zaktualizowałam pasek wagi, przybyło trochę,
ale można było się tego spodziewać po weekendowej rozpuście.
jestem już po apelu, smutek mnie ogarnął, bo nie chcę do szkoły
zastanawiam się,czy chodzić na wf, bo w zeszłym roku mieliśmy siłownię, tylko, że większość w-fu stało się w kolejce do sprzętu - strata czasu, ale jednak jakaś aktywność. z drugiej strony nie chcę, żeby leciały mi godzinki jak nie będę miała ochoty iść "ćwiczyć"
dzisiaj w miarę ładny dzień,
śniadanie : jogurt 130kcal
2 śniadanie : bułka z parówką i serem (a'la hot dog) w plenerze :D 500kcal? nie wiem, ale z pewnością dużo :D
obiadek : rosół, mmm + trochę makaronu jajecznego,czy jakoś tak ;) 250kcal
podwieczorek: 2 paluszki krabowe 50kcal
kolacja : trochę ryżu po chińsku + mała garstka kurek smażonych, niestety z boczkiem ( danie mojej mamy, musiałam troszeczkę skosztować ) :P
no i orbitrek dziś OBOWIĄZKOWO! + zaczynam brzuszki
a wieczorkiem tradycyjnie - zielona herbatka
25 dni do wesela. 67kg to max do tego czasu!
jak sobie pomyślę ... jutro pobudka 5:30, szybki marsz na czczo na dworzec (2km) , śniadanie w pociągu (50minut drogi) i powrót do rzeczywistości..eh