Temat: mam dość użerania się z własnym dzieckiem

pomóżcie bo już wysiadam psychicznie, mam synka 2 lata i 5 miesięcy i już nie wiem co robić, młody nie chce jeść obiadów,  jak ugotuje zupę to nie ruszy nie ważne co to za zupa,  tak jest ok kilku miesięcy, jeśli zje to tylko kotlety schabowe ewentualnie mielone to wszystko, żadnych warzyw nie ruszy ziemniaków z sosem też.
Nie wiem już co robić, próbowałam dosłownie wszystkich sposobów na to żeby go zachęcić do jedzenia. Jeszcze klika miesięcy temu zjadał ładnie wszystko a teraz od jakichś 3 miesięcy nie ruszy nic.
Za 7 miesięcy idzie do przedszkola i jak pomyślę o tym,  że będzie tam na dzień dzisiejszy głodny chodził bo nie zje to mnie krew zalewa. To samo jest z nocnikiem, uczę, mówię, tłumaczę a tu jakby grochem o ścianę walił.
Do wszystkiego jest oporny strasznie. Nie mam już pomysłu co robić, nie wiem może skonsultować to z psychologiem? Chodzę z nim do poradni logopedycznej i mam tam dostęp do psychologa, co o tym sądzicie?
Czy to tylko ja mam takie problemy z dzieckiem czy u Was jest podobnie?


inna wersja talerzyków:)



a moze warto samemu tworzyc ladne, kolorowe jedzonko?:)




Rany, uwielbiam jak ktoś prosi o radę, a później nic mu nie pasuje i się obraża. Nie chcesz, to nie słuchaj forumowiczów, czekaj na więcej propozycji, a nie neguj jedną za drugą. Dziewczyny starają Ci się pomóc, a Ty obsrywasz sobie gacie.

Uważam, że jak kilka dni a nawet tydzień, pojedzie na samych kotletach, to nic mu się nie stanie. A jak zacznie mu się dziać i nie będzie się czuł za dobrze, to przekona go sam argument, że teraz czas zjeść jabłko, bo to doda mu energii. Zreszta był tu niedawno taki temat i każda matka z podobnym problemem mówiła, że skończyło się na samoistnej zmianie preferencji i dzieci same zaczęły pytać o marchewkę i inne kolorowe rzeczy, które dawniej mamy im wmuszały, a nagle ich zabrakło.

wb1987 napisał(a):

inna wersja talerzyków:)a moze warto samemu tworzyc ladne, kolorowe jedzonko?:)


kapitalne te kanapki :)

G.R.u. napisał(a):

Rany, uwielbiam jak ktoś prosi o radę, a później nic mu nie pasuje i się obraża. Nie chcesz, to nie słuchaj forumowiczów, czekaj na więcej propozycji, a nie neguj jedną za drugą. Dziewczyny starają Ci się pomóc, a Ty obsrywasz sobie gacie.Uważam, że jak kilka dni a nawet tydzień, pojedzie na samych kotletach, to nic mu się nie stanie. A jak zacznie mu się dziać i nie będzie się czuł za dobrze, to przekona go sam argument, że teraz czas zjeść jabłko, bo to doda mu energii. Zreszta był tu niedawno taki temat i każda matka z podobnym problemem mówiła, że skończyło się na samoistnej zmianie preferencji i dzieci same zaczęły pytać o marchewkę i inne kolorowe rzeczy, które dawniej mamy im wmuszały, a nagle ich zabrakło.


Muszę się zgodzić. Padły fajne propozycje, nikt nie każe chili dodawać do jedzenia, ale czegoś gorzkiego/kwaśnego - czemu nie, byle nie było trujące. Podobnie jak dawanie kotletów na śniadanie, obiad i kolacje, na okrągło, przez tydzień aż mu zbrzydnie. Ale nie to nie;)
wb1987: świetne te talerzyki :) aż zgłodniałam od patrzenia! 
A do autorki: moje dzieci nie należą do lubiących jeść. Nie zmuszam. Dwa dni nie zjedzą prawie nic, a trzeciego sami wołają i buszują po lodówce.  Moja rada: przeczekać. Ograniczyć słodkie soki, słodycze, itp. Ale nie zmuszać, bo efekt może być zupełnie odwrotny.
Jeśli o przedszkole chodzi, to dzieci w stadzie, że tak się wyrażę, są zupełnie inne niż w domu. Kiedy widzą inne dzieci pałaszujące coś z apetytem, to też chętniej same sięgną. Dam przykład. Moi synowie nie pijali w domu nic poza sokami. Poszli do przedszkola i okazało się, że uwielbiają wodę mineralną i kakao, które teraz piją chętnie też w domu. 
moja przyszła teściowa opowiadałam mi jak mój Marek był mały i nic nie chciał jeść i dziennie potrafił zjeść tylko 1 wafelka i bała się go dać do przedszkola ale nie miała wyjścia no i się wtedy zaczęło
oczywiście zaczęło się jedzenie...
jadł wszystko i nie było czegoś co mu by nie smakowało...
także był spokojna bo wiedziała że w przedszkolu zje normalnie bo w domu dalej było ciężko z jedzeniem bo wybrzydzał...
Pasek wagi
pamietam slowa mojej pediatry, kiedy poszlam z podobnym problemem do niej: "Prosze Pani, gdyby usiadla Pani na moim miejsc, zobaczylaby Pani, ze codziennie przychodza matki z dziecmi w roznym wieku z tym samym problemem. Dzieci maja taki etap w zyciu, ze odmawiaja z niewiadomych przyczyn jedzenia, a potem samo im to przechodzi. Nie nalezy sie tym zbytnio przejmowac, bo zazwyczaj mija samo,a  dziecko na pewno sie nie zaglodzi. Gdyby dziecko bylo osowiale i nie chcialo pic, wskazywaloby to na powazniejszy problem, jesli natomiast dziecko ma energie i pije, to nic zlego sie nie dzieje."
rowniez zgadzam sie z opinia, ze w przedszkolu Synek na pewno zacznie jesc. tak samo jest z zachowaniem dzieci:) dzieci nasladuja sie wzajemnie, mowi Ci to pedagog z wyksztalcenia i niania z doswiadczeniem:) oraz mama:)
glowa do gory autorko, bedzie dobrze! a Synek na pewno nie bedzie chodzil glodny w przedszkolu!
poprosilas o rade, dziewczyny ci super odpowiedzialy wiec o co chodzi? ja bym obstawiala na "inną" panierkę do kotleta jeśli tak ci te kotlety przeszkadzają. moja szwagierka poszła do przedszkola (w domu wybrzydzala ze hej), w przedszkolu je z dziecmi wszystko!
przypomnialo mi sie co ja sama robilam pewnej dziewczynce,bedac przez prawie 2 lata jej niania. Mala byla naprawde wielkim niejadkiem, byla bardzo szczuplutka i nie lubila jesc. dla mnie i calej rodziny, moment posilkow byl najgorszym w ciagu calego dnia i dochodzilo do tego, ze oni pasowali i Mala jadla dopiero, gdy przychodzilam ja. nie raz myslalam, ze bede walic glowa w sciane. ale to co robilam, to:
1) na sniadanie robilam grzanke z chleba, a nastepnie zwykla foremka do ciastek wycinalam jej z tych grzanek rozne ksztalty:)
2) na talerzu ukladalam wiele kolorowych rzeczy tak, by Mala miala wybor, zawsze cos z tego skubnela, nawet z ciekawosci.
3) prosilam ja o pomoc w przygotowywaniu posilkow. piekla ze mna ciasteczka, zeby przekonala sie, ze jedzenie to tez fajna sprawa.
4) miala do zabawy te pluszowe jedzonko, ktore wklejalam wczesniej ( szkoda, ze nie wynalazlam wtedy tych talerzykow;) ). miala tez kuchenke i czesto bawilam sie z nia w gotowanie. ubieralam jej fartuszek, sobie tez i gotowalysmy:)
5) codziennie chodzilam z nia na spacer i zabieralam do torby rozne rzeczy: a to jogurt, a to owoca, a to bakalie ( nie slodycze!!!! ). szlam na spacer np.do lasu,  wynalazlam pieniek, ktory byl potem naszym ulubionym pienkiem, cos jej opowiadalam i jakos ona zjadala to co jej podtykalam.
6) jak bylo cieplej, robilam piknik na podworku, rozkladalam koc, przygotowywalam rozne smakolyki i wtedy naprawde lepiej jadla.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.