryki, ogórka i sałaty pekińskiej do tego sos winegret (sama nie wiem ile to mogło mieć kalorii może ok. 400 ?). A wieczorem kiedy poszłam na poprawę bo byłam pewna że nie zdałam ( 2 poprawne odp. na 8) okazało sie że profesor z okazji Dnia Dziecka zaliczał od 1 punkt... normalnie szok i radość nieopisana. W związku z tym poszłam z siostrą na basen tak żeby się odstresować, bo weekend znowu czeka mnie z książką.
Słodki Dzień Dziecka...
Tak, zapomniałam wczoraj dodać wpisu ale w sumie nie działo się nic ważnego... no może prócz jednej rzeczy. A nawet bardzo ważnej... UWAGA, UWAGA... zaliczyłam. Hehe tak zaliczyłam na 3 i kurcze tak się cieszę jak nigdy, ktoś pomyśli kurcze z czego tu się cieszyć z trójki ale dla mnie to jest najpiękniejsza 3 w życiu.
No dobra a teraz przejdźmy do dnia dzisiejszego, Dzień Dziecka... chyba już za "stara" na to jestem ale co tak trzeba korzystać... przynajmniej przypływ gotówki był... no i co gorsze troszkę sobie odpuściłam w diecie. No bo jak tu nie zjeść czekolady od babci. Ale po kolei, co dziś zjadłam: 2 kromeczki razowca z wędliną, serem białym i ogórkiem (ok. 250kcal), Cała czekolada (500kcal)- pyszna była, 3 kawałki placka biszkoptowego z rabarbarem (nie mam pojęcia ile mógł mieć kalorii więc liczę jakieś 250-300), na obiad troszeczkę ziemniaków i mały kawałek pieczeni a do tego suróweczka z sosem winegret, a później jakieś 6 cukierków czekoladowych ( ok.350 kcal). Trochę dziś użyłam...będzie na cały tydzień. Ale tez nie zapomniałam o ćwiczeniach rano godzinka rowerkiem, po południu pół godzinki skakanki, a wieczorkiem pół godziny biegu... i w sumie czuję się świetnie :)
Zaczynam od początku tym razem skutecznie :)
Obiecałam,że będę pisać codziennie ale wczoraj jakoś nie miałam nastroju do pisania czegokolwiek, wszystko przez ten nawał nauki: sesja, kolokwia i w ogóle No ale tak zaczne od tego co dziś jadłam: śniadanie-2 kromki chleba z otrębami z szynką, serkiem białym,pomidorem,ogórkiem i papryką (ok.300 kcal) no tak w końcu lubię urozmaicane i kolorowe kanapeczki, ale przejdźmy dalej ok. 11-kawa z grejpfrutem (180 kcal), na obiad-warzywa z patelni (ok.200kcal) i później miseczka płatków corn flakes z jogurtem wiśniowym light ( ok. 300kcal). Więc reasumując jakieś 1000kcal niewiele, chyba jutro postaram się zjeść troszkę więcej. Ale za to wypiłam hektolitry kompotu normalnie chyba 3 litry.
A tak poza nawiasem dzień zaliczam do bardzo udanych, chociaż nie zapowiadało się na to... ale po kolei. Rano mamuśka dzwoni z pracy i mówi "włamali się do nas na budowę i ukradli kilka rzeczy" no to po prostu załamka, może nie ukradli jakiegoś majątku no ale sam fakt że ktoś tam buszował doprowadza mnie do białej gorączki. O 19.00 miałam kolokwium stres na całej fali... i mnóstwo ściemy, niby proste a nie do końca mam tylko nadzieję że zaliczę. W każdym bądź razie dwa przedmioty już mam zaliczone i to na 4 sukces normalnie.
Trzy tygodnie za mną i... NIC :(
Tak jak to już napisałam w tytule... od trzech tygodni intensywnie ćwiczę, ale co z tego skoro z jedzeniem nie potrafię sobie poradzić ciągle mam napady... już po prostu staje się bezsilna wobec tego wszystkiego chyba za bardzo chcę sobie udowodnić że potrafię a efekt jest odwrotny. Codziennie sobie powtarzam DOŚĆ, następnym razem mi się uda i za każdym razem klęska.
Tak się zastanawiam jak ja dwa lata temu potrafiłam mieć taką silną wolę i schudnąć prawie 20 kilogramów (tylko że z powodu lenistwa wszystko to zaprzepaściłam)... chyba już nie jestem tą silną babką co kiedyś. Ale od dziś zaczynam w pamiętniku pisać co jadła codziennie może to w jakiś sposób mi pomoże i w końcu zmotywuje :)