Temat: dla bezdzietnych

Tak jak w temacie, czy kiedykolwiek żałowałyście swojej decyzji o nieposiadaniu dzieci ? Co wpłynęło na Waszą decyzję ? Miłość bez dzieci to nie miłość, jak mówią niektórzy. Czy macie swoją drugą połówkę i kochacie się, ale dzieci nie wchodzą w grę ? Jakie są Wasze doświadczenia, opinie na ten temat. Porozmawiajmy. Dla niektórych związek bez dzieci, to nie miłość a kobieta bez dzieci nie jest w pełni spełniona...

IfYouWereThereBeware napisał(a):

maharettt napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

maharettt napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

Jestem za tym, aby każda kobieta miała prawo wyboru, i aby inni nie narzucali jej swojej woli. Sa kobiety szczęśliwe i nieszczęśliwe z dziećmi czy bez , kombinacji jest wiele.

Ja nie spotkałam się z presją ani ze strony społeczeństwa ani rodziny, oprócz mojej matki, która o to mi truła głowę juz odkąd skończyłam jakieś 23 lata, i nie miałam zupełnie warunków bytowych ani ochoty na dziecko. Wiec to ignorowałam. 

U mnie było tak, że do 30-tki jeśli bys mnie zapytala, to odpowiedziałabym kategorycznie, ze nie chcę  dzieci ( dlatego rozumiem po części wypowiedz jednej z Was,  ze nalezy poczekać z opinią,  aż bedzie pozamiatane), nigdy nigdy, nie lubie i nie chcę :p skończyłam 30 lat, poznalam męża i po roku bylam w planowanej ciazy, a teraz jestem w drugiej (33 lata). Po prostu oboje to "poczulismy", potrzebę,  instynkt, jak zwał tak zwał. Najlepsza jak dotąd decyzja zycia :D Jesli chodzi o dzieci jako o dopelnienie zwiazku...absolutnie sie z tym nie zgadzam, zwiazek juz powinien stać na bardzo stabilnym fundamencie,  aby decydowac sie na dzieci,  nie odwrotnie.  Dzieci raczej urozmaicają związek,  nagle oboje wykazujemy się kreatywnością o jaką byśmy siebie nie posadzili wczesniej w wielu dziedzinach :D

Natomiast 2 rzeczy nie rozumiem. 1. Z dziećmi również mozna podróżować,  akurat z dzieckiem jedziemy na wakacje za 2 tygodnie. Rozumiem, ze zaraz ktos mi napisze, ze jesli w odludne i egzotyczne miejsca i z dzieckiem sie nie da, ok rozumiem, ale wiekszosc społeczeństwa jednak na takie wyprawy nie jezdzi. A wakacje i dzieci mozna pogodzić,  owszem wiemy, ze bedzie inaczej, ale nadal mozna zwiedzac swiat. Chodzi mi o to, ze podroze sa wymieniane w czołówce utraconych przywilejów kiedy zostajemy rodzicami, a to nie prawda;) dla chcącego nic trudnego.

2. Bezdzietne kobiety nazywające dzieci "bąbelkami ", serio, nie możecie się ugryźć w jezyk i napisać "dziecko"? To jest po prostu niesmaczne, dorosłe kobiety rzucające epitetami  w stronę dzieci....

owszem mozna podrozowac. Ale to nie to samo. Ja lubie miec aktywne wakacje. Porzadnie przejsc sie po gorach i to tych trudniejszych, narty, plywanie, sauna.  Z dziecmi to by mi tylko spacery zostaly i robienie za boje w wodzie. Jak jade z dziećmi to plan jest ulozony pod nie( parki rozrywki, sanki, brodziki itp). Jak chce zrealiziwac swoje cele to musze jechac sama. 

p.s. kto nie ogarnial 2 latka i niemowlaka nad baltykiem to chyba nie czuje klimatu wakacji z dzieckiem :)

Ale dzieci dorastają,  nie maja wiecznie kilku latek...No nie wiem, bylam na wakacjach z dzieckiem juz raz, teraz jedziemy drugi raz i jakoś nie zamierzamy układać planu pod dziecko, a pod nas wszystkich. Parki rozrywki mamy w naszym mieście, wiec na wakacjach nas nie interesują.  Mam wrażenie, ze często to rodzice robią z siebie męczenników.

EgyptianCat "Starszym osobom, mającym dzieci, nie daje się moralnego prawa do podjęcia decyzji o sprzedaniu swoich nieruchomości i przeznaczeniu pieniędzy na prywatny ośrodek opieki."

Czy ja wiem...Ja właśnie, z racji wykonywanego zawodu, widzę odwrotną tendencję.  I to tez jest troche smutne, ze pracujesz na coś cale zycie, a później musisz to posprzedawać. 

zestarszymi to jest latwiej. No ale nie pojde sobie w tatry wysokie z dziecmi bo zwyczajnie to dla nich niebezpieczne. Kiedys jakas youtuberka schodzila z dziecmi z Kasprowego to ja nawet na tym forum mieszano z blotem. A trasa nie taka trudna. Do sauny tez do pewnego wieku nie mozna z dzieckiem wejsc ( w Polsce to chyba do 18 lat). Poplywac tez nie pojde bo nie zostawie dzieci na brzegu. Z nartami to samo. Nie zostawie ich na oslej laczce i nie pojde na stok sama. Pomijajac ze mogloby sie cos stac to pewnie weszlabym w kolizje z prawem. Twoim zdaniem to meczennictwo? Bo ja mysle ze odpowiedzialnosc.

Moim zdaniem "meczennictwem" jest skupianie sie na tym, czego teraz nie mogę zrobić, zamiast robić tak, aby każdy członek rodziny byl zadowolony. Wszystko to co opisałaś nie zmienia faktu, ze jest wiele innych rzeczy, które na wakacjach z dziećmi mozna robić,  (a nie sa jedynie rozrywkami dla dzieci). Mi chodzilo głównie o obalenie tego mitu, że jak masz dzieci , to zapomnij o podrozach.

To nie zmienia faktu ze pewne swoje potrzeby na wkaacjach z dziecmi trzeba odlozyc na bok, bo sa awykonalne. I tu dochodzimy do tego ze jednak macierzynstwo troche wymusza rezygnacje z marzen i pragnien i pasji.

Jak i tak nie realizuje swoich potrzeb i tak to chociaz znajde atrakcje dla dzieci i niech one maja wczasy. Pare dni z nimi, a inne parę dni pojade sama i zajmę sie soba. Taki podzial.

Pasek wagi

IfYouWereThereBeware napisał(a):

maharettt napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

Jestem za tym, aby każda kobieta miała prawo wyboru, i aby inni nie narzucali jej swojej woli. Sa kobiety szczęśliwe i nieszczęśliwe z dziećmi czy bez , kombinacji jest wiele.

Ja nie spotkałam się z presją ani ze strony społeczeństwa ani rodziny, oprócz mojej matki, która o to mi truła głowę juz odkąd skończyłam jakieś 23 lata, i nie miałam zupełnie warunków bytowych ani ochoty na dziecko. Wiec to ignorowałam. 

U mnie było tak, że do 30-tki jeśli bys mnie zapytala, to odpowiedziałabym kategorycznie, ze nie chcę  dzieci ( dlatego rozumiem po części wypowiedz jednej z Was,  ze nalezy poczekać z opinią,  aż bedzie pozamiatane), nigdy nigdy, nie lubie i nie chcę :p skończyłam 30 lat, poznalam męża i po roku bylam w planowanej ciazy, a teraz jestem w drugiej (33 lata). Po prostu oboje to "poczulismy", potrzebę,  instynkt, jak zwał tak zwał. Najlepsza jak dotąd decyzja zycia :D Jesli chodzi o dzieci jako o dopelnienie zwiazku...absolutnie sie z tym nie zgadzam, zwiazek juz powinien stać na bardzo stabilnym fundamencie,  aby decydowac sie na dzieci,  nie odwrotnie.  Dzieci raczej urozmaicają związek,  nagle oboje wykazujemy się kreatywnością o jaką byśmy siebie nie posadzili wczesniej w wielu dziedzinach :D

Natomiast 2 rzeczy nie rozumiem. 1. Z dziećmi również mozna podróżować,  akurat z dzieckiem jedziemy na wakacje za 2 tygodnie. Rozumiem, ze zaraz ktos mi napisze, ze jesli w odludne i egzotyczne miejsca i z dzieckiem sie nie da, ok rozumiem, ale wiekszosc społeczeństwa jednak na takie wyprawy nie jezdzi. A wakacje i dzieci mozna pogodzić,  owszem wiemy, ze bedzie inaczej, ale nadal mozna zwiedzac swiat. Chodzi mi o to, ze podroze sa wymieniane w czołówce utraconych przywilejów kiedy zostajemy rodzicami, a to nie prawda;) dla chcącego nic trudnego.

2. Bezdzietne kobiety nazywające dzieci "bąbelkami ", serio, nie możecie się ugryźć w jezyk i napisać "dziecko"? To jest po prostu niesmaczne, dorosłe kobiety rzucające epitetami  w stronę dzieci....

owszem mozna podrozowac. Ale to nie to samo. Ja lubie miec aktywne wakacje. Porzadnie przejsc sie po gorach i to tych trudniejszych, narty, plywanie, sauna.  Z dziecmi to by mi tylko spacery zostaly i robienie za boje w wodzie. Jak jade z dziećmi to plan jest ulozony pod nie( parki rozrywki, sanki, brodziki itp). Jak chce zrealiziwac swoje cele to musze jechac sama. 

p.s. kto nie ogarnial 2 latka i niemowlaka nad baltykiem to chyba nie czuje klimatu wakacji z dzieckiem :)

Ale dzieci dorastają,  nie maja wiecznie kilku latek...No nie wiem, bylam na wakacjach z dzieckiem juz raz, teraz jedziemy drugi raz i jakoś nie zamierzamy układać planu pod dziecko, a pod nas wszystkich. Parki rozrywki mamy w naszym mieście, wiec na wakacjach nas nie interesują.  Mam wrażenie, ze często to rodzice robią z siebie męczenników.

EgyptianCat "Starszym osobom, mającym dzieci, nie daje się moralnego prawa do podjęcia decyzji o sprzedaniu swoich nieruchomości i przeznaczeniu pieniędzy na prywatny ośrodek opieki."

Czy ja wiem...Ja właśnie, z racji wykonywanego zawodu, widzę odwrotną tendencję.  I to tez jest troche smutne, ze pracujesz na coś cale zycie, a później musisz to posprzedawać, bo rzeczywiście emerytura to może być za mało.  Oczywiście najlepiej jakby rodzic mial wystarczająco środków na zapewnienie sobie opieki bez sprzedawania dorobku życia,  oraz prawo do decydowania o swoim majątku bez presji nikogo z otoczenia. Jednak czesto widuję sytuacje,  gdzie rodzic nie chce nic sprzedać,  a nie ma wystarczająco pieniędzy na życie, wiec dzieci pomagają,  ale bardzo chcą,  aby rodzic czerpał ze swojego majątku, bo dla nich to duże obciążenie. A rodzic uparcie się nie zgadza, bo przeciez dla nich ten majątek oszczędza...I koło sie zamyka.

Nie zawsze dziecko chce wykorzystać niedołężności rodzica z demencją i zagarnąć majatek...często wrecz to chroni taka starsza osobę przed nieuczciwymi doradcami finansowymi, to często widuję niestety, jak chcą sobie na starszych niedoleznych zarobić , a rodziny albo nie ma, albo się nie interesują, albo się nie znają. 

Także niezależnie czy decydujemy się na dzieci czy nie, nikt nie wie jak skonczy na starość,  jesli jej dozyje. 

Przypuszczam, że mówisz o Stanach. Przykłady z Polski mam właśnie takie, jak napisałam - to oczywiste, że majątek rodzica należy się dzieciom. 

Dla mnie w wyprzedaniu majątku nie ma nic smutnego. Na drugi świat go i tak nie zabiorę...mogę go roztrwonić bez żalu.

ja mam dziecko i doskonale rozumiem osoby które nie chcą mieć, kiedy ja miałam dziecko którego bardzo pragnęłam caly świat mnie nie rozumial, minęły lata i wszystkie osoby które miały dramę z mojej pierwszej ciazy teraz caly czas namawiają mnie na drugie, a ja wciąż pamiętam jak mi mówili że trzebabylo jeszcze trochę pożyć a nie juz dziecko, bardzo mi wtedy bylo przykro, mam najwspanialszego najcudowniejszego najkochańszego syna pod słońcem, i w życiu nie zmieniła bym tej decyzji, ale tak jak rozumiem ze mogłam pragnac dziecka tak i rozumiem ze ktoś może tego wogole nie chcieć

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Przecież jak ktoś na starość poczuje instynkt macierzyński to zawsze może adoptować dziecko.

Adoptować można kotka jak przyjdzie ochota. Nie wiem czy bym się zdecydowała na adopcję dziecka, bo często są to dzieci po różnych traumach. Niewiele dzieci jest do adopcji, bo rodzice nie żyją. Większość dzieci jest odebrana rodzicom, bo rodzice je zaniedbywali. Zaniedbanie w niemowlęctwie niesie różne spore negatywne skutki potem w życiu i nie każdy się nadaje, żeby takie dziecko adoptować.

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

Zgadzam sie z podejsciem, ze o zalu czy braku w stosunku do braku posiadanych dzieci powinny wypowiadac sie osoby, ktore juz wiekszosc swojego zycia przezyly. Wiadomym jest, ze mloda i aktywna kobieta, ktora z mezem zwiedza i zdobywa swiat bedzie inaczej podchodzic do tematu w wieku 30-40 lat, niz kiedy bedzie miec tych lat 60-80 i bedzie sama siedziala w czterech scianach. A wydaje mi sie, ze dopiero wtedy, kiedy sie stanie w oko w oko z tym wiekiem mozna mowic, ze sie tej decyzji naprawde nie zaluje.

Ja tez nie chcialam miec dziecka. Nie dlatego, ze nie lubie dzieci po prostu nie chcialam nikogo sprowadzac na ten swiat. Stalo sie inaczej i moja corka jest najwieksza miloscia mojego zycia. Natomiast w pelni rozumiem kobiety, ktore w swoim podejsciu wytrzymuja i sobie ukladaja zycie bez dzieci. Czy nie beda zalowac w wieku 80 lat - a no, tego nie moga potwierdzic one same i tego zwykle nie robia. Te naprawde rozsadne. 

Jakos ciezko mi uwierzyc w to, ze te, ktorych wypowiedzi sa nacechowane totalnie negatywnymi cechami sa tak "neutralne" w temacie i tak nie posiadaja jakiegos zalu juz teraz. Tylko go przykrywaja cala ta chamska otoczka.

ale masz swiadomosc tego, ze posiadanie dzieci nie gwarantuje Ci towarzystwa i opieki na starosc? boli mnie taki poglad, bo dziecko nie powinno byc rodzicom dluzne. nie oni zdecydowalo, ze przyjdzie na ten swiat. jasne, fajnie jak dzieci sie interesuja. ale jestem absolutnie przeciwna calkowitej rezygnacji z samej/samego siebie na rzecz dzieci. pomagania finansowo dzieciom w doroslym wieku, zamiast zabezpieczania wlasnej przyszlosci na starosc. wyznaje zasade - umiesz liczyc, licz na siebie. a jesli dorosle dziecko nadal potrzebuje wisien na matce/ojcu, to uznaje to za porazke wychowawcza.

Czy ja w ktorymkolwiek momencie napisalam, ze uwazam, ze dziecko bedzie mi cokolwiek dluzne, ze wymagam, by dziecko sie mna opiekowalo, mnie finansowalo na starosc ? Wkladasz w moja wypowiedz totalnie nie moje slowa i zmieniasz calkiwicie sens mojej wypowiedzi. Uwazam, ze fajnie byloby uslyszec opinie takiej dojrzalej kobiety, jak widzi to z perspektywy 50 lat pozniej - bo nie zajscie w ciaze kiedy jeszcze mozna niesie za soba skutki tej decyzji do konca zycia. 

I oczywiscie, ze mozna miec wyrodne dzieci, ale temat dotyczy decyzji o nieposiadaniu, a nie o tym, czy dziecko sie wypnie na starosc na rodzicow czy nie. Bo owszem, albo sie wypnie, albo sie nie wypnie. Ale przy nieposiadaniu dziecka nie ma tego albo. A ja chcialabym kiedys uslyszec zdanie osob, ktore z ta decyzja przezyly cale zycie. I nie zakladam, ze uznaja, ze byly nieszczesliwe, bo zaraz mi ktos to wepchnie do mojej odpowiedzi.

ale jednak zakladasz, ze dziecko, ktore nie zapewnia rodzicowi opieki i towarzystwa jest wyrodne. nie jest. to jest jego dobra wola, nie obowiazek. samo sie na ten swiat nie wepchalo. strasznie mnie denerwuje takie podejscie. tak bylo u mnie w rodzinie. "nie bo mam starych todzicow". "nie, bo ktos sie rodzicami musi zaopiekowac". efekt byl taki, ze rodzice przezyli dziecko o kilkanascie lat, a jak dziecko potrzebowalo pomocy, to sie rodzice d.. wypieli. uwiazywanie dzieci przy sobie jest niesprawiedliwe, pomysl o tym, zeby zapewnic sobie na starosc dobry osrodek, fachowa pomoc pielegniarska, odpowiednie srodki finansowe na pokrycie tego, zamiast wyrzucac dziecku, ze jest wyrodne. a jak znajdzie druga polowke na drugim koncu swiata albo dostanie prace marzen w innym kraju to ma z tego rezygnowac, zeby nie byc wyrodnym dzieckiem, bo rodzice? czasy, kiedy rodzilo sie po 5-6 dzieci, zeby zapewnily rodzicom opieke na starosc bezpowrotnie minely. 

Dokładnie. Po to wymyślili system emerytalny, żeby rodzic się sam soba opiekował. 

agazur57 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Przecież jak ktoś na starość poczuje instynkt macierzyński to zawsze może adoptować dziecko.

Adoptować można kotka jak przyjdzie ochota. Nie wiem czy bym się zdecydowała na adopcję dziecka, bo często są to dzieci po różnych traumach. Niewiele dzieci jest do adopcji, bo rodzice nie żyją. Większość dzieci jest odebrana rodzicom, bo rodzice je zaniedbywali. Zaniedbanie w niemowlęctwie niesie różne spore negatywne skutki potem w życiu i nie każdy się nadaje, żeby takie dziecko adoptować.

jak urodzisz dziecko to tez nie wiesz jakie geny dostanie. Nie ma chyba az tak idealnej rodziny zeby nie bylo ryzyka. Moze pojsc po pradziadku alkoholiku. Wychowac i tak trzeba.

Pasek wagi

Ves91 napisał(a):

maharettt napisał(a):

w wieku 60 -70 lat to tez nie trzeba siedzieć w domu. Spokojnie mozna miec jakies rozrywki, hobby. Jak sie o siebie dba to nie jest sie jeszcze niedopeznym. 

pokolenie moich rodzicow to te 60 plus i w wiekszosci zadbane kobiety. Ucza sie jezykow , chodza na randki, jezdza na wycieczki. 

Kiedyś nie było aż takiego natężenia chorób cywilizacyjnych, ludzie spożywali mniej chemii i przetworzonej żywności (w dużej mierze to, co wyprodukowali sami - na oborniku i kompoście), nie przejadali się, pracowali na roli (a to ciężka fizyczna praca), powietrze było czystsze, wokół nie walały się tony plastiku, ludzie w większości chodzili wszędzie na piechotę, jeździli rowerem bądź komunikacją miejską.

A odnośnie zadbania i nie zamykania się w czterech ścianach w późnym wieku: to nie lata decydują o tym, jacy jesteśmy (a przynajmniej nie powinno tak być). To raczej nasza osobowość - jeden jest domatorem, drugi lubi podróżować i korzystać z życia "do końca" - czyli do kiedy zdrowie pozwoli.

No, właśnie - zdrowie. Nikt nie da nam gwarancji, że pomimo higienicznego trybu życia w zgodzie z naturą, w późniejszych latach nie dopadnie nas jakieś zjadliwe choróbsko. Wraz z wiekiem wzrasta też ryzyko demencji, Alzheimera, osteoporozy + cały szereg chorób cywilizacyjnych, których kiedyś AŻ Tyle nie było. W dzisiejszych czasach, dożyć +70 lat w zdrowiu i z przytomnym umysłem, to jak wygrana na loterii.

Nie było tylu chorob, bo ludzie nie dożywali tego wieku co teraz. Średnia życia była niska. Lekarzy nie było. Teraz żyją coraz dłużej, więc schorzeń jest więcej. 

abcbcd napisał(a):

ja mam dziecko i doskonale rozumiem osoby które nie chcą mieć, kiedy ja miałam dziecko którego bardzo pragnęłam caly świat mnie nie rozumial, minęły lata i wszystkie osoby które miały dramę z mojej pierwszej ciazy teraz caly czas namawiają mnie na drugie, a ja wciąż pamiętam jak mi mówili że trzebabylo jeszcze trochę pożyć a nie juz dziecko, bardzo mi wtedy bylo przykro, mam najwspanialszego najcudowniejszego najkochańszego syna pod słońcem, i w życiu nie zmieniła bym tej decyzji, ale tak jak rozumiem ze mogłam pragnac dziecka tak i rozumiem ze ktoś może tego wogole nie chcieć

a potem teksty " trzeba bylo sobie dzieci nie robic" jak prosisz rodzine o minimum pomocy. 

ja to samo. W zyciu nie zamienilabym moich dzieci na nic , ale rozumiem inne decyzje. Kazdy ma swoje zycie i ma prawo je sobie ukladac po swojemu.

Pasek wagi

EgyptianCat napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

maharettt napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

Jestem za tym, aby każda kobieta miała prawo wyboru, i aby inni nie narzucali jej swojej woli. Sa kobiety szczęśliwe i nieszczęśliwe z dziećmi czy bez , kombinacji jest wiele.

Ja nie spotkałam się z presją ani ze strony społeczeństwa ani rodziny, oprócz mojej matki, która o to mi truła głowę juz odkąd skończyłam jakieś 23 lata, i nie miałam zupełnie warunków bytowych ani ochoty na dziecko. Wiec to ignorowałam. 

U mnie było tak, że do 30-tki jeśli bys mnie zapytala, to odpowiedziałabym kategorycznie, ze nie chcę  dzieci ( dlatego rozumiem po części wypowiedz jednej z Was,  ze nalezy poczekać z opinią,  aż bedzie pozamiatane), nigdy nigdy, nie lubie i nie chcę :p skończyłam 30 lat, poznalam męża i po roku bylam w planowanej ciazy, a teraz jestem w drugiej (33 lata). Po prostu oboje to "poczulismy", potrzebę,  instynkt, jak zwał tak zwał. Najlepsza jak dotąd decyzja zycia :D Jesli chodzi o dzieci jako o dopelnienie zwiazku...absolutnie sie z tym nie zgadzam, zwiazek juz powinien stać na bardzo stabilnym fundamencie,  aby decydowac sie na dzieci,  nie odwrotnie.  Dzieci raczej urozmaicają związek,  nagle oboje wykazujemy się kreatywnością o jaką byśmy siebie nie posadzili wczesniej w wielu dziedzinach :D

Natomiast 2 rzeczy nie rozumiem. 1. Z dziećmi również mozna podróżować,  akurat z dzieckiem jedziemy na wakacje za 2 tygodnie. Rozumiem, ze zaraz ktos mi napisze, ze jesli w odludne i egzotyczne miejsca i z dzieckiem sie nie da, ok rozumiem, ale wiekszosc społeczeństwa jednak na takie wyprawy nie jezdzi. A wakacje i dzieci mozna pogodzić,  owszem wiemy, ze bedzie inaczej, ale nadal mozna zwiedzac swiat. Chodzi mi o to, ze podroze sa wymieniane w czołówce utraconych przywilejów kiedy zostajemy rodzicami, a to nie prawda;) dla chcącego nic trudnego.

2. Bezdzietne kobiety nazywające dzieci "bąbelkami ", serio, nie możecie się ugryźć w jezyk i napisać "dziecko"? To jest po prostu niesmaczne, dorosłe kobiety rzucające epitetami  w stronę dzieci....

owszem mozna podrozowac. Ale to nie to samo. Ja lubie miec aktywne wakacje. Porzadnie przejsc sie po gorach i to tych trudniejszych, narty, plywanie, sauna.  Z dziecmi to by mi tylko spacery zostaly i robienie za boje w wodzie. Jak jade z dziećmi to plan jest ulozony pod nie( parki rozrywki, sanki, brodziki itp). Jak chce zrealiziwac swoje cele to musze jechac sama. 

p.s. kto nie ogarnial 2 latka i niemowlaka nad baltykiem to chyba nie czuje klimatu wakacji z dzieckiem :)

Ale dzieci dorastają,  nie maja wiecznie kilku latek...No nie wiem, bylam na wakacjach z dzieckiem juz raz, teraz jedziemy drugi raz i jakoś nie zamierzamy układać planu pod dziecko, a pod nas wszystkich. Parki rozrywki mamy w naszym mieście, wiec na wakacjach nas nie interesują.  Mam wrażenie, ze często to rodzice robią z siebie męczenników.

EgyptianCat "Starszym osobom, mającym dzieci, nie daje się moralnego prawa do podjęcia decyzji o sprzedaniu swoich nieruchomości i przeznaczeniu pieniędzy na prywatny ośrodek opieki."

Czy ja wiem...Ja właśnie, z racji wykonywanego zawodu, widzę odwrotną tendencję.  I to tez jest troche smutne, ze pracujesz na coś cale zycie, a później musisz to posprzedawać, bo rzeczywiście emerytura to może być za mało.  Oczywiście najlepiej jakby rodzic mial wystarczająco środków na zapewnienie sobie opieki bez sprzedawania dorobku życia,  oraz prawo do decydowania o swoim majątku bez presji nikogo z otoczenia. Jednak czesto widuję sytuacje,  gdzie rodzic nie chce nic sprzedać,  a nie ma wystarczająco pieniędzy na życie, wiec dzieci pomagają,  ale bardzo chcą,  aby rodzic czerpał ze swojego majątku, bo dla nich to duże obciążenie. A rodzic uparcie się nie zgadza, bo przeciez dla nich ten majątek oszczędza...I koło sie zamyka.

Nie zawsze dziecko chce wykorzystać niedołężności rodzica z demencją i zagarnąć majatek...często wrecz to chroni taka starsza osobę przed nieuczciwymi doradcami finansowymi, to często widuję niestety, jak chcą sobie na starszych niedoleznych zarobić , a rodziny albo nie ma, albo się nie interesują, albo się nie znają. 

Także niezależnie czy decydujemy się na dzieci czy nie, nikt nie wie jak skonczy na starość,  jesli jej dozyje. 

Przypuszczam, że mówisz o Stanach. Przykłady z Polski mam właśnie takie, jak napisałam - to oczywiste, że majątek rodzica należy się dzieciom. 

Dla mnie w wyprzedaniu majątku nie ma nic smutnego. Na drugi świat go i tak nie zabiorę...mogę go roztrwonić bez żalu.

Nie, w PL tez się z tym co opisalam spotkałam. 

A roztrwonić majątek wolałabym na wycieczki i inne fajne doświadczenia,  pomoc dzieciom (jesli będą dziećmi, które zasługują zeby im pomóc,  nie tzw "pasożytami" w zyciu doroslym,  ale w sumie tu jest duża rola rodzica, aby nie wychować człowieka roszczeń owego i niesamodzielnego ) niz wyprzedawać, bo muszę. Ale wiadomo,  jesli bede ja albo maz potrzebowac całodobowej fachowej opieki to inna sprawa, chociaz chciałbym bardzo miec na to pieniądze z innych źródeł, aby nieruchomosci/ ziemię przekazać dzieciom i nie widzę  w tym tez nic zlego:)

Do osób głoszące tezy, że bezdzietne osoby mają potrzebę wypowiadania się na temat dzieci, bo tak naprawdę tego dziecka ukrycie pragną - no chyba nie. Sprzątam ostatnio na cmentarzu, nadciąga znajoma mojej babci, ledwo ją kojarzę, ale się ukłoniłam - i to był błąd, trzeba było udawać, że zeskrobywanie wosku z marmuru zajmuje mnie dokumentnie. Zaczęło się przesłuchanie. Czy mój brat już skończył studia, gdzie ta moja kuzynka blondyneczka teraz mieszka - bo coś jej nie widać i czy jakiś ślub będzie brała, a z tym moim mężem to co, no i najważniejsze, już tak dawno miała mnie pytać, tylko nie było okazji, kiedy się ta moja biedna babcia prawnuków doczeka, bo z wnuków to przecież najstarsza jestem, to żeby mnie ta blond kuzyneczka nie przegoniła, bo różnie w życiu jest. Nawet nie wiedziałam co odpowiedź. Zapytać czy czyszczenie nagrobka to dobry moment, żeby praktycznie obca osoba pytała mnie o to kiedy będę miała dzieci? Czy może doinformować się czy to kto będzie miał pierwszy dziecko to jakiś wyścig zbrojeń, żebym miała rywalizować z własną kuzynką? Takich historii jest mnóstwo, kiedy ktoś kogo temat kompletnie nie dotyczy probuje kogoś nawracać, bo on najlepiej wie jak żyć. Ja dzieci chcę mieć, więc to odebrałam raczej w kategorii "woda na mój młyn, będę miała z czego szydzić" - ale jak ktoś nie chce, a ludzie go próbują co chwilę nawracać to wiadomo, że każdy w pewnym momencie ma dość (nie swojej decyzji, tylko głupich ludzi). Mnie na tej samej zasadzie rozwala przekonywanie, że napewno jeszcze będę chodziła do kościoła, na stare lata się nawrócę i pierwsze będę przed ołtarzem klęczeć, bozia się nade mną ulituje, da mi łaskę wiary i podobne wizje. Włączając tą, że gorzko zapłaczę jak na stare lata zachoruję i będę potrzebowała bożej łaski (taka tam analogia do umierania w samotności, bo na podorędziu nie będzie dziecka ze szklanką wody).. Czy to, że słysząc te same teksty po raz setny już oczami wywracam i coś sarkastycznie odpowiem oznacza, że tak naprawdę skrycie marzę o tym, żeby się nawrócić? No chyba nie. Tak samo osoby, które mają dość wiercenia im dziury w brzuchu, albo czytania "oświeconych" komentarzy na temat tego jak to każdy musi mieć dziecko, nie marzą o tym, żeby zostać rodzicami. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.