Motto na dziś: Żeby mi się tak bardzo chciało jak mi się nie chce. Wczoraj robiłam chyba wszystko, żeby nie robić figurek. Oczywiście będę dziś cierpiała z tego powodu, bo na jutro rano torty muszą być gotowe + 20 muffinek :) Więc pewnie przez moje lenistwo dzisiejsza noc będzie nieprzespana. Głupia ja, jednak jak po pracy wracam do domu to bardziej mam ochotę sprzątać, gotować i ogarniać sprawy dzieci niż w pracowni klepać torty czy robić figurki. Zaczyna mi brakować zapału, może przez pogodę jedno jest pewne, że nadmiar pracy sprzyja mojej pracy nad sobą, bo nie mam czasu myśleć o jedzeniu. Wielkimi krokami zbliża się maj i mega dużo roboty. Sama nie wiem jak to ogarnę, ale mam nadzieję, że dam radę.
W poniedziałek wyjeżdżam na dwudniowe szkolenie do Łodzi. Co za tym idzie nie ma szans na utrzymanie planu, bo o ile śniadania są w formie bufetu, obiady jednak są jednakowe dla wszystkich. Trzeba będzie jeść zachowawczo i mało ekologicznie zostawić połowę porcji na talerzu. A wieczorem pewnie jak co roku wypad wieczorem na miasto, więc i jakiś alkohol będzie. ćwiczenia tylko na hotelu, ale w pokoju będę z dziewczyną, której zupełnie nie znam i trochę się wstydzę. Nie pamiętam czy w tym hotelu była siłownia , bo to rozwiązałoby mój problem
Wczoraj wieczorem zjadłam dodatkowo połowę tosta chłopaków ( który zostawili, żeby było jasne). Jaki on był nieprzyzwoicie dobry Jednak myślę, że nie ma co przesadzać. Choć coraz częściej zdarzają mi się jakieś "dodatki" i boję się, że w moim przypadku prowadzi to do zaprzestania diety. A waga spada ładnie i już mam o 4 kg mniej niż na początku. Jeszcze kg i będę ważyła tyle co zawsze ( i tak nie jest to mało) a potem jeszcze więcej pracy nad sobą, żeby wyglądać świetnie
Bilans czwartku:
jedzenie wg planu - tak (niestety na mojej trasie stanął tost)
ćwiczenia - tak plus rowerkiem do pracy
słodycze - nie (próbowania kremów nie liczę (znikome ilości) , bo wczoraj przekładałam torty)
woda - tak