- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
19 marca 2013, 18:29
Edytowany przez sanadya 19 marca 2013, 18:49
20 marca 2013, 00:13
Edytowany przez zajaczek75 20 marca 2013, 00:36
20 marca 2013, 07:14
20 marca 2013, 08:52
Dzieci, które urodziły się z nieuleczalnymi chorobami wrodzonymi, a rodzice nie chcieli terminować ciąży, ani podejmować decyzji o przerwaniu uporczywej terapii żyją, ale opieka jest wyłącznie paliatywna. Co to oznacza? Że jeśli dziecko pod respiratorem (bez szans na własny oddech) ma zapalenie płuc to go już nie leczymy! Nie wiem czy można to nazwać "późną" aborcją. Nie zgodzę się, że jedynie człowiek w małżeństwie (rodzinie) ma prawo do własnego zdania. Chociaż ja zamierzam rodzinę założyć za rok. Manipulacja? Dyktatura? A to wszystko dlatego, że ktoś chciałby zalegalizować swój homoseksualny związek? Ja jestem bardzo ciekawa, gdzie Twoje dziecko będzie się uczyć. Prywatne szkoły (poza wyznaniowymi) chyba nie różnią się tak drastycznie od publicznych w szkole. O seksie, antykoncepcji i rozmnażaniu można mówić profesjonalnie i do każdego. Do dzieci też. Tylko w Polsce to temat tabu, którego lepiej nie ruszać. I ja się zgadzam z dziewczynami, które mówią o dobrej edukacji seksualnej.
Zupełnie nie zrozumiałaś mojego postu. Pisząc o "późnej aborcji" nie miałam na myśli tego, o czym piszesz. Miałam na myśli celowe zabijanie chorego dziecka. Na szczęście jeszcze się tego nie robi ale chciałam zasygnalizować, że takie pomysły rodzą się w chorych głowach niektórych ludzi.
W przypadku związków partnerskich nie chodzi mi też o homoseksualistów (nawet o nich nie wspomniałam). Związki partnerskie mają przecież dotyczyć głównie osób heteroseksualnych, które z jakiegoś powodu nie chcą się trwale ze sobą związać. To jest prawdziwym problemem, który maskuje się eksponowaniem praw homoseksualistów. To będzie jeden z dodatkowych czynników prowadzących do destrukcji rodziny. W każdym związku zdarzają się kryzysy i łatwiej będzie się rozstać niż próbować je przetrwać, bo przecież nie trzeba będzie się spowiadać ze swoich problemów przed sądem. Samotność rozumiem w szerszym kontekście, nie jako bycie singlem czy życie w nieformalnym związku. Mam na myśli pozbawienie oparcia jakie daje rodzina, w tym oczywiście małżonek (jeśli jest) ale przede wszystkim rodzice, rodzeństwo, czy nawet dziadkowie. I nigdzie nie pisałam też o prawie do własnego zdania. Człowiek żyjąc w bliższych relacjach z innymi ma szanse poznać różne punkty widzenia na dane sprawy, niż jeden słuszny prezentowany przez szkołę czy media. Bogate doświadczenia rodziców i dziadków powinny być jednym z punktów odniesienia. Człowiek mający oparcie w rodzinie nie musi być uzależniony od państwa i jego łaski, a w związku z tym jest mniej podatny na socjotechniczne manipulacje (bo nie oszukujmy się, nad tym, co jest serwowane ludziom w upolitycznionych chyba bardziej niz za komuny mediach pracują całe sztaby specjalistów od socjotechniki).
Profesjonalizm w edukacji seksualnej nie musi oznaczać podejścia wyłącznie od strony biologii. Poniżej link do założeń przykładowego programu opracowanego przez psychologa (nie ma nic wspólnego z kościołem), który szanuje delikatna naturę psychiki dziecka.
http://www.remedium-psychologia.pl/2004_8_6.htm
W szkołach społecznych czy prywatnych rodzice po prostu bardziej angażują się w proces wychowania przez szkołę i mogą sami decydować jakiej edukacji w pewnych tematach chcą dla swoich dzieci. W publicznej byłoby to niemożliwe. Nie mam też nic do szkół wyznaniowych, poza tym na świecie rozkwita idea odejścia od szkół koedukacyjnych. Jest wiele opcji, łacznie z edukacją domową, ale trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za wychowanie dziecka a nie zwalać wszystkiego na szkołę.
Edytowany przez zajaczek75 20 marca 2013, 08:58
20 marca 2013, 13:02
20 marca 2013, 16:27
Zupełnie nie zrozumiałaś mojego postu. Pisząc o "późnej aborcji" nie miałam na myśli tego, o czym piszesz. Miałam na myśli celowe zabijanie chorego dziecka. Na szczęście jeszcze się tego nie robi ale chciałam zasygnalizować, że takie pomysły rodzą się w chorych głowach niektórych ludzi. W przypadku związków partnerskich nie chodzi mi też o homoseksualistów (nawet o nich nie wspomniałam). Związki partnerskie mają przecież dotyczyć głównie osób heteroseksualnych, które z jakiegoś powodu nie chcą się trwale ze sobą związać. To jest prawdziwym problemem, który maskuje się eksponowaniem praw homoseksualistów. To będzie jeden z dodatkowych czynników prowadzących do destrukcji rodziny. W każdym związku zdarzają się kryzysy i łatwiej będzie się rozstać niż próbować je przetrwać, bo przecież nie trzeba będzie się spowiadać ze swoich problemów przed sądem. Samotność rozumiem w szerszym kontekście, nie jako bycie singlem czy życie w nieformalnym związku. Mam na myśli pozbawienie oparcia jakie daje rodzina, w tym oczywiście małżonek (jeśli jest) ale przede wszystkim rodzice, rodzeństwo, czy nawet dziadkowie. I nigdzie nie pisałam też o prawie do własnego zdania. Człowiek żyjąc w bliższych relacjach z innymi ma szanse poznać różne punkty widzenia na dane sprawy, niż jeden słuszny prezentowany przez szkołę czy media. Bogate doświadczenia rodziców i dziadków powinny być jednym z punktów odniesienia. Człowiek mający oparcie w rodzinie nie musi być uzależniony od państwa i jego łaski, a w związku z tym jest mniej podatny na socjotechniczne manipulacje (bo nie oszukujmy się, nad tym, co jest serwowane ludziom w upolitycznionych chyba bardziej niz za komuny mediach pracują całe sztaby specjalistów od socjotechniki). Profesjonalizm w edukacji seksualnej nie musi oznaczać podejścia wyłącznie od strony biologii. Poniżej link do założeń przykładowego programu opracowanego przez psychologa (nie ma nic wspólnego z kościołem), który szanuje delikatna naturę psychiki dziecka. http://www.remedium-psychologia.pl/2004_8_6.htm W szkołach społecznych czy prywatnych rodzice po prostu bardziej angażują się w proces wychowania przez szkołę i mogą sami decydować jakiej edukacji w pewnych tematach chcą dla swoich dzieci. W publicznej byłoby to niemożliwe. Nie mam też nic do szkół wyznaniowych, poza tym na świecie rozkwita idea odejścia od szkół koedukacyjnych. Jest wiele opcji, łacznie z edukacją domową, ale trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za wychowanie dziecka a nie zwalać wszystkiego na szkołę.Dzieci, które urodziły się z nieuleczalnymi chorobami wrodzonymi, a rodzice nie chcieli terminować ciąży, ani podejmować decyzji o przerwaniu uporczywej terapii żyją, ale opieka jest wyłącznie paliatywna. Co to oznacza? Że jeśli dziecko pod respiratorem (bez szans na własny oddech) ma zapalenie płuc to go już nie leczymy! Nie wiem czy można to nazwać "późną" aborcją. Nie zgodzę się, że jedynie człowiek w małżeństwie (rodzinie) ma prawo do własnego zdania. Chociaż ja zamierzam rodzinę założyć za rok. Manipulacja? Dyktatura? A to wszystko dlatego, że ktoś chciałby zalegalizować swój homoseksualny związek? Ja jestem bardzo ciekawa, gdzie Twoje dziecko będzie się uczyć. Prywatne szkoły (poza wyznaniowymi) chyba nie różnią się tak drastycznie od publicznych w szkole. O seksie, antykoncepcji i rozmnażaniu można mówić profesjonalnie i do każdego. Do dzieci też. Tylko w Polsce to temat tabu, którego lepiej nie ruszać. I ja się zgadzam z dziewczynami, które mówią o dobrej edukacji seksualnej.
20 marca 2013, 20:14
Nie rozumiem kobiet, które nie pracują, rodzą dzieci i mają pretensje do państwa o zapomogi, które i tak nie są małe, bo taka samotna matka może dostać i pomoc z zusu i z opieki społecznej a zdarza się, że i z urzędu gminy, a trzeba było wcześniej pracować a nie żerować na państwie potem.
Edytowany przez maharettt 20 marca 2013, 20:20
21 marca 2013, 12:32
A co z kobietami które wyleciały z pracy w ciąży?A co z matkami, których dziecko jest dwusetne w kolejce do żłobka?A co z tymi co 10 lat pracuja na śmieciówkach i nie mają macierzyńskiego?W tym kraju nie ma ani warunków, żeby matka mogła podchować dziecko, bo nie ma zasiłków, nie ma też warunków, by matka mogła wrócić do pracy bo nie ma żłobków, a pensje są tak niziutkie.ze nie ma opcji innej opieki.Ja też studiowałam i pracowałam i co mam z tego.Wylot z pracy zaraz na drugi dzień jak sie wydało, że jestem w ciąży.Maż zarabiał 800 zł.Ani pomocy finansowej, a co najgorsze instytucjonalnej też nie.Jak ktoś nie ma pomocy rodziny to sobie nie poradzi.Nie rozumiem kobiet, które nie pracują, rodzą dzieci i mają pretensje do państwa o zapomogi, które i tak nie są małe, bo taka samotna matka może dostać i pomoc z zusu i z opieki społecznej a zdarza się, że i z urzędu gminy, a trzeba było wcześniej pracować a nie żerować na państwie potem.
21 marca 2013, 13:37
szwagierka pracuje w irlandi i nie ma opieki zdrowotnej, jakies ubezpieczenie chyba jest jak sie pracuje. dentysta jest drogi, specjakie przylatuja moi znajomi do polski aby robic badania i isc do dentysty. a my mozemy na ubezpieczenie (meza, rodzica, z pup i mops) leczyc zeby i leczyc sie w szpitalu. nieliczne kraje maja cos takiego. w usa trzeba byc studentem albo trzeba pracowac i wykupic sobie prywatne ubezpieczenie a i tak przyjazd karetki, wizyta lekarska i pobyt w szpitalu moze byc dodatkowo platny
Edytowany przez maharettt 21 marca 2013, 13:39
24 marca 2013, 15:42