Nawet nie wiem, co napisać, po prostu skaczę z radości i piszę to pod wpływem emocji.. Może zacznę od opowiedzenia mojej z lekka nudnawej opowieści. Nie wiem, czy ktokolwiek ją przeczyta, a co dopiero, czy kogoś to zmotywuje, czy poświęci te cenne dwie minuty (nawet nie) na oszacowanie różnicy w kilogramach. Mimo to, co mi tam, napiszę..
Cała 'historia' z odchudzaniem zaczyna się gdzieś pół roku wstecz i posiada swoje korzenie gdzieś głęboko w mojej psychice, odmiennej orientacji i paru innych dziwactwach, jakie to ja muszę "znosić" (znosić? żartuję, kocham je!), gdy moje rówieśniczki wesoło robią sobie nawzajem zdjęcia słuchając przy tym Sylwię Grzeszczak z nowej 'em-pe-trójki' od rodziców, zwanych potocznie przez nie 'starymi'. Z takich i owakich powodów od pewnego czasu, próbując zbliżyć się do ideału, PERFEKCJI, nie chcąc przy tym przyjaźnić się z pro-aną, ee.. odchudzam się? Tak, chyba tak można nazwać:
-w miarę regularne jedzenie posiłków,
-dobra odstępy między nimi,
-codzienne, lekkie ćwiczenia (typu rozciąganie + około 15 brzuszków, nożyc etc. + taniec),
-jedzenie zdrowo do 1500 kcal dziennie,
-pozwalanie sobie na nie więcej niż 2 ciastka dziennie.
Co ciekawe, tak na poważnie, bez porażek, "odchudzam się" może jakiś miesiąc, góra 2,5 miesiąca. Jedyne obżarstwo nastąpiło w Boże Narodzenie, a tak to spokój. No dobra, nie przynudzam, daję efekty:
PRZED (do października 2011):
PO (dziś):
Jeśli ktoś chce zostać uraczony widokiem moich żeber (ojtam, ojtam), to zapraszam na pw, ale zobaczycie to co tutaj, tyle że z lepszym fleszem.. Jak myślicie, ile kg schudłam? Ile mi dajecie? Wzrost 167 cm, we wrześniu - 165 cm. P.S. tak, mam na sobie bieliznę. Po prostu nie chcę, by ktoś ją zbytnio widział. ;_;