Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pani magister architektury obecnie pracująca w biurze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15984
Komentarzy: 545
Założony: 4 grudnia 2010
Ostatni wpis: 3 maja 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
GlamPop

kobieta, 30 lat,

163 cm, 75.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zdrowe odżywianie + codzienne treningi!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 października 2017 , Skomentuj

Jak można w rok wrócić do swojej starej sylwetki, a nawet jeszcze przytyć...? 
Dobry tytuł na książkę, którą mogłabym napisać. Od powrotu z Mannheim przytyłam z 11 kg. Od tamtego czasu byłam na diecie, na której wytrzymałam nieco ponad 2 tygodnie. Co mnie dobiło? Siedzący tryb życia - praca w biurze. Prawie się nie ruszałam, bo ciągle byłam w biegu pomiędzy praktykami w Polsce, a uniwersytetem w Niemczech. Mój plan wyglądał tak, że codziennie siedziałam w pociągu, czasem nawet dwa razy w ciągu dnia. Po półrocznych praktykach też nic się nie zmieniło, bo nie miałam żadnych wakacji. Nie usprawiedliwiam się, ja szukam odpowiedzi, co dokładnie poszło nie tak...
Ten semestr też nie będzie należał do najlżejszych. Jestem na początku magisterki i do tego pracuję 20 h tygodniowo. Plan tak samo do dupy i jeżdżenie w tą i z powrotem. Nie mam nawet możliwości zapisania się na jakiekolwiek zajęcia sportowe na uniwersytecie, bo po prostu nie mam na to czasu. W domu u rodziców w piwnicy siłownia, do której nie wchodziłam chyba od lutego. Właśnie to jest moim największym problemem - brak ruchu. Mogę robić diety i zdrowo się odżywiać, ale bez sportu, ani rusz. W normalnym przypadku chudnięcie składa się w 70% z jedzenia, a w 30% ze sportu, u mnie jest odwrotnie. Były czasy, że ćwiczyłam po 3-4 h dziennie przez kilka dni w tygodniu, teraz nic nie robię. Ewentualnie trochę się porozciągam i porobię przysiady, bo kręgosłup daje mi się we znaki. Nie dziwi mnie to wcale...
Denerwuje mnie podejście moich rodziców, którzy na każdą moją próbę odchudzania, jedzenia zdrowiej czy też inaczej niż oni, reagują zawsze tak samo: "Wymyślasz". Do tego moja mama jest zawsze obrażona, kiedy oznajmiam, że nie jem obiadu bo zrobiłam sobie np. sałatkę lub kurczaka na parze. Niestety nie mam w nich wsparcia, a wiadomo, że najłatwiej odchudza się, jeśli ktoś się odchudza z tobą. To niestety nie mój przypadek.
Nieregularne jedzenie "domowych obiadków" - kolejna kłoda. 
Kiedy jestem u siebie w mieszkaniu, jem jak chcę, a jeśli nie jestem głodna to w ogóle. Jak jestem u rodziców, a jestem tu dość często, spotykam się z hejtem. 
*** 
Trochę się u mnie pozmieniało, nowa praca w Berlinie, magisterka, zalążek związku (chyba). W sumie wszystko na raz. Trochę stabilniej niż zwykle, ale wcale mi to nie przeszkadza. Jedynie co mi trochę przeszkadza, to brak czasu na fotografię. Pracując trzy dni w tygodniu, poświęcam weekendy na magisterkę. Chciałabym być już po... :D 

Zaczęłam robić coś z tymi moimi kilogramami. Dzisiaj zastosowałam jednodniową dietę owsiankową, żeby oczyścić organizm i trochę zasznurować żołądek. Jem owsiankę cały dzień, raz w tygodniu. Dzisiaj był mój pierwszy taki tydzień. Mam nadzieję, że zobaczę jakieś efekty takiego jednodniowego wyrzeczenia. Póki co inne "diety" się nie sprawdziły, ale jestem dobrej myśli. W każdym razie jestem świadoma swoich błędów i zamierzam ich już więcej nie popełniać...Trzymajcie kciuki...<3 

Idę jeść ostatnią porcję owsianki. Trzymajcie się ;) 

28 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Od dawna mnie tutaj nie było. Widzę ostatni wpis ze stycznia, a mamy kwiecień

Czy coś się zmieniło od tego czasu? Dużo…

Po pierwsze semestr zimowy zaliczony lepiej niż się spodziewałam…Średnia ocen 1.8 (niemiecka ^^). Na początku myślałam, że nie dam rady z moimi 7 modułami, łącznie 46 punktów ECTS, dodatkowo 2 kursy języka angielskiego – język specjalistyczny (B2) i C2, ale najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych. Już dawno stwierdziłam, że najefektywniej pracuję wtedy, kiedy mam tak zwany zapierdol…Przy czym sama sobie też nakładam na głowę. Pozytywnie na to wszystko wpłynął brak pracy. Będąc w Mannheim odłożyłam sobie wystarczająco, aby przeżyć prawie pół roku, nie prosząc nikogo o pieniądze.
W tym semestrze powinnam mieć do zrobienia 2 moduły, jeden duży projekt i jedno seminarium. Robię dwa projekty, seminarium i do tego dodatkową wycieczkę, którą również poprzedza seminarium. Suma summarum robię więcej niż mi potrzeba, bo liczę, że poprawię sobie jedną ocenę z projektu. Do tego wszystkiego robię praktykę w biurze architektonicznym, w moim rodzinnym mieście, w ramach programu Erasmus+ i codziennie robię trasę Polska-Niemcy. Nie wiem co mnie podkusiło...chora ambicja chyba. Czy mnie powaliło? Odpowiedź zdecydowanie twierdząca…

Wagowo jakaś masakra…jak niemal rok temu ważyłam 74 kg, tak teraz ważę prawie 10 kg więcej…efekt jojo…lub też po prostu brak ruchu i niestosowanie diety MŻ. Zaczęłam znowu coś z tym robić. Podejście numer X…Najgorzej jest z wpierdalaniem słodyczy. Nawet wyzwania „30 dni bez słodyczy” nic nie dają. Nie mam pojęcia jak się oduczyć tego sięgania po słodycze…Chyba powinnam sobie usta zakleić, bądź ręce związać. Najgorsze jest to, że jak jestem u siebie w mieszkaniu, nie kupuje i nie jem…Będąc u rodziców, zawsze…bo zawsze coś w domu jest…kusi jak cholera. Z jedzeniem nie jest tak źle…sałatki, kurczak pieczony itd., tylko te słodycze…No i jak jestem w domu, to oczywiście „jedzonko mamusi”, tragedia…a że jestem co drugi dzień u rodziców, to chcąc nie chcąc jem to, co mama gotuje. Myślę, że póki co, jeśli zmniejszę porcje…może znowu wstąpię na drogę prawdy…Generalnie załamka na maksa, jestem zła na siebie, bo po raz kolejny sama sobie krzywdę zrobiłam. Ale w myśl sekretu i tego, że pozytywnym myśleniem można zmienić świat na lepsze, a przynajmniej swoje życie…nie ma co się przejmować porażką, tylko się podnieść, otrzepać i działać dalej. I tak też robię, działam dalej…Kolejna próba, po mału do celu. Zaczęłam od „Squat Challenge” oraz boksu . Niestety w tym semestrze nie mam jak chodzić na kursy na uniwersytecie, dlatego mam parę płyt z treningami bokserskimi, na YT też jest ich niemało, więc nic tylko robić. I muszę powiedzieć, że te treningi należą do przyjemnych, o dziwo. ^^

Dorzuciłam do tego wszystkiego picie drożdży na włosy, piję już 10 dzień i zauważyłam znaczącą poprawę. Przede wszystkim w wyglądzie włosów. Ponieważ drożdży nie powinno się pić więcej niż 30 dni, po tym czasie spróbuję tabletek piwowarskich. Koleżanka stosuje tabletki i włosy rosną jej w zawrotnym tempie.

Na teraz to wszystkie moje „gorzkie żale”, może Wy macie jakieś magiczne sposoby na oduczenie się żarcia słodyczy…i na przywrócenie sobie motywacji, jakiejkolwiek…Z góry dzięki! Buźka

3 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Witam Was wszystkie! 

Wszędzie wpisy o postanowieniach noworocznych, wszystkie bardzo ambitne, dlatego wszystkim Wam i każdej z osobna życzę wytrwałości na Nowy Rok i spełnienia wszystkich postanowień!

Moje postanowienie na 2017 rok: zajmować się tylko i wyłącznie sobą i nie robić niczego tylko po to, aby zadowolić innych. Innymi słowy dość uszczęśliwiania innych, w tym roku będę uszczęśliwiać tylko i wyłącznie siebie! Będę spełniać swoje marzenia i stawiać na samorozwój. (drink)
Trochę egoistycznie, ale już za długo ignorowałam siebie i swoje potrzeby na rzecz innych.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2017!

29 marca 2016 , Komentarze (2)

Czas leci, semestr się kończy, nie chce mi się wierzyć, że udało mi się przetrwać pierwszy semestr tego piekła - magisterki. Najchętniej rzuciłabym to wszystko w piz...już mnie to nie bawi ani trochę. Odechciało mi się architektury po całości...jakoś dociągnę z trudem do końca tej masakry i zmieniam branżę, poważnie...zajmę się reklamą i fotografią. Już szukam praktyk w tym kierunku. Właściwie to szukam od początku semestru.

Dzisiaj wysłałam kolejne podania, zobaczymy co z tego będzie. Dostałam dzisiaj odpowiedź z jednego miejsca, do którego wysłałam swoje podanie w połowie lutego, a potem w połowie marca. Nie wiem od czego to zależy...czy ludzie są tak leniwi, czy po prostu już nie pamiętają, że kiedyś też się ubiegali o praktyki?! Zlewają po całej linii, jakbym miała czasu jak lodu i jakby mi się wcale nie śpieszyło...Wolę już dostać odmowę, niż żadnej odpowiedzi...denerwuje mnie takie coś...Człowiek się stara, a tu kłody pod nogi. Mam wrażenie, że ja mam kłody pod nogi 99% mojego życia...(kreci) 

W połowie marca byłam na dwóch rozmowach w Heidelberg, gdzie byłam rok temu na urlopie i poznałam pana S. Z jednego miejsca dostałam już wcześniej odmowę, a druga rozmowa wyszła spontanicznie...Jadąc tam nie wiedziałam, że w ogóle będę ją miała. Nie chciałam jednak rezygnować z kilku dni urlopu, które wzięłam w pracy, tym bardziej, że już pozamawiałam bilety i hotel...Mój szef oczywiście nie był zachwycony, że chcę robić praktyki, bo i tak mu ludzi brakuje, ale jakoś nie spieszy się do zatrudniania nowych...Ale praca w kinie nie jest szczytem moich marzeń i powinien liczyć się z tym, że skoro zatrudnia studentów, to prędzej czy później i tak odejdą...Z drugiego miejsca, mam dostać odpowiedź na początku kwietnia...Nie tracę nadziei, mam cały semestr wolny teraz, jestem na urlopie i mi się nie śpieszy...mogę szukać, ale chciałabym już zacząć w maju, najpóźniej w czerwcu...Już mnie praca w kinie męczy...ostatnio od poniedziałku do soboty wielkanocnej pracowałam codziennie. W niedziele byłam w domu i wczoraj musiałam wracać, bo znowu byłam w pracy. Niby praca studencka, ale ma się wrażenie, że rypie się na prawie cały etat...>.< W Heidelberg widziałam się parę razy z Panem S. Już w pierwszym dniu, jak tylko przyjechałam, przyszedł do mnie do hotelu i został na noc. Mimo, że byłam totalnie zmęczona leżeliśmy i przegadaliśmy całą noc. Pozwiedzałam, zrobiłam piękne zdjęcia, byłam w Rituals (zakochany), kupiłam po promocji pianki pod prysznic. Uwielbiam Rituals....Bardzo lubię też Yves Rocher...:D

Pianka i olejek pod prysznic. Przy zakupie 3 produktów z tej kolekcji, najtańszy był gratis. Skoro już byłam na miejscu, wzięłam 2 pianki, uwielbiam je. 

Do tego kupiłam miniaturkę z kolekcji "Zensation", pachnie cudownie i dla Pana S. wzięłam miniaturkę z męskiej kolekcji "Samurai" (też pachnie nieziemsko). Jestem fanką męskich produktów...uwielbiam ich zapach. :D 

Co do diet itd...odstawiam słodycze (oczywiście pojechałam do domu i mama mi napakowała ciast, bo napiekła tego tyle, jak dla plutonu wojska...). Jestem z siebie dumna, bo babcia, która przyjechała w odwiedziny na Święta i nie była u nas z 6 lat, stwierdziła, że schudłam...pierwszy raz chyba usłyszałam to z jej ust...od zawsze ma fioła na tym punkcie i bez żadnego skrępowania potrafi powiedzieć w oczy że "jesteś gruba", albo "przytyłaś"...Jadąc do domu, byłam już negatywnie nastawiona, bo oczekiwałam takiego tekstu...a tu proszę, niespodzianka...No więc odstawiam słodycze, i białko, bo mam nietolerancję laktozy...mleko sojowe, ryżowe lub bez laktozy...Muszę powiedzieć, że jak piłam mleko litrami, tak teraz staram się ograniczyć do litra na tydzień, bo cholerstwo drogie, no i mam nadzieję, że to będzie miało jakiś wpływ na wagę. W zamian za słodycze kupiłam sobie suszoną żurawinę (też wcale nie tania), ale będzie to dla mnie motywacją, żeby kupować trochę mniej, ale za to zdrowiej. Poza tym nie jem już dłuższy czas makaronu, mięso również ograniczyłam. Ostatnio jadłam kotlety sojowe panierowane w curry, bardzo smaczne. Kawy również piję mniej...więcej herbat i oczywiście nie słodzę. Kupiłam sobie shaker, także teraz robię koktajle owocowo-warzywne. 

Muszę do tego dołożyć programy treningowe i myślę, że będzie to miało duży wpływ na moje samopoczucie i wygląd. Jeszcze co muszę zrobić, to ustalić sobie plan żywienia, żeby jeść regularnie. Także moim zdaniem jestem na dobrej drodze :).
Pan S. stwierdził, że uwielbia mnie taką, jaka jestem i dla niego nie musi mnie być mniej, ale kiedy powiedziałam mu, że dla własnego dobrego samopoczucia i pewności siebie chcę pozbyć się kilku kilogramów, oznajmił, że będzie mnie wspierał. (zakochany) 

O i taka dupeczka na koniec, jako motywacja. :D

2 lutego 2016 , Komentarze (2)

Hejka, 

wszystko powoli zaczyna się układać...

    Dzisiaj oddałam projekt z urbanistyki, ocena dobra, chociaż mogłoby być lepiej...ale cóż, jest jak jest i nie mogę tego zmienić. Biorąc pod uwagę, że moja grupa robiła wszystko na totalny odpierdziel, ocena i tak jest zadowalająca. Był to projekt na konkurs studencki. Z 6 grup, 3 miały być wybrane na konkurs...niestety moja grupa nie została wybrana, chociaż tutorzy i profesorowie się bardzo o to kłócili, że powinni nam dać szansę...Z jednej strony byłoby super, gdybyśmy mogli oddać projekt na konkurs, z drugiej...mam ostateczną prezentację za sobą i nie muszę kolejnych 3 tygodni spędzać nad poprawkami...Mogę się skupić na innych 2 projektach...

      Pan S. również się odezwał...niestety przez około 2 miesiące jest słabo dostępny. Piszemy prawie codziennie, także jest lepiej i mam nadzieję, że póki co tak zostanie. Także tutaj też poprawa. 

      Co się nie układa, to moje praktyki...szukam, szukam i znaleźć nie mogę :( Już nawet szukam w całych Niemczech, a nie tylko w mojej okolicy. Muszę chyba poświęcić tydzień na pisanie CV i wysyłanie ich do różnych biur...Uwielbiam to... -.- Poza tym od jutra czeka mnie robienie kolejnego projektu, także męki ciąg dalszy...Pracuję, chodzę na uni i tak w kółko...Nie mam zbytnio czasu na odpoczynek...Ostatnie tygodnie spędziłam tylko i wyłącznie na robieniu projektów i pracy, także nie wysypiałam się, nie jadłam prawie nic i teraz nie mam siły...zaraz chyba pójdę spać, chociaż pewnie nie zasnę dobrych parę godzin...No nic...bilans ostatnich tygodni - troszkę na plus, chociaż bardziej 50/50. Tak średnio...Czekam, aż to wszystko się skończy i będę mieć chociaż trochę czasu dla siebie...

      No nic...to dobranoc ;) 

30 stycznia 2016 , Komentarze (2)

      Właśnie wróciłam z pracy i zanim usiądę do projektu, robię sobie żarełko...W pracy zjadłam owoce, a teraz podgrzewam barszcz czerwony od mamusi...:3 Uwielbiam...Zawsze kiedy jeżdżę do domu, dostaję wałówkę...żyję prawie jak słoik ^^ Ale mamusine jadełko najlepsze...:D Dzisiaj z samopoczuciem jest trochę lepiej, może dlatego, że w drodze do pracy trochę pooddychałam świeżym powietrzem. Zawsze mi to dobrze robi i pomaga trochę pozbierać myśli. No i oczywiście muzyka...najlepiej 24/7 bez niej ani rusz...Po mojej wypłacie w lutym, planuję zakupić nowe słuchawy bezprzewodowe do treningów. Będzie moc...(muzyka)
W kinie, o dziwo, klienci nie byli aż tak męczący, bo zwykle narzekają, że bilety za drogie, że to, że tamto, chociaż muszę przyznać, że wczorajsi klienci przebili wszystko...mili, uśmiechnięci, pożartowali, pośmiali się...Naprawdę pozytywnie, nawet jakoś mi tak szybko zleciało do tej 1.00. 

      W drodze do domu kupiłam coś co nazywa się "Molke Wellness Drink" o smaku czekoladowym...shake uzupełniający dietę z witaminami i minerałami. Poczytam dokładnie jeszcze o tym, na jakich zasadach się je spożywa, bo wydaje mi się, że należy zastąpić tym jakiś posiłek, żeby to w ogóle miało jakikolwiek efekt.  Generalnie lekki drink, który ma wzbogacać dietę...

      Teraz pytanie do was...Czy któraś z was, zna się może na układaniu diety? Czyli jakie produkty, ile gramów ect? Nie koniecznie chcę od razu lecieć do dietetyka, może macie już jakieś doświadczenie z tym, bo tak patrząc po YT i generalnie szukając w Internecie można trafić na przybliżone wzory do obliczenia zapotrzebowania kalorycznego na cały dzień. 

       Super....właśnie wylałam barszcz czerwony na podłogę i część ciuchów niosąc przed laptop...-.- Dobrze, że nie na komputer...Ciamajda...^^ 

        W każdym razie mój problem polega na tym, że (chociaż głupio to brzmi) zapominam jeść, a jeśli jem, to też niewiele...może od tego musiałabym zacząć - min. 3 posiłki dziennie + może właśnie jeden taki shake czekoladowy i w ten sposób dojdę do 4 posiłków na start. 

        Z panem S. póki co nadal zero kontaktu. Koleżanki w pracy wypytują jak tam...nawet nie wiem co odpowiedzieć bo sama nie wiem gdzie on się podziewa i co robi...a to by mnie ciekawiło...Olewać mnie nie olewa, bo ostatnio była mowa o ok. 2 miesiącach, kiedy jeszcze będzie poza swoim miastem...W każdym razie...jeśli będzie chciał, to się odezwie. Póki co nie mam nikogo na oku, także mnie to nie ziębi i nie grzeje, a własnych spraw i problemów mam na zaś....

       Ćwiczeniowo dzisiaj słabiutko, pewnie tylko hantelki pójdą w ruch. A od nastepnego tygodnia bieganie w planach. Spadam robić projekt...Buźka ;) 

29 stycznia 2016 , Komentarze (2)

         Ważę znowu 84 kg, chociaż to i tak nie tak źle biorąc pod uwagę, że po Świętach przytyłam jeszcze więcej...Mam motywację do tego, żeby się znowu za siebie wziąć, ale cały czas jakieś kłody pod nogi...Już mam tego dość! We wtorek oddanie projektu, podczas którego okaże się, czy muszę jeszcze spędzić dodatkowy tydzień dopracowując go. Projekt na konkurs, niby fajnie, bo to jednak prestiż wpisać do CV'ki, że się brało udział w konkursie, ale kiedy pomyślę, że mam spędzić kolejny tydzień na robieniu czegoś, na co kompletnie nie mam ochoty, to mnie szlag trafia. 
         Poza tym mam jeszcze dwa inne projekty do oddania, a póki co leżą i piszczą cienkim głosem. Ja nie wiem po co zaczynałam tą magisterkę...Tak jak nie byłam do niej przekonana, tak teraz jeszcze bardziej mi się odechciewa. Na następny semestr wzięłam sobie dziekankę...W planie praktyki, opracowanie portfolio i odpoczynek od tego uniwersytetu. Chciałam zmieniać w tym semestrze uniwersytet na wyższą szkołę w Lipsku, niestety nie udało mi się to, a czuję, że potrzebuję już zmiany otoczenia. Pracuję dorywczo w kinie prawie rok i tutaj tak samo...nie mogę już wysiedzieć, odechciewa mi się. 
         Ostatnio rozmawiając z siostrą stwierdziła, że gdybym dostała praktyki w mieście poza Brandenburgią, byłabym w stanie rzucić wszystko i się tam przeprowadzić...W sumie opinia jak najbardziej trafna...W mieście, w którym są moi rodzice, nie widzę żadnych perspektyw dla siebie, a tu gdzie studiuję zostać nie zamierzam. Tym bardziej, że nic mnie tutaj nie trzyma...nie mam ani chłopaka, ani tak bliskich przyjaciół, żebym chciała tutaj zostać...Liczę na to, że rzeczywiście dostanę praktyki gdzieś dalej. Będąc na urlopie w zachodnich Niemczech, całkiem mi się tam spodobało...zobaczymy, jestem dobrej myśli...Rodzice oczywiście nie byli zachwyceni moją decyzją o dziekance...Nie rozmawiałam z nimi wielce na ten temat...z tygodnia na tydzień załatwiłam sprawę i powiedziałam po fakcie...Mój tato luzik, bez problemu, ale mama przeżywa jakby nie wiem co to było...Nigdy się wielce z niczego nie zwierzam...Jeśli uważam, że to dobry pomysł, to po prostu robię i oznajmiam. Odkąd się wyprowadziłam, moi rodzice nie mają jakoś wielkiego wpływu na moje decyzje i uważam, że jest to jak najbardziej ok. 
         W sprawach prywatnych - syf - tutaj też nic specjalnego i kolejne kłody. Pan S jak się zapowiedział, tak nie przyjechał...dorzucając argumentację typu "jesteś parę lat za młoda" (mam 22 lata, on 29), od tamtej pory do mniej więcej tamtego tygodnia zero kontaktu z nim. Zdaje się, że miał jakieś ważne powody...W każdym razie nie latam za nim, wciąż czekam na wyjaśnienia. Chcę się z nim spotkać i porozmawiać jak dorośli ludzie...
          Dzisiaj czeka mnie jeszcze praca do 1.00, a ja już teraz nie mam siły na nic...Projekt sam się nie zrobi...Trzy dni walczyłam z komputerem, przepaliła mi się ładowarka, musiałam jechać po starą do domu. Do tego mój lapek się zwiesza, muli...kolejna kłoda pod nogi...Póki co z trzech zadań, które miałam zrobić, zrobiłam jedną i to też nie do końca...po pracy muszę usiąść i przynajmniej to dokończyć...

***

           Ćwiczenia...hmmm coś tam robię, hantelki, trochę boksu, balet...mimo wszystko nie wystarczająco...Nie wysypiam się, mało jem i generalnie zapominam o tym...Po oddaniu projektu we wtorek, moje życie stanie się lepsze..będę mieć przynajmniej trochę więcej czasu dla siebie i dla innych projektów. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, czy jest więcej takich ludzi...Wiadomo, że podczas sesji nie jest łatwo, ale w tym semestrze ewidentnie non stop kłody pod nogi...;(

5 stycznia 2016 , Skomentuj

Hej piękne, 

znowu mnie dawno tutaj nie było i przyznam się, że bardzo głupio mi z tym...Nie wiem nawet, czy ktoś jeszcze czyta moje wypociny...:D 
Może podsumuje szybciutko ostatni semestr...Zdałam licencjat, jestem panią Inżynier (no może jeszcze nie do końca, bo zaczęłam właśnie magistra ;) ), byłam (w końcu) na urlopie w przepięknym mieście Heidelberg, w lato. Pierwsze kilka dni były jak najbardziej udane, potem doszło do spięcia między mną a koleżanką, z którą byłam na urlopie no i mnie tam zostawiła do końca urlopu, czyli jakieś 5 dni z 9. Obróciło się to na moją korzyść, bo w międzyczasie poznałam kogoś i od tamtej pory utrzymujemy kontakt. Pan S. przyjeżdża do mnie za tydzień...^^ Miejmy nadzieję, że się to dobrze potoczy, bo kolejnego zawodu nie zniosę... 
Potem była tylko praca, praca, oddanie pracy licencjackiej oraz przygotowania do następnego semestru...

Trochę ćwiczyłam, na początku więcej, potem już mniej. Różnie to bywało, waga wzrastała, potem leciała w dół no i tak w sumie do jesieni tego roku się to mniej więcej tak ciągnęło. Po Świętach i Nowym Roku waga mniej więcej taka jak na pomiarach. Wiele się nie zmieniło, może to i dobrze, bo lepiej znowu ruszyć z tego samego miejsca, niż jakbym miała od nowa rozpoczynać cały proces motywacyjny...Może nie przytyłam dlatego, że tylko 24. i 25. byłam w domu...W inne dni pracowałam, więc nie za bardzo miałam czas na leżenie do góry brzuchem na kanapie (a chciałabym ^^).
 
Teraz zbliża się koniec semestru, więc znowu mnie terminy gonią i na pewno jak to zwykle bywa, będę latać na ostatnią chwilę i siać panikę...Już się przyzwyczaiłam do tego, potrzebuję tego durnego stresu, żeby cokolwiek zrobić. W międzyczasie szukam praktyk i chodzę na mój ukochany balet...<3 
W tym roku może w końcu wejdę na pointy (zakochany)Alleluja!!!! Już się nie mogę doczekać...
Muszę się wybrać do większego miasta i kupić sobie jakieś, żeby mieć w czym ćwiczyć. Moje marzenie nareszcie się może spełni...Juhuuuu!!! Zauważyłam, że moja sylwetka bardziej się wyszczupliła. Nie zrzuciłam wielce kilogramów, ale widzę, że się ładnie zaczęła rzeźbić, także jest o co walczyć i nad czym pracować :).  

Planuję jeszcze w tym lub następnym miesiącu zapisać się na siłownie. Zobaczę jak mi kaski starczy, bo muszę popłacić parę rzeczy...Motywacji chyba mi nie brakuje, ale czekam, aż się zrobi cieplej, żebym mogła również wyjść na zewnątrz i chociaż pobiegać w normalnej temperaturze (czyt. plusowej). Póki co, różne wyzwania "Squats", "Abs" i inne takie, które można robić na macie. 
A nad takim cudeńkiem jak na obrazku pracuję w tym roku :D Kształtna pupa, smukłe uda, płaski brzuszek...:D Trzymajcie kciuki, a ja będę trzymać kciuki za wszystkie Wasze postanowienia! 
Buźka :*

25 marca 2015 , Komentarze (2)

Hej! 

Dzisiaj szybki wpis, bo muszę ogarniać projekt...
Ostatnie 2 dni jak zwykle siłownia, bieżnia po 35 min, pośladki, nogi, sztanga itd...ogólnie czuję się świetnie...Dzisiaj miałam prezentację z jednego z projektów i poszła całkiem nieźle...ostatnie dwa dni spędziłam w atelier klejąc model fasady, co się nadenerwowałam, to głowa mała, ale jakoś przebrnęłam. Wczoraj...jestem z siebie dumna! Na siłowni spaliłam ponad 800 kcal...na bieżni 400 i na nogach 400 plus inne sprzęty, czyli całkiem fajnie :) Dzisiaj ciężko mi się biegało, ale tak to jest, kiedy się ćwiczy codziennie...potrzebuję w końcu dzień odpoczynku, także jutro po prezentacji przyjedzie moja siostra, więc wieczorem idziemy pochillować na basenie...:3 Miodzio...Sesje będę miała w takim razie odhaczoną, a egzamin przesunęłam sobie na następny semestr...nie dałabym rady się na niego jeszcze teraz nauczyć >.<   
*** 
Załączam motywacyjną fotkę i lecę! Buźka!!!

22 marca 2015 , Komentarze (2)

Hej dziewczyny...

Ostatnimi czasy żyje w ciągłym stresie...Nie dość, że mam dwa projekty do ogarnięcia i klauzurę do napisania, to jeszcze mojej partnerce od projektu zbiera się na dyskusje i kłótnie, co sprawy nie ułatwia, ponieważ czas goni, a do zrobienia 3 modele budynku i część projektu z historii...ehhh nie ma lekko, ale cieszę się, że mam możliwość "wyżycia" się na siłowni. Bardzo to pomaga...dzisiaj byłam prawie 2h. Jak zwykle bieżnia, nogi, pośladki, brzuch...czuję się świetnie, tylko gdybym miała czas w pełni skorzystać z tego...chciałabym pójść na saunę :3, może uda mi się w czwartek po oddaniu projektów i napisaniu klauzury...
***
W czwartek też chyba przyjedzie moja siostra!!! Przywiezie mi mój nowy telefon, który zamówiłam z zagranicy pod koniec lutego, w międzyczasie odbył wycieczkę po Polsce i był zatrzymany w cle, normalna procedura, ale ileż można czekać :P No i przywiezie mi jeszcze moje nowe butki do biegania. :D Kupiła je w Lidlu, mam co prawda dobre buty do ćwiczeń, ale ze względu na balans w nich, nadają się głównie do fitness'u, tańca i tym podobnych. 

A butki wyglądają tak: 

Z jedzeniem też całkiem dobrze, chociaż ciężko mi nie jeść słodyczy, dzisiaj będąc u koleżanki jadłam żelki...uwielbiam jeee...:3 Niestety muszę się z nimi rozstać jeśli mam wyglądać jak na moich motywacyjnych fotkach ^^ 

Dobra piękne, lecę porobić trochę projektu, a potem spać ;) Trzymajcie się! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.