Temat: Dziewczyny wysokie czyli ok 175 cm i wyżej, ile ważycie?

Wysokie dziewczyny ile ważycie a ile chciałybyście ważyć? Czy sa tu dziewczyny, które przy takim wzroście ważą ok 53-55kg? dla was to mało? dobrze się czujecie z taką wagą? Ja waże 54 kg i mam 175 cm i czuje się ok ale otoczenie odbiera to już jako nadmierna chudość.  

Mam 175 cm wzrostu i waze niecale 70 kg, waga sie waha w tych granicach. Uwazam sie za osobe dosyc potezna i daze do wagi ok. 58 kg ;)

przy 17cm uważam, że 65kg to waga idealna ;))

Waże 62, chciałabym poniżej 60. To na pewno. 

Pasek wagi

187cm i prawie 80 kg :O dążę do 70 ;)

widzisz paula - jesteś w grupie wagowej z dziewczynami które miały/mają ED albo takimi, które od dziecka genetycznie są bardzo, bardzo szczupłe. Nie przemawia to do ciebie?

Jak dla mnie większość twoich wpisów na forum sugeruje zaburzenia odżywiania w początkowym stadium. Ten paniczny strach przed przytyciem, codzienne ćwiczenia przez wiele miesięcy, dieta, która nadal jest redukcją i niemożność psychicznego przełamania się do stabilizacji i jedzenia zgodnie z zapotrzebowaniem.

Możesz sobie wmawiać, że jesz tyle, ile ci potrzeba, ale to samooszukiwanie się, bo tak ci wygodnie, to uciekanie od problemu.

Nie wiem, w ogóle po co ta jałowa dyskusja, sama niedawno napisałaś to, więc po co ta zgrywa, że nie wiesz jakie masz zapotrzebowanie:

U mnie niestety jest podobnie. Myślałam ze po zrzuceniu kg będę szczęśliwsza, w końcu tego właśnie chciałam. Niestety sprawa wymknęła mi się z pod kontroli i schudłam więcej niż miałam zamiar. Teraz ważę 54 kg i mam 175 cm wiec mało. Obsesyjnie liczę kalorie i jestem uzależniona od ćwiczeń. Nie umiem przestać ćwiczyć codziennie w domu, do tego 3 razy w tyg. basen. W święta też nie umiałam się wyluzować, jadłam w zasadzie same warzywa, zero ciasta i innych przysmaków. Nie umiałam się przełamać. Mam obsesje na punkcie zdrowego jedzenia. Jem zdrowo ale mało w stosunku do mojego zapotrzebowania przy tej aktywności która mam. Tez często jest tak ze po treningu tryskam energia a 2 godziny po nie mam na nic siły, ledwo nogami ruszam, na nic nie mam ochoty. Unikam spotkań rodzinnych bo mnie drażnią, najchętniej nigdzie bym nie wychodziła. Jestem rozdrażniona i szybko się denerwuje. Wkurza mnie jak mąż je przy mnie słodycze a uwielbia je a ja niestety ich nie jem. No i ciągle mi zimno mimo, że wyniki badań mam w normie. Tylko ja jeszcze nie umiałam się przełamać, ze zacząc jesc normlanie i mniej cwiczyć. Probuje ale jakos nie wychdozi.          

Więc nie wiem co tu dalej międlić. Albo to ogarniasz sama, albo radzę udanie się do specjalisty.

jurysdykcja napisał(a):

widzisz paula - jesteś w grupie wagowej z dziewczynami które miały/mają ED albo takimi, które od dziecka genetycznie są bardzo, bardzo szczupłe. Nie przemawia to do ciebie?Jak dla mnie większość twoich wpisów na forum sugeruje zaburzenia odżywiania w początkowym stadium. Ten paniczny strach przed przytyciem, codzienne ćwiczenia przez wiele miesięcy, dieta, która nadal jest redukcją i niemożność psychicznego przełamania się do stabilizacji i jedzenia zgodnie z zapotrzebowaniem.Możesz sobie wmawiać, że jesz tyle, ile ci potrzeba, ale to samooszukiwanie się, bo tak ci wygodnie, to uciekanie od problemu.Nie wiem, w ogóle po co ta jałowa dyskusja, sama niedawno napisałaś to, więc po co ta zgrywa, że nie wiesz jakie masz zapotrzebowanie:U mnie niestety jest podobnie. Myślałam ze po zrzuceniu kg będę szczęśliwsza, w końcu tego właśnie chciałam. Niestety sprawa wymknęła mi się z pod kontroli i schudłam więcej niż miałam zamiar. Teraz ważę 54 kg i mam 175 cm wiec mało. Obsesyjnie liczę kalorie i jestem uzależniona od ćwiczeń. Nie umiem przestać ćwiczyć codziennie w domu, do tego 3 razy w tyg. basen. W święta też nie umiałam się wyluzować, jadłam w zasadzie same warzywa, zero ciasta i innych przysmaków. Nie umiałam się przełamać. Mam obsesje na punkcie zdrowego jedzenia. Jem zdrowo ale mało w stosunku do mojego zapotrzebowania przy tej aktywności która mam. Tez często jest tak ze po treningu tryskam energia a 2 godziny po nie mam na nic siły, ledwo nogami ruszam, na nic nie mam ochoty. Unikam spotkań rodzinnych bo mnie drażnią, najchętniej nigdzie bym nie wychodziła. Jestem rozdrażniona i szybko się denerwuje. Wkurza mnie jak mąż je przy mnie słodycze a uwielbia je a ja niestety ich nie jem. No i ciągle mi zimno mimo, że wyniki badań mam w normie. Tylko ja jeszcze nie umiałam się przełamać, ze zacząc jesc normlanie i mniej cwiczyć. Probuje ale jakos nie wychdozi.          Więc nie wiem co tu dalej międlić. Albo to ogarniasz sama, albo radzę udanie się do specjalisty.

ale nikt Ci nie karze międlić tego dalej. Najlepiej jak w ogóle nie będziesz się wypowiadała. Wiesz mam wrażenie ze pozjadałaś wszystkie rozumy. Twoje wypowiedzi sa zazwyczaj uszczypliwe, sarkastyczne. Ty nigdy nie popełniałaś błędów? Zawsze jadłaś idealnie? Nie byłaś na głupiej diecie?

paula - to jest życzliwość.

 Kotłujesz się w tym temacie od dłuższego czasu i do nikąd to nie zmierza. W tym temacie nawet próbujesz bronić jedzenia 1600-1700, mimo, że tydzień wcześniej napisałaś, że wiesz, że to dużo za mało. Tu piszesz, że masz zdrowe podejście do ćwiczeń, tam przyznałaś, że to obsesja i nie potrafisz wziąć dnia wolnego. 

Więc kogo oszukujesz? Tylko siebie.

Ten twój wpis zapamiętałam, bo mnie poruszył po prsotu. I brzmi dla mnie o niebo bardziej szczerze, niż to, co tutaj wypisujesz, ściemniając, że nie wiesz, że non stop jesteś na redukcji.

CHcesz to traktować jako moją złośliwość - whatever. Twoja strata.

EDIT - tak, byłam na głupiej diecie. Miałam ataki paniki po zjedzeniu plastra ananasa z puszki, zeszłam do BMI 16.5, spaliłam większość mięśni i borykałam się z konsekwencjami tego przez LATA. Nie wiem, to pocieszające jest, że inni też sobie kuku robią? To nie sprawi, że paranoja dietetyczna stanie się bardziej normalna.

jurysdykcja napisał(a):

paula - to jest życzliwość. Kotłujesz się w tym temacie od dłuższego czasu i do nikąd to nie zmierza. W tym temacie nawet próbujesz bronić jedzenia 1600-1700, mimo, że tydzień wcześniej napisałaś, że wiesz, że to dużo za mało. Tu piszesz, że masz zdrowe podejście do ćwiczeń, tam przyznałaś, że to obsesja i nie potrafisz wziąć dnia wolnego. Więc kogo oszukujesz? Tylko siebie.Ten twój wpis zapamiętałam, bo mnie poruszył po prsotu. I brzmi dla mnie o niebo bardziej szczerze, niż to, co tutaj wypisujesz, ściemniając, że nie wiesz, że non stop jesteś na redukcji.CHcesz to traktować jako moją złośliwość - whatever. Twoja strata.EDIT - tak, byłam na głupiej diecie. Miałam ataki paniki po zjedzeniu plastra ananasa z puszki, zeszłam do BMI 16.5, spaliłam większość mięśni i borykałam się z konsekwencjami tego przez LATA. Nie wiem, to pocieszające jest, że inni też sobie kuku robią? To nie sprawi, że paranoja dietetyczna stanie się bardziej normalna.

ok, nie chciałam żeby to źle zabrzmiało, sorry.

Tak wiem ze jem poniżej, tak wiem ze jestem uzależniona od ćwiczeń, tak wiem ze mam obsesje na punkcie liczenia kalorii i dostaje paniki kiedy zjem cos ponad to co zaplanowałam na dany dzien. Tak wiem, ze nie umiem się wyluzować np. podczas spotkań z przyjaciółmi kiedy oni zajadają w pizza hut ogromna pizzę a ja wykupuje bar sałatkowy i jem szpinak, kiełki i pomidora. Z drugiej strony nie jem jakoś tragicznie pod względem jakości (tu naprawdę zwracam na to uwagę) no i nie jem np. 1000 kalorii a trochę więcej.

Mam problem ze znalezieniem "złotego środka". Znaleźć rozwiązanie między tym żeby zbytnio nie przytyć a tym żeby z mojego ciała nie można było liczyć każdej żyły widocznej golym okiem.   

Paula4101 napisał(a):

Znaleźć rozwiązanie między tym żeby zbytnio nie przytyć a tym żeby z mojego ciała nie można było liczyć każdej żyły widocznej golym okiem.   

Ale co się stanie jak przytyjesz do tych 58 czy nawet 60kg? Nadal będziesz chuda/szczupła i zgrabna. :)

Jurysdykcja dobrze Ci radzi. Posłuchaj, bo warto. Na prawdę szkoda zdrowia i życia na obsesyjne liczenie kalorii.

Pepa_ napisał(a):

Paula4101 napisał(a):

Znaleźć rozwiązanie między tym żeby zbytnio nie przytyć a tym żeby z mojego ciała nie można było liczyć każdej żyły widocznej golym okiem.   
Ale co się stanie jak przytyjesz do tych 58 czy nawet 60kg? Nadal będziesz chuda/szczupła i zgrabna. Jurysdykcja dobrze Ci radzi. Posłuchaj, bo warto. Na prawdę szkoda zdrowia i życia na obsesyjne liczenie kalorii.

nie wiem co się stanie :). Nie wiem jak będę wyglądała fizycznie, czy od nowa nie będę musiała wszystkiego wymieniać bo okaże się ze spodnie są za ciasne, co mnie dobije. Nie wiem jak poradzę sobie psychicznie bo pewnie będę miała poczucie ze zawiodłam siebie, ze nie dałam rady, ze się poddałam. Ale tak jak piszecie pewnie warto i trzeba się w końcu za to zabrać bo długo tak się nie pociągnie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.