- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
1 października 2015, 09:05
Jestem więźniem własnego domu, zamknięta w czterech ścianach nie mam do kogo ust otworzyć. Mąż po powrocie z pracy zawsze ma coś do zrobienia, więc do wieczora siedzę sama z dzieckiem. Kiedy Mały idzie wreszcie spać, nie mam nawet siły iść pod prysznic, zmuszam się do wykonywania podstawowych czynności, bo nic mi się nie chce.
W 2013 roku udało mi się bardzo dużo schudnąć, teraz muszę zaczynać od początku. Jednak wiem już na starcie, że mi się nie uda, bo wtedy miałam czas na przygotowywanie posiłków, regularne jedzenie i ćwiczenia. Z resztą jaki to ma sens, po co się męczyć, skoro i tak nigdzie nie wychodzę.
Następna sprawa, która mnie dobija, to wygląd mojego brzucha i piersi. Kiedy patrzę na to co zostało z tego szczupłego i zgrabnego ciała, mam myśli samobójcze. Mam 27 lat i już nigdy nie założę bikini. Dobrze, że mam zdjęcia z poprzednich wakacji, przynajmniej mam wspomnienia. Ubieram się w tempie ekspresowym, żeby tylko na siebie nie patrzeć.
A najgorsze jest to, że sama sobie taką krzywdę zrobiłam, chciałam mieć dziecko. Nie wiem co ja sobie wtedy wyobrażałam, ale teraz wiem, że zajście w ciąże mnie zniszczyło. Nie mam nikogo do pomocy, nie mam czasu dla siebie, nie mam nic.
Poród i pobyt w szpitalu był koszmarem. Nadal się po tym nie pozbierałam i wątpię, żeby kiedykolwiek udało mi się wyrzucić z pamięci to upodlenie, strach i ból. Ciągle myślę o tym, jak mój mąż mnie uciszał, nie mógł zrozumieć, że krzyk sam wyrywał mi się z gardła. Myślał tylko o tym co sobie położne pomyślą. A oksytocyna powodowała u mnie tak silne skurcze, że ból odbierał mi rozum, gdybym miała czym, podcięłabym sobie żyły w łazience.
Było nam cudownie we dwoje, byliśmy w sobie tacy zakochani, pomimo 9 lat związku. Teraz oddalamy się od siebie coraz bardziej, bo on mnie nie rozumie, złości się kiedy płaczę. Jego zdaniem powinnam wziąć się w garść i być jak inne, znane mu kobiety. Powiedział mi ostatnio, że przecież nie mam czego żałować, bo nigdy nic nie miałam, nigdy nic ciekawego nie robiłam. Tymczasem miałam pracę, codziennie szłam do ludzi, miałam sport, codziennie jeździłam na rowerze albo biegałam, czytałam książki. Co weekend gdzieś jeździliśmy, do kina, na koncerty, albo jakiś dalszy wypad, np w góry. Ale jego zdaniem nie mam prawa mieć pretensji, bo kobiety w jego rodzinie, w tym jego mama, to właśnie takie matki polki, bez ambicji, nudne i nie oczekujące niczego od życia.
Ciągle powtarzam mojej siostrze, żeby tego nie robiła, żeby nie miała dzieci, bo to będzie koniec jej życia. Mówię to z pełną świadomością, nie marnujcie sobie życia.
EDIT
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, te pozytywne i negatywne, za zrozumienie i rady. Chciałabym żebyście wiedziały, że z zewnątrz, dla osoby postronnej, to wygląda tak, że ja świetnie sobie ze wszystkim radzę. Dom ogarnięty, obiad codziennie gotuję, pranie się suszy, bawię się z dzieckiem (na tyle ile się da z takim małym). Dla świata mam uśmiech przyklejony do twarzy. Tylko mężowi powiedziałam jak się czuję, ale po tym jak się na mnie ze złościł, to i przed nim zaczęłam grać.
Wiem, że pojawienie dziecka coś mi dało, że to coś nowego. Czasami tak sobie patrzę na tego małego chłopczyka, i on patrzy na mnie tymi wielkimi oczami, i chwyta mnie za serce. Ale w chwili obecnej nie potrafię tego wszystkiego podsumować na plus.
Pisałyście, że będąc większym również można być szczęśliwym, według mnie nie można. Ja schudnę, będę ważyła tyle co przed ciążą. Nadludzkim wysiłkiem, ale zrobię to i pewnie będę się cieszyła, że przynajmniej w ubraniach wyglądam nieźle. Ale to już nie będzie to samo co kiedyś, nigdy nie wrócę do stanu sprzed, bo to nie wykonalne.
Jestem perfekcjonistką, zawsze najlepsza w klasie, potem na studiach, zawsze idealny makijaż, paznokcie, włosy i ciuchy. Koleżanki pytały mnie czy chodzę do wizażystki, bo tak wyglądałam. Przyzwyczajona do tego, nagle zmieniłam się o 360 stopni. A przecież miałam być seksowną mamusią- tak to sobie wyobrażałam. I z tym chyba nie mogę sobie poradzić.
Nie wierzę w teksty, że wygląd wcale nie jest ważny. Czy gdybyś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mogła stać się tak szczupła i zgrabna jak zawsze chciałaś być, to czy nie skorzystałabyś? Każda by chciała wyglądać jak babki z motywacji, nawet te które najgłośniej pieją, że wygląd się nie liczy.
Jestem jeszcze na tyle młoda, że chciałabym trochę pożyć, zebrać parę komplementów od obcych mężczyzn, czuć się dobrze we własnym ciele i życiu. Niestety pozostaje mi już tylko pogodzić się z tym co ze mnie zostało. Ale wkurza mnie takie gadanie, że mąż kocha mnie nie tylko za wygląd. Owszem zgadzam się z tym, ale czy to oznacza, że ma oglądać ten sflaczały, wstrętny brzuch i obwisłe cycki? Pomyślałyście co myślą mężczyźni, kiedy widzą to wszystko?
Głupia byłam, chciałam mieć dziecko, część nas dwojga, z miłości. Jednak gdybym miała jeszcze raz podjąć tą decyzję, na 100 % byłaby inna. I jeszcze raz powtarzam, to JA zmarnowałam sobie życie, nie dziecko. Szkoda, że dopiero po fakcie odkryłam, że się do tego nie nadaję. Nie potrafię się tak pogodnie poświęcić.
Teraz już nigdy nie będę niezależna, nie będę mogła robić tego na co w danej chwili mam ochotę. Sen jest dla mnie luksusem. Na początku w weekendy mąż wstawał na jedno karmienie w nocy, teraz już "nie słyszy" jak mały płacze. Nie chce mi się ładnie ubrać, bo z obecną waga i wyglądem, w niczym nie wyglądam dobrze, więc po co się starać.
Edytowany przez Tallulah.Bell 2 października 2015, 07:56
1 października 2015, 21:04
Mnie jedno zastanawia, jak to wszystko wyglądało przed porodem. Wzięłaś pod uwagę, że w ciąży możesz przytyć (nomen omen gdybyś wcześniej jadła normalnie, a nie głodowe porcje dla ptaszka to może waga by tak nie skoczyła), mogą się porobić rozstępy, biust może zmienić kształt, możesz mieć bliznę po cesarce, mogą wypadać włosy, że poród może boleć bardziej niż sobie to wyobrażałaś, że ciąża może być zagrożona i każą Ci leżeć w ogóle cały czas, że potem się jakiś czas zostaje w domu z dzieckiem, że to dziecko może płakać cały czas i tak dalej? - bo zachowujesz się jakbyś była w ciężkim szoku. Tak samo odnośnie rodziny - to nie wiedziałaś wcześniej, że nie masz pod ręką mamy, ani teściowej, które by Ci pomagały w opiece nad dzieckiem? I że będziesz musiała z nim zostawać sama cały czas, jeżeli nie poszukasz kogoś jeszcze innego do opieki? No i co z mężem - bo pisałaś, że wszystkie kobiety u niego w rodzinie to takie matki-polki. Porozmawiałaś z nim jak on sobie wyobraża Twoją rolę po urodzeniu dziecka i czy przypadkiem nie popiera modelowi, który wyniósł z domu? Upewniłaś się, że on jest przygotowany na to, że przy dziecku będzie spędzał jakąś tam ilość czasu, w ogóle że jest świadomy ile dziecku czasu trzeba poświęcić? Czy o niczym nie rozmawialiście i tak naprawdę wpakowałaś się w ciążę z nieodpowiedzialnym człowiekiem, który miał w głowie zupełnie inny model rodziny niż Ty? Jeżeli wszyscy obiecywali pomoc, a mąż wykazywał wielką chęć zaangażowania się i obalenia modelu matki-polki, który miał w głowie - a teraz się pozmieniało to ogromnie współczuję i mogę chyba tylko doradzić psychiatrę/psychoanalityka żeby Ci się pomógł z tym wszystkim uporać i podpowiedział co dalej z mężem, czy wystarczy rozmowa, czy potrzebna Wam terapia. No a jeżeli nie rozmawiałaś z nikim, nie brałaś pod uwagę z czym może się wiązać ciąża i tak dalej - to cóż, sama jesteś sobie teraz winna i sama musisz to gorzkie piwo wypić. Tylko dziecka żal, bo nie wiem czy tak super mieć mamę, która uważa że zmarnowało się jej życie swoim pojawieniem się na świecie.
Dokładnie. Poza tym chyba nie było tak rewelacyjnie z mężem przed, jak pisałaś, skoro teraz tak to wygląda i czujesz się taka nieszczęśliwa. Jeśli tak nagle w 2 miesiące się to popsuło to serio depresja i idź szybciej do psychologa lepiej.
1 października 2015, 21:06
duO moglabym napisac ale to chyba nie.mowjsce na takie wywody... wiem doskonale co przezywasz bo jeszcze 3 lata temu sama nylam w takim stanie...walenie glowa w sciane, rwanie wlosow glowy...i wszedzie slyszalam od roznych ludzi jak np w tv widzieli ze matka porzucila dziecko "co za matka, jak takie cos mozna zrobi"... myslalam sobie i nadal mysle ze w drpresji poporodowej mozna... bo to depresja poporodowa!!! U mnie utrzymywala sie 1.5 roku... chodzilam po terapeutach, psychiatrach, bralam leki na sen ( oczywiscie jak ju przestalam karmic po pol roku)... tez zarzekalam sie ze nigdy wiecej ciazy, ze zrujnowala mi sylweyke (przytylam 24kg), ze juz nic w zyciu mnie nie czeka, ze moja kariera lwgla w gruzach.... czyli tak jak Ty myslisz...jedyna roznica miedzy tym co piszesz a tym co u mnie to to ze na meza moge liczyc i zawsze mnie wspiera!!! Co bylo potem?Depresja zniknela, ja wrocilam do pracy, teraz mam juz drugie 3mczne dziecko i kocham je nad zycie i jestem szczesliwa mama!!! Schudlam juz 19kg.... mam kochajaca rodzine...i jedyne co mnie przeraza to wlasnie stan w jakim bylam wtedy'po poerwszej ciazy...jak skrajne to byly dla mnie przezycia do tych co sa teraz.... jak to mozliwe ze czlowiek w ogole moze byc w takim stanie i wiem ze NIKT KTO NIE MOAL DEPRESJI NIE JEST W STANIE ZROZUMIEC OSOBY KTORA JA MA!!!! Moja rada, musisz wyciagnac rekr po pomoc do terapeuty...tylko takiego od problemow rodzinnych...bo bycmoze podloze Twojego staanu jest w relacjach z mezem... u mnie powodem byla matka.... musisz jakos przekonac meza ze ma Cie wspiera a nie dolowac... i przede wszystkim co drugi dzien musisz znalezc czas zeby wyjdc sama z domu chociaz na godzinr!!! Nawet po mleko!!! Zobaczysz ze wrocisz steskniona do dziecka...ktore teraz pewnie obwiniasz o wszystko...ze zabralo Ci kariere, wolnosc, sylwetke!!! Zobaczysz juz niedlugo bedzies wspominac ten okropny stan niedowierzaniem.Jesli w czyms moge Ci pomoc to pisz na priv...ja dalam rade z wszystkim to i Ty dasz!!!
1 października 2015, 21:07
Niezmam pary, ktora nie przechodziłaby cięższych chwil po urodzeniu dziecka, u nas trwało to mniej więcej do pól roku. Faceci nie rozumieją jak ciężko jest nam samym opiekować się małym, myślą że to cały dzień przytulania i zabawy. Ale to wszystko mija, daj sobie czas, nie musisz od razu wyglądać na super laskę, możesz po mału dochodzić do siebie, po co narzucać sobie takie tempo.
Ja wróciłam do pracy po roku, a dziecko poszło do żłobka. I też nie miałam pomocy od nikogo, moja mama mieszka 100km od nas, a facet rozkręca firmę i pracuje ile się da, i wiem że jemu też nie jest lekko.
A ten rok to był taki dla mnie i dziecka, cieszyłam się że nie muszę się malować i stroic, cały dzień chodzić w szlafroku itp, chodzić na spacery kiedy chcę, a nie cały dzień śleczec w zamknięciu w pracy. CIESZ SIE Z TEGO CO MASZ bo potem możesz nie miec już okazji na robienie takich rzeczy.
1 października 2015, 21:10
Dokładnie. Poza tym chyba nie było tak rewelacyjnie z mężem przed, jak pisałaś, skoro teraz tak to wygląda i czujesz się taka nieszczęśliwa. Jeśli tak nagle w 2 miesiące się to popsuło to serio depresja i idź szybciej do psychologa lepiej.Mnie jedno zastanawia, jak to wszystko wyglądało przed porodem. Wzięłaś pod uwagę, że w ciąży możesz przytyć (nomen omen gdybyś wcześniej jadła normalnie, a nie głodowe porcje dla ptaszka to może waga by tak nie skoczyła), mogą się porobić rozstępy, biust może zmienić kształt, możesz mieć bliznę po cesarce, mogą wypadać włosy, że poród może boleć bardziej niż sobie to wyobrażałaś, że ciąża może być zagrożona i każą Ci leżeć w ogóle cały czas, że potem się jakiś czas zostaje w domu z dzieckiem, że to dziecko może płakać cały czas i tak dalej? - bo zachowujesz się jakbyś była w ciężkim szoku. Tak samo odnośnie rodziny - to nie wiedziałaś wcześniej, że nie masz pod ręką mamy, ani teściowej, które by Ci pomagały w opiece nad dzieckiem? I że będziesz musiała z nim zostawać sama cały czas, jeżeli nie poszukasz kogoś jeszcze innego do opieki? No i co z mężem - bo pisałaś, że wszystkie kobiety u niego w rodzinie to takie matki-polki. Porozmawiałaś z nim jak on sobie wyobraża Twoją rolę po urodzeniu dziecka i czy przypadkiem nie popiera modelowi, który wyniósł z domu? Upewniłaś się, że on jest przygotowany na to, że przy dziecku będzie spędzał jakąś tam ilość czasu, w ogóle że jest świadomy ile dziecku czasu trzeba poświęcić? Czy o niczym nie rozmawialiście i tak naprawdę wpakowałaś się w ciążę z nieodpowiedzialnym człowiekiem, który miał w głowie zupełnie inny model rodziny niż Ty? Jeżeli wszyscy obiecywali pomoc, a mąż wykazywał wielką chęć zaangażowania się i obalenia modelu matki-polki, który miał w głowie - a teraz się pozmieniało to ogromnie współczuję i mogę chyba tylko doradzić psychiatrę/psychoanalityka żeby Ci się pomógł z tym wszystkim uporać i podpowiedział co dalej z mężem, czy wystarczy rozmowa, czy potrzebna Wam terapia. No a jeżeli nie rozmawiałaś z nikim, nie brałaś pod uwagę z czym może się wiązać ciąża i tak dalej - to cóż, sama jesteś sobie teraz winna i sama musisz to gorzkie piwo wypić. Tylko dziecka żal, bo nie wiem czy tak super mieć mamę, która uważa że zmarnowało się jej życie swoim pojawieniem się na świecie.
i tu się mylisz, bo faceci to egoiści. do tej pory miał kobietę na wyłączność, zawsze miała czas dla niego, zawsze wszystko było zrobione, można było szaleć do późnej nocy... a dziecko mamę ograniczyło a facetowi się już to nie podoba. mój też kiedyś był super, a jak się dziecko urodziło to się chamem zrobił... zresztą nawet niedawno usłyszałam, że on był zadowolony, jak ja nie miałam pracy i w domu siedziałam, bo wszystko było zrobione i miałam zawsze czas dla niego, a teraz NAGLE wymagam, aby ogarnął po sobie czy w ogóle czegoś od niego oczekuję...
1 października 2015, 21:14
Witaj, bardzo współczuję sytuacji, w jakiej sie obecnie znajdujesz. Niestety tak jest na początku przy małym dziecku, szczególnie pierwsze dziecko daje w kość. Nagle, choć jesteś dorosłą i niezależną kobietą, wszystko się kończy i masz wrażenie, że już całe życie będziesz tylko karmić, przewijać, nosić na rękach ciągle jęczące dziecko. Niestety mężczyźni tego nie rozumieją, bo tak naprawdę nie muszą robić przy dziecku tyle, co kobieta i zwykle nie wstają do dziecka w nocy, a moim zdaniem nieprzespane noce, to istny horror. Brak snu odbiera chęć do życia.
Nie przejmuj się wpisami, że masz się wziąć w garść (oczywiście tak by było najłatwiej, ale nie możesz, prawda? daltego tutaj piszesz...). Przypuszczam, że osoby, które to napisały nie mają jeszcze dzieci, albo miały tak małe dzieci już jakiś czas temu i zapomniały jak wszechogarniające potrafi być zmęczenie i zdołowanie w początkowym okresie macierzyństwa. Jeśli ktoś nie jest akurat w identycznym momencie i podobnej sytuacji, to nie może Cię oceniać i oczerniać.
Ja mam dwójkę dzieci, młodsze ma już 9 miesięcy, więc czuję, że mam już z górki, ale świetnie pamiętam identyczne odczucia przy pierwszym dziecku. Moja najlepsza przyjaciółka też niedawno urodziła dziecko i też miała kryzys zarówno ze sobą jak i w małżeństwie.
Tak niestety jest, urodziny dziecka wprowadzają ogromne zamieszanie w życiu pary, zwykle powodują kryzys. Media pokazują piękne obrazki idealnego rodzicielstwa, ale to tylko urywki z prawdziwego życia. O trudach się nie mówi, albo jak kilka osób powyżej, każe się na ten temat nie jęczeć. Czasami jednak trzeba sobie popłakać.
Mogę Ci tylko napisać, że naprawdę z biegiem czasu będzie lepiej. W którymś momencie dziecko prześpi o godzinę, dwie dłużej w nocy, potem może nawet całą noc, a Ty wyspana inaczej popatrzysz na świat. Teraz ważne jest, żebyś w miarę możliwości zadbała o siebie - lepiej jadła, brała witaminy, domagała się od partnera czasu dla siebie - pół godziny dziennie kompletnie bez dziecka pozwoli Ci się zresetować na kolejną dobę. Może przyda Ci się również porada fachowca - w końcu po to są, aby pomóc w trudnych momentach.
Trzymam kciuki i zapewniam, że wiele matek doświadcza podobnych sytuacji, w końcu jednak zobaczysz światełko w tunelu!
1 października 2015, 21:16
Mysle ze przezylam cos podobnego. Ja akurat nie skupialam sie na utraconej figurze ale emocje mialam podobne. Maz byl z nami tylko 3 dni po porodzie, pozniej musial wyjechac do pracy i przyjezdzal sporadycznie na 1-2 dni. Ja bylam po koszmarnym porodzie, 20 h porodu, 3 kroplowki oksy, po nich skurcz przechodzil w skurcz bez sekundy przerwy a na koniec i tak mi zrobili cc. W szpitalu 2 tygodnie bo wdala sie juz infekcja wenatrzmaciczna.Ja i corka na antybiotyku 14 dni. Po szpitalu jak z krzyza zdjeta a jazda dopiero sie miala zaczac. Nie mialam nikogo do pomocy. Rozjechana emocjonalnie, wykonczona fizycznie i psychicznie, a mala miala kolki od 2 tygodnia zycia do konca 5 miesiaca, nie spala niemal wcale, nic nie pomagalo. Plakala 20 h na dobe, a te 4 h spala w kawalkach 20-30 minut co kilka godzin. A ja sama z nia. Nie raz mialam ja ochote upuscic albo sama z okna wyskoczyc. To bylo takie skrajne wykonczenie fizyczne, psychiczne i hormony dodatkowo robily swoje. Kto tego nie przezyl nie zrozumie. Mysle ze powinas meza ostro zagonic do roboty. Udaj sie po pomoc do lekarza, masz mysli samobojcze, masz klapki na oczach, gdy zaczniesz brac leki zobaczysz wszystko z innej perspektywy. Teraz mala ma 2 lata i wszystko jest inaczej. Nie obwiniam siebie za to co wtedy czulam, ale uwazam ze na prawde nie wiele wtedy do nieszczescia brakowalo.
Edytowany przez karolina112233 1 października 2015, 21:18
1 października 2015, 21:30
miałam podobnie przy pierwszym dziecku, no może nie do tego stopnia, ale baby blues sie zdarzał. za to przy drugim...u mojej córki podejrzewano zespół Downa, przez miesiąć żyłam w niewyobrażalnym stresie, bo nie wiedzieliśmy czy mała jest zdrowa. patrzyłam wtedy na matki z noworodkami na ulicy i myślałam sobie "one nawet nie wiedzą ile mają szczęścia, że mają zdrowe dzieci"...
jak czekaliśmy na wyniki amniopunkcji to pamiętam myślałam sobie "moja córka może być najbardziej płaczliwym niemowlęciem na świecie, moge nocy nie przesypiać, byleby tylko była zdrowa". na szczęście wszystko skończyło się dobrze. córka nieźle daje w kość, ale zawsze myślę sobie, że mam wielkie szczęście że mam zdrowe dzieci.
uwierz, jest wiele matek które chciałyby być na twoim miejscu.
1 października 2015, 21:33
Ja jednego nie rozumiem, jesteś zmęczona po całodziennej opiece nad dzieckiem i nie chce CI się ćwiczyć. OK! Zrozumiałe.Tylko dlaczego nie możesz z małym iść na intensywny spacer z wózkiem? Przecież marsz to też ćwiczenia, a na powietrzu dzieci zwykle lepiej śpią. Na dworze na pewno spotkasz jakichś ludzi i nie będziesz się czuła beznadziejnie samotna, słońce doda trochę endorfin i może poczujesz się lepiej.
Zależy jakie dziecko.. Ja zaczęłam popadać w depresje właśnie przez spacery:/ mój syn spał 20 min a pózniej tak sie darł ze aż sie zanosił!! Za nic nie byłam w stanie go uspokoić i wydawało mi sie ze WSZYSCY na mnie patrzą i oceniają ze jestem zła matka :/ aż w końcu przestałam wychodzić na spacery tylko własne podwórko.. Na szczęście zaczęłam brać leki ;) i teraz jestem najszesliwsza mama najszczęśliwszego dziecka kochającego spacery;) (odczuwał mój stres w trakcie spaceru i oddawał moje uczucia płaczem ) dlatego autorko !! jak masz czas możesz tu albo priv opisać DOKŁADNIE swoją dobę co Ty robisz i jak zachowuje sie dziecko po kolei (z tego co piszesz masz IDENTYCZNA sytuacje do mnie ) postaram sie pomoc i polecam leki deprim bądź pozitiwum bez recepty ok 25zl
1 października 2015, 21:48
Zależy jakie dziecko.. Ja zaczęłam popadać w depresje właśnie przez spacery:/ mój syn spał 20 min a pózniej tak sie darł ze aż sie zanosił!! Za nic nie byłam w stanie go uspokoić i wydawało mi sie ze WSZYSCY na mnie patrzą i oceniają ze jestem zła matka :/ aż w końcu przestałam wychodzić na spacery tylko własne podwórko.. Na szczęście zaczęłam brać leki ;) i teraz jestem najszesliwsza mama najszczęśliwszego dziecka kochającego spacery;) (odczuwał mój stres w trakcie spaceru i oddawał moje uczucia płaczem ) dlatego autorko !! jak masz czas możesz tu albo priv opisać DOKŁADNIE swoją dobę co Ty robisz i jak zachowuje sie dziecko po kolei (z tego co piszesz masz IDENTYCZNA sytuacje do mnie ) postaram sie pomoc i polecam leki deprim bądź pozitiwum bez recepty ok 25zlJa jednego nie rozumiem, jesteś zmęczona po całodziennej opiece nad dzieckiem i nie chce CI się ćwiczyć. OK! Zrozumiałe.Tylko dlaczego nie możesz z małym iść na intensywny spacer z wózkiem? Przecież marsz to też ćwiczenia, a na powietrzu dzieci zwykle lepiej śpią. Na dworze na pewno spotkasz jakichś ludzi i nie będziesz się czuła beznadziejnie samotna, słońce doda trochę endorfin i może poczujesz się lepiej.
oj dokładnie tak jak piszesz! moje dziecko też nigdy nie spało na spacerze, mimo iż każdy uważa że dzieci lubią spacerki i spanie w wózku... widzę że jest nas sporo z takimi samymi problemami, a kobiety źle się wyrażające czy krytykujące-ciekawe czy wam by się chciało ćwiczyć po 20 godzinach na nogach... ehhh kobiety jednak są zawistne...
1 października 2015, 21:57
dodam ze jak okiełznany rytm dziecka będziesz na pamięć wiedziała kiedy i jaka drzemkę zaliczy i ile masz czasu dla siebie;)) nawet jezeli sen bedzie trwał 10 min z radością będziesz czekała do kolejnej drzemki zeby "dokończyć malować paznokcie" bo będziesz wiedziała o której ona nastąpi ;) daj sobie pomoc.
Najśmieszniejsze jest to ze miesiąc temu (sprawdziłam) rowniez pisałam na tym forum o pomoc bo sie czułam zła mama! A teraz udzielam rad. Mój syn ma obecnie 3 miesiące i od miesiąca jest genialnie ale szczerze pierwsze 2 to był dramat dlatego nie daj sie depresji i daj sobie pomoc