Temat: Poród w dobie koronawirusa.

Może są tu dziewczyny, które rodziły w ostatnim czasie lub mają termin na najbliższe dni, tygodnie. Jak się przygotowujecie do pobytu w szpitalu? Czy pakujecie więcej rzeczy, bo podczas zakazu odwiedzin nikt Wam nie będzie mógł donieść nawet głupich pampersow dla dziecka, a pobyt może się przecież przedłużyć. Poza tym chodzicie na wizyty, badania, czy raczej kontakt telefoniczny z lekarzem?

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

Beza1988 napisał(a):

Ja trafiłam do szpitala 3 marca - w tym samym dniu wprowadzili zakaz odwiedzin ze względu na wirus. Tydzień na patologi ciąży, potem tydzień na oddziale juz z synkiem. Mogę szczerze powiedzieć, że było mega ciężko - kobieta obolała po porodzie zostaje sama z dzieckiem - bo ojciec dziecka ma zakaz wstępu na oddział. Trzeba wszystko samemu ogarnąć, w moim przypadku pierwsze dziecko - człowiek nie jest tak naprawdę na to przygotowany - mi siadła nieźle psychika. Jedyny plus z tej całej sytuacji ze mąż był wpuszczony na sale porodowa i był przy porodzie - rodziłam naturalnie - dziewczyny które miały cc były same - a ojcowie nawet nie mogli zobaczyć dziecka po porodzie :-( teraz z tego co słyszałam to w niektórych szpitalach wprowadzili zakaz rodzinnych porodów - straszne. Z przekazywaniem potrzebnych rzeczy nie byłoby problemu - na patologi jak leżałam sama odbierałam potrzebne rzeczy od męża. Jak już leżałam z synkiem i zaczęli siać większa panikę to potrzebne rzeczy typu pieluchy czy butelke wodny trzeba było zostawiać na bramie głównej szpitala - rzeczy były opisane i rozwożone w konkretnych godzinach. 
Rodziłam w 2015 roku i też ojciec dziecka nie miał wstępu na salę, aby pomóc kobiecie, czy przy dziecku, czy chociaż samej mamie wykąpać się itp.  Ojciec mógł tylko przyjść na korytarz trochę posiedzieć na ławce. Mama musiała radzić sobie sama, również ta która miała cesarkę. Byłam po cesarce, miałam też komplikacje po złym wkłuciu w kręgosłup i jeździłam na wózku inwalidzkim , bo traciłam przytomność po zrobieniu 2 kroków i tez nie miałam pomocy (ze strony personelu, czy też ze strony męża , bo nie bylo takiej technicznej możliwości gwarantowanej przez szpital) ani ja z powodu swego stanu zdrowia ani przy dziecku. A warunkiem wyjścia ze szpitala było opiekowanie się dzieckiem całą noc oraz karmienie go  w wyznaczonych porach,  tak aby dziecko przez noc przybrało określoną ilość gramów i nikt nie patrzył , że  nie umiem na swoich nogach ustać i żadnej pomocy nie było. 
W jakim Ty szpitalu rodziłaś? Który to tak zatrzymał się 30 lat temu?Co do samego tematu - mam koleżankę, która ma lada dzień termin. Ostatnia wizyta u gin miała 2 tyg temu i odbyła się normalnie. Chciała rodzić z mężem ale to już nie wchodzi w grę niestety, na początku była przerażona, teraz trochę się z tym oswoiła. Jeśli da radę to będzie miała "swoją" położną - ale to zależy czy będzie mogła bo z tym też zrobił się problem.
Nie napiszę w jakim mieście, ale napiszę tylko, że szpital ten jest aktualnie szpitalem zakaźnym przeznaczonym do pomocy pacjentom z koronawirusem :)
a co Cię skłoniło żeby jechać do takiego szpitala?Choć ja szczerze mówiąc jakoś nie wierzę, że jest jeszcze gdzieś taki szpital. 
Dostałam plamienia i poszłam zaraz obok do swojego lekarza, ale był na urlopie. Kawałek dalej miałam szpital  z oddziałem neonatologicznym i musiałam iść żeby ratować życie dziecku. Dziecko wcześniak, krótka szyjka i wstrzymywanie porodu , CC na Cito powodu zagrażającej zamartwicy płodu . Patologie ciąży bardzo dobrze wspominam, fachową pomoc, ale po porodzie trafia się na inny oddział i tam już mają cię w nosie.

dziwie się, że matki rodzące tam nie nagłaśniają tego. Przecież dziś obecność ojca po porodzie to norma (zawieszona na czas koronawirusa oczywiście)

Pasek wagi

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

Beza1988 napisał(a):

Ja trafiłam do szpitala 3 marca - w tym samym dniu wprowadzili zakaz odwiedzin ze względu na wirus. Tydzień na patologi ciąży, potem tydzień na oddziale juz z synkiem. Mogę szczerze powiedzieć, że było mega ciężko - kobieta obolała po porodzie zostaje sama z dzieckiem - bo ojciec dziecka ma zakaz wstępu na oddział. Trzeba wszystko samemu ogarnąć, w moim przypadku pierwsze dziecko - człowiek nie jest tak naprawdę na to przygotowany - mi siadła nieźle psychika. Jedyny plus z tej całej sytuacji ze mąż był wpuszczony na sale porodowa i był przy porodzie - rodziłam naturalnie - dziewczyny które miały cc były same - a ojcowie nawet nie mogli zobaczyć dziecka po porodzie :-( teraz z tego co słyszałam to w niektórych szpitalach wprowadzili zakaz rodzinnych porodów - straszne. Z przekazywaniem potrzebnych rzeczy nie byłoby problemu - na patologi jak leżałam sama odbierałam potrzebne rzeczy od męża. Jak już leżałam z synkiem i zaczęli siać większa panikę to potrzebne rzeczy typu pieluchy czy butelke wodny trzeba było zostawiać na bramie głównej szpitala - rzeczy były opisane i rozwożone w konkretnych godzinach. 
Rodziłam w 2015 roku i też ojciec dziecka nie miał wstępu na salę, aby pomóc kobiecie, czy przy dziecku, czy chociaż samej mamie wykąpać się itp.  Ojciec mógł tylko przyjść na korytarz trochę posiedzieć na ławce. Mama musiała radzić sobie sama, również ta która miała cesarkę. Byłam po cesarce, miałam też komplikacje po złym wkłuciu w kręgosłup i jeździłam na wózku inwalidzkim , bo traciłam przytomność po zrobieniu 2 kroków i tez nie miałam pomocy (ze strony personelu, czy też ze strony męża , bo nie bylo takiej technicznej możliwości gwarantowanej przez szpital) ani ja z powodu swego stanu zdrowia ani przy dziecku. A warunkiem wyjścia ze szpitala było opiekowanie się dzieckiem całą noc oraz karmienie go  w wyznaczonych porach,  tak aby dziecko przez noc przybrało określoną ilość gramów i nikt nie patrzył , że  nie umiem na swoich nogach ustać i żadnej pomocy nie było. 
W jakim Ty szpitalu rodziłaś? Który to tak zatrzymał się 30 lat temu?Co do samego tematu - mam koleżankę, która ma lada dzień termin. Ostatnia wizyta u gin miała 2 tyg temu i odbyła się normalnie. Chciała rodzić z mężem ale to już nie wchodzi w grę niestety, na początku była przerażona, teraz trochę się z tym oswoiła. Jeśli da radę to będzie miała "swoją" położną - ale to zależy czy będzie mogła bo z tym też zrobił się problem.
Nie napiszę w jakim mieście, ale napiszę tylko, że szpital ten jest aktualnie szpitalem zakaźnym przeznaczonym do pomocy pacjentom z koronawirusem :)
a co Cię skłoniło żeby jechać do takiego szpitala?Choć ja szczerze mówiąc jakoś nie wierzę, że jest jeszcze gdzieś taki szpital. 
Dostałam plamienia i poszłam zaraz obok do swojego lekarza, ale był na urlopie. Kawałek dalej miałam szpital  z oddziałem neonatologicznym i musiałam iść żeby ratować życie dziecku. Dziecko wcześniak, krótka szyjka i wstrzymywanie porodu , CC na Cito powodu zagrażającej zamartwicy płodu . Patologie ciąży bardzo dobrze wspominam, fachową pomoc, ale po porodzie trafia się na inny oddział i tam już mają cię w nosie.
dziwie się, że matki rodzące tam nie nagłaśniają tego. Przecież dziś obecność ojca po porodzie to norma (zawieszona na czas koronawirusa oczywiście)

 Ojciec mógł być po 24h i przewiezieniu z sali pooperacyjnej, ale wyłącznie na korytarzu.  Dziecko mógł zobaczyc, ja wskazywała na to, że nie mógł pomagać kobiecie w jej czynnościach higienicznych, ani w opiece nad dzieckiem z powodu tegoż iż na sali było po 5 kobiet i dla ich komfortu psychicznego nie wpuszczano nikogo na salę, bo przecież czyjś mąż to dla innej dziewczyny obcy facet, a tu gola pierś podczas karmienia , to wystającą podpaska, brudne z krwi łóżko itd. dziewczyny miały też wietrzyć narządy rodne. Natomiast wyobraź sobie 5 pociętych kobiet w różnym stanie, słabych, wyczerpanych z komplikacjami i brak snu , bo w nocy 5 krzyczących noworodków. Jak moje dziecko usnęło to i tak nie spałam, bo darla się 2-3 dzieci obok.

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

Beza1988 napisał(a):

Ja trafiłam do szpitala 3 marca - w tym samym dniu wprowadzili zakaz odwiedzin ze względu na wirus. Tydzień na patologi ciąży, potem tydzień na oddziale juz z synkiem. Mogę szczerze powiedzieć, że było mega ciężko - kobieta obolała po porodzie zostaje sama z dzieckiem - bo ojciec dziecka ma zakaz wstępu na oddział. Trzeba wszystko samemu ogarnąć, w moim przypadku pierwsze dziecko - człowiek nie jest tak naprawdę na to przygotowany - mi siadła nieźle psychika. Jedyny plus z tej całej sytuacji ze mąż był wpuszczony na sale porodowa i był przy porodzie - rodziłam naturalnie - dziewczyny które miały cc były same - a ojcowie nawet nie mogli zobaczyć dziecka po porodzie :-( teraz z tego co słyszałam to w niektórych szpitalach wprowadzili zakaz rodzinnych porodów - straszne. Z przekazywaniem potrzebnych rzeczy nie byłoby problemu - na patologi jak leżałam sama odbierałam potrzebne rzeczy od męża. Jak już leżałam z synkiem i zaczęli siać większa panikę to potrzebne rzeczy typu pieluchy czy butelke wodny trzeba było zostawiać na bramie głównej szpitala - rzeczy były opisane i rozwożone w konkretnych godzinach. 
Rodziłam w 2015 roku i też ojciec dziecka nie miał wstępu na salę, aby pomóc kobiecie, czy przy dziecku, czy chociaż samej mamie wykąpać się itp.  Ojciec mógł tylko przyjść na korytarz trochę posiedzieć na ławce. Mama musiała radzić sobie sama, również ta która miała cesarkę. Byłam po cesarce, miałam też komplikacje po złym wkłuciu w kręgosłup i jeździłam na wózku inwalidzkim , bo traciłam przytomność po zrobieniu 2 kroków i tez nie miałam pomocy (ze strony personelu, czy też ze strony męża , bo nie bylo takiej technicznej możliwości gwarantowanej przez szpital) ani ja z powodu swego stanu zdrowia ani przy dziecku. A warunkiem wyjścia ze szpitala było opiekowanie się dzieckiem całą noc oraz karmienie go  w wyznaczonych porach,  tak aby dziecko przez noc przybrało określoną ilość gramów i nikt nie patrzył , że  nie umiem na swoich nogach ustać i żadnej pomocy nie było. 
W jakim Ty szpitalu rodziłaś? Który to tak zatrzymał się 30 lat temu?Co do samego tematu - mam koleżankę, która ma lada dzień termin. Ostatnia wizyta u gin miała 2 tyg temu i odbyła się normalnie. Chciała rodzić z mężem ale to już nie wchodzi w grę niestety, na początku była przerażona, teraz trochę się z tym oswoiła. Jeśli da radę to będzie miała "swoją" położną - ale to zależy czy będzie mogła bo z tym też zrobił się problem.
Nie napiszę w jakim mieście, ale napiszę tylko, że szpital ten jest aktualnie szpitalem zakaźnym przeznaczonym do pomocy pacjentom z koronawirusem :)
a co Cię skłoniło żeby jechać do takiego szpitala?Choć ja szczerze mówiąc jakoś nie wierzę, że jest jeszcze gdzieś taki szpital. 
Dostałam plamienia i poszłam zaraz obok do swojego lekarza, ale był na urlopie. Kawałek dalej miałam szpital  z oddziałem neonatologicznym i musiałam iść żeby ratować życie dziecku. Dziecko wcześniak, krótka szyjka i wstrzymywanie porodu , CC na Cito powodu zagrażającej zamartwicy płodu . Patologie ciąży bardzo dobrze wspominam, fachową pomoc, ale po porodzie trafia się na inny oddział i tam już mają cię w nosie.
dziwie się, że matki rodzące tam nie nagłaśniają tego. Przecież dziś obecność ojca po porodzie to norma (zawieszona na czas koronawirusa oczywiście)
 Ojciec mógł być po 24h i przewiezieniu z sali pooperacyjnej, ale wyłącznie na korytarzu.  Dziecko mógł zobaczyc, ja wskazywała na to, że nie mógł pomagać kobiecie w jej czynnościach higienicznych, ani w opiece nad dzieckiem z powodu tegoż iż na sali było po 5 kobiet i dla ich komfortu psychicznego nie wpuszczano nikogo na salę, bo przecież czyjś mąż to dla innej dziewczyny obcy facet, a tu gola pierś podczas karmienia , to wystającą podpaska, brudne z krwi łóżko itd. dziewczyny miały też wietrzyć narządy rodne.

moja bratowa rodziła jakieś 8 lat temu. Zwykły, podrzędny szpital powiatowy. Absolutnie nikt nie robił problemów, żeby u rodzącej i dziecka była 1 osoba. Była dłużej w szpitalu a ja miałam wówczas wolne i dużo czasu u niej przesiedziałam pomagając. Żadna ze współpacjentek nie miała z tym problemu, i do nich tak samo ktoś przychodził. Oczywiście że tam każdy jest obcy, ale ani ja, ani nikt inny nie wprowadzał jakiejś dziwnej atmosfery i nikt nie przychodził tam po to, by podglądać innych. Przecież te kobiety to też obcy dla siebie ludzie.

Pasek wagi

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Noma_ napisał(a):

Beza1988 napisał(a):

Ja trafiłam do szpitala 3 marca - w tym samym dniu wprowadzili zakaz odwiedzin ze względu na wirus. Tydzień na patologi ciąży, potem tydzień na oddziale juz z synkiem. Mogę szczerze powiedzieć, że było mega ciężko - kobieta obolała po porodzie zostaje sama z dzieckiem - bo ojciec dziecka ma zakaz wstępu na oddział. Trzeba wszystko samemu ogarnąć, w moim przypadku pierwsze dziecko - człowiek nie jest tak naprawdę na to przygotowany - mi siadła nieźle psychika. Jedyny plus z tej całej sytuacji ze mąż był wpuszczony na sale porodowa i był przy porodzie - rodziłam naturalnie - dziewczyny które miały cc były same - a ojcowie nawet nie mogli zobaczyć dziecka po porodzie :-( teraz z tego co słyszałam to w niektórych szpitalach wprowadzili zakaz rodzinnych porodów - straszne. Z przekazywaniem potrzebnych rzeczy nie byłoby problemu - na patologi jak leżałam sama odbierałam potrzebne rzeczy od męża. Jak już leżałam z synkiem i zaczęli siać większa panikę to potrzebne rzeczy typu pieluchy czy butelke wodny trzeba było zostawiać na bramie głównej szpitala - rzeczy były opisane i rozwożone w konkretnych godzinach. 
Rodziłam w 2015 roku i też ojciec dziecka nie miał wstępu na salę, aby pomóc kobiecie, czy przy dziecku, czy chociaż samej mamie wykąpać się itp.  Ojciec mógł tylko przyjść na korytarz trochę posiedzieć na ławce. Mama musiała radzić sobie sama, również ta która miała cesarkę. Byłam po cesarce, miałam też komplikacje po złym wkłuciu w kręgosłup i jeździłam na wózku inwalidzkim , bo traciłam przytomność po zrobieniu 2 kroków i tez nie miałam pomocy (ze strony personelu, czy też ze strony męża , bo nie bylo takiej technicznej możliwości gwarantowanej przez szpital) ani ja z powodu swego stanu zdrowia ani przy dziecku. A warunkiem wyjścia ze szpitala było opiekowanie się dzieckiem całą noc oraz karmienie go  w wyznaczonych porach,  tak aby dziecko przez noc przybrało określoną ilość gramów i nikt nie patrzył , że  nie umiem na swoich nogach ustać i żadnej pomocy nie było. 
W jakim Ty szpitalu rodziłaś? Który to tak zatrzymał się 30 lat temu?Co do samego tematu - mam koleżankę, która ma lada dzień termin. Ostatnia wizyta u gin miała 2 tyg temu i odbyła się normalnie. Chciała rodzić z mężem ale to już nie wchodzi w grę niestety, na początku była przerażona, teraz trochę się z tym oswoiła. Jeśli da radę to będzie miała "swoją" położną - ale to zależy czy będzie mogła bo z tym też zrobił się problem.
Nie napiszę w jakim mieście, ale napiszę tylko, że szpital ten jest aktualnie szpitalem zakaźnym przeznaczonym do pomocy pacjentom z koronawirusem :)
a co Cię skłoniło żeby jechać do takiego szpitala?Choć ja szczerze mówiąc jakoś nie wierzę, że jest jeszcze gdzieś taki szpital. 
Dostałam plamienia i poszłam zaraz obok do swojego lekarza, ale był na urlopie. Kawałek dalej miałam szpital  z oddziałem neonatologicznym i musiałam iść żeby ratować życie dziecku. Dziecko wcześniak, krótka szyjka i wstrzymywanie porodu , CC na Cito powodu zagrażającej zamartwicy płodu . Patologie ciąży bardzo dobrze wspominam, fachową pomoc, ale po porodzie trafia się na inny oddział i tam już mają cię w nosie.
dziwie się, że matki rodzące tam nie nagłaśniają tego. Przecież dziś obecność ojca po porodzie to norma (zawieszona na czas koronawirusa oczywiście)
 Ojciec mógł być po 24h i przewiezieniu z sali pooperacyjnej, ale wyłącznie na korytarzu.  Dziecko mógł zobaczyc, ja wskazywała na to, że nie mógł pomagać kobiecie w jej czynnościach higienicznych, ani w opiece nad dzieckiem z powodu tegoż iż na sali było po 5 kobiet i dla ich komfortu psychicznego nie wpuszczano nikogo na salę, bo przecież czyjś mąż to dla innej dziewczyny obcy facet, a tu gola pierś podczas karmienia , to wystającą podpaska, brudne z krwi łóżko itd. dziewczyny miały też wietrzyć narządy rodne.
moja bratowa rodziła jakieś 8 lat temu. Zwykły, podrzędny szpital powiatowy. Absolutnie nikt nie robił problemów, żeby u rodzącej i dziecka była 1 osoba. Była dłużej w szpitalu a ja miałam wówczas wolne i dużo czasu u niej przesiedziałam pomagając. Żadna ze współpacjentek nie miała z tym problemu, i do nich tak samo ktoś przychodził. Oczywiście że tam każdy jest obcy, ale ani ja, ani nikt inny nie wprowadzał jakiejś dziwnej atmosfery i nikt nie przychodził tam po to, by podglądać innych. Przecież te kobiety to też obcy dla siebie ludzie.

 Takie były zarządzenia szpitala . 

Powiem ci Noma, że domyślam się, który to szpital i uwierzcie że ze znanych mi rodzących tam kobiet nie jesteś jedyna, która to mówi. No cóż moje drogie stopień referencyjności szpitala to nie wszystko czym należy się kierować w wyborze najlepszego ;-) 

roogirl napisał(a):

awokdas napisał(a):

niu2020 napisał(a):

roogirl napisał(a):

Ja mam termin na lipiec/sierpień i mam nadzieję, że do tego czasu chociaż trochę się uspokoi.Zabierz mleko dla dziecka. Już od dwóch osób wiem, że nie chcą dawać modyfikowanego tylko każą karmić piersią i nie obchodzi ich jak się nie ma pokarmu.
Potwierdzam. Wez mleko. Przy drugim dziecku zafundowali nam ten koszmar. Ideologiczny horror. Byly pozniej przez to duze, zdrowotne komplikacje. Na szczescie w innym szpitalu byli normalni.
Coo jak tak mozna? Przecież kobieta ma nawet prawo nie chciec BO NIE karmić piersią, (moja znajoma od razu chciala tabletke na wyciszenie pokarmu, bo nie chce karmić) i co komu do tego? Ale bym się wku.... gdyby dziecko płakało z głodu. 
A widzisz można. Bratowa mówi, że opieka jak za czasów PRL. Dziecko wrzeszczy na cały oddział, w brzuchu mu burczy, ona prosi o mleko, mówi, że dziecko głoduję, a one, że ma karmić piersią. Dopiero chyba po jakiejś dobie inna położna stwierdziła, że dziecko traci na wadze i jej dała. A ona przez to wszystko tak się zestresowałam, że jeszcze trudniej jej było z pokarmem. Nie twierdzę, że wszędzie tak jest, ale i tak uważam, że trzeba mieć mleko dla dziecka tak zapobiegawczo jak się urodzi, więc co szkodzi zabrać do szpitala na wszelki wypadek. Przynajmniej samemu się je wybierze, a nie będzie skazanym na nie wiadomo co. Ja tam nie wiem czy nie dają jakiegoś najtańszego syfu.

Japrdl nie wiem, czy to zgodne z prawem, napewno nie. To by sie nadawało do zgłoszenia wyzej i sprawy w sądzie o narazenie dziecka i szkody moralne.

awokdas napisał(a):

roogirl napisał(a):

awokdas napisał(a):

niu2020 napisał(a):

roogirl napisał(a):

Ja mam termin na lipiec/sierpień i mam nadzieję, że do tego czasu chociaż trochę się uspokoi.Zabierz mleko dla dziecka. Już od dwóch osób wiem, że nie chcą dawać modyfikowanego tylko każą karmić piersią i nie obchodzi ich jak się nie ma pokarmu.
Potwierdzam. Wez mleko. Przy drugim dziecku zafundowali nam ten koszmar. Ideologiczny horror. Byly pozniej przez to duze, zdrowotne komplikacje. Na szczescie w innym szpitalu byli normalni.
Coo jak tak mozna? Przecież kobieta ma nawet prawo nie chciec BO NIE karmić piersią, (moja znajoma od razu chciala tabletke na wyciszenie pokarmu, bo nie chce karmić) i co komu do tego? Ale bym się wku.... gdyby dziecko płakało z głodu. 
A widzisz można. Bratowa mówi, że opieka jak za czasów PRL. Dziecko wrzeszczy na cały oddział, w brzuchu mu burczy, ona prosi o mleko, mówi, że dziecko głoduję, a one, że ma karmić piersią. Dopiero chyba po jakiejś dobie inna położna stwierdziła, że dziecko traci na wadze i jej dała. A ona przez to wszystko tak się zestresowałam, że jeszcze trudniej jej było z pokarmem. Nie twierdzę, że wszędzie tak jest, ale i tak uważam, że trzeba mieć mleko dla dziecka tak zapobiegawczo jak się urodzi, więc co szkodzi zabrać do szpitala na wszelki wypadek. Przynajmniej samemu się je wybierze, a nie będzie skazanym na nie wiadomo co. Ja tam nie wiem czy nie dają jakiegoś najtańszego syfu.
Japrdl nie wiem, czy to zgodne z prawem, napewno nie. To by sie nadawało do zgłoszenia wyzej i sprawy w sądzie o narazenie dziecka i szkody moralne.

Te pindy ze szpitali mają po prostu szczęście, że kobiety po porodzie są na tych oddziałach słabe i nie bardzo mają siłę protestować. A jak już wyjdą to się cieszą, że mają to za sobą i skupiają na dziecku nie wracając już do tego. Bratowa opowiadała, że jednej kobiecie po porodzie, która była z nią w sali przytargali sprzęt do naświetlań i kazali jej samej sobie dziecko naświetlać z żółtaczką fizjologiczną także wiesz..

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

awokdas napisał(a):

roogirl napisał(a):

awokdas napisał(a):

niu2020 napisał(a):

roogirl napisał(a):

Ja mam termin na lipiec/sierpień i mam nadzieję, że do tego czasu chociaż trochę się uspokoi.Zabierz mleko dla dziecka. Już od dwóch osób wiem, że nie chcą dawać modyfikowanego tylko każą karmić piersią i nie obchodzi ich jak się nie ma pokarmu.
Potwierdzam. Wez mleko. Przy drugim dziecku zafundowali nam ten koszmar. Ideologiczny horror. Byly pozniej przez to duze, zdrowotne komplikacje. Na szczescie w innym szpitalu byli normalni.
Coo jak tak mozna? Przecież kobieta ma nawet prawo nie chciec BO NIE karmić piersią, (moja znajoma od razu chciala tabletke na wyciszenie pokarmu, bo nie chce karmić) i co komu do tego? Ale bym się wku.... gdyby dziecko płakało z głodu. 
A widzisz można. Bratowa mówi, że opieka jak za czasów PRL. Dziecko wrzeszczy na cały oddział, w brzuchu mu burczy, ona prosi o mleko, mówi, że dziecko głoduję, a one, że ma karmić piersią. Dopiero chyba po jakiejś dobie inna położna stwierdziła, że dziecko traci na wadze i jej dała. A ona przez to wszystko tak się zestresowałam, że jeszcze trudniej jej było z pokarmem. Nie twierdzę, że wszędzie tak jest, ale i tak uważam, że trzeba mieć mleko dla dziecka tak zapobiegawczo jak się urodzi, więc co szkodzi zabrać do szpitala na wszelki wypadek. Przynajmniej samemu się je wybierze, a nie będzie skazanym na nie wiadomo co. Ja tam nie wiem czy nie dają jakiegoś najtańszego syfu.
Japrdl nie wiem, czy to zgodne z prawem, napewno nie. To by sie nadawało do zgłoszenia wyzej i sprawy w sądzie o narazenie dziecka i szkody moralne.
Te pindy ze szpitali mają po prostu szczęście, że kobiety po porodzie są na tych oddziałach słabe i nie bardzo mają siłę protestować. A jak już wyjdą to się cieszą, że mają to za sobą i skupiają na dziecku nie wracając już do tego. Bratowa opowiadała, że jednej kobiecie po porodzie, która była z nią w sali przytargali sprzęt do naświetlań i kazali jej samej sobie dziecko naświetlać z żółtaczką fizjologiczną także wiesz..

Nie wiem co w tym dziwnego. Jak ja leżałam w szpitalu to samo było. 30 % dziewczyn miało dziecko z lekko podniesioną bilirubiną i dostawały taki aparat do sali. Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba chodziło o to, że musiały dużo te dzieci naświetlać , a to by oznaczało, że miałyby mały kontakt z dzieckiem, gdyby robił to personel na sali ogólnej dla noworodków. Jednak dziecko powinno być z matką i czuć jej bliskość. 

HowTheGrinchStoleChristmas napisał(a):

Powiem ci Noma, że domyślam się, który to szpital i uwierzcie że ze znanych mi rodzących tam kobiet nie jesteś jedyna, która to mówi. No cóż moje drogie stopień referencyjności szpitala to nie wszystko czym należy się kierować w wyborze najlepszego ;-) 

Nie powiem sporo przeżyłam w tym szpitalu łącznie z tym, że jako osoba mająca 150 cm miałam problem z siadaniem na starym wysokim łóżku bez regulacji, które nie miało blokady na kołach i odjeżdżało mi , a ja pocięta naciągałam się wtedy do granic możliwości przy tym procederze. Modliłam się, aby szwy nie pękły.  Cały czas miałam wrażenie, że jest na mnie nagonka, bo jeżdżę na tym wózku. Pielęgniarki codziennie pytały, kiedy zacznę chodzić. Nie zapomnę też naciskania na brzuchy przez położne kilka godzin po cięciu, ani tego, że same musiałyśmy ze swoimi betami przenosić się z sali pooperacyjnej po kilkunastu godzinach, czy tego że pierwsza kąpiel była zupełnie samodzielna i te płaczące z bólu pocięte dziewczyny pilnowały się nawzajem stojąc pod łazienką gdyby której coś się stało, bo nawet położna się nie interesowała. Byłam na tym oddziale tydzień i jakąś tam traumę przeżyłam, byłam w kiepskim stanie psychicznym i byłam gotowa zrobić wszystko, aby jak najszybciej wyjść do domu , ale bez przesady takie ważne to nie było. Było minęło, nic mi się nie stało. 

Natomiast  nie żałuję,że tam trafiłam, bo opiekę na patologii ciąży miałam idealną i personel uratował mi życie dziecka. Mogłam być w szpitalu ile chciałam jeżeli uważałam, że w domu nie czułabym się bezpiecznie. Z powodu zwykłego bólu głowy położne potrafiły kilka razy na zmianie przychodzić i pytać o samopoczucie, proponować jakąś  pomoc, czy leki.  Badania też miałam wykonywane takie jakie chciałam i kiedy chciałam, czy ktg, czy USG, albo morfologię. W sensie takim, że jak tylko coś budziło mój niepokój to od razu były badania i nikt nie rozkminiał , czy te badanie jest zasadne. Dzień przed CC  powiedziałam, że chcę USG , bo tak i zrobili mi, dzięki temu jak było CC na cito to byłam spokojniejsza, bo wiedziałam, że waga dziecka i jego stan raczej już nie zagrażają jego życiu mimo wcześniactwa. Tutaj też mężowie we wszystkim mogli pomagać, niektórzy nawet robili żonom salony piękności, malowali im paznokcie itp. :) Lekarze również byli bardzo troskliwi i pacjentki nie były anonimowe. Szpital ma też naonatologię, więc nigdzie mi wcześniaka nie musieli przewozić, a  w razie czego mieli możliwośc natychmiastowej specjalistycznej pomocy dziecku i to jest najwazniejsze. 

Noma_ napisał(a):

HowTheGrinchStoleChristmas napisał(a):

Powiem ci Noma, że domyślam się, który to szpital i uwierzcie że ze znanych mi rodzących tam kobiet nie jesteś jedyna, która to mówi. No cóż moje drogie stopień referencyjności szpitala to nie wszystko czym należy się kierować w wyborze najlepszego ;-) 
Nie powiem sporo przeżyłam w tym szpitalu łącznie z tym, że jako osoba mająca 150 cm miałam problem z siadaniem na starym wysokim łóżku bez regulacji, które nie miało blokady na kołach i odjeżdżało mi , a ja pocięta naciągałam się wtedy do granic możliwości przy tym procederze. Modliłam się, aby szwy nie pękły.  Cały czas miałam wrażenie, że jest na mnie nagonka, bo jeżdżę na tym wózku. Pielęgniarki codziennie pytały, kiedy zacznę chodzić. Nie zapomnę też naciskania na brzuchy przez położne kilka godzin po cięciu, ani tego, że same musiałyśmy ze swoimi betami przenosić się z sali pooperacyjnej po kilkunastu godzinach, czy tego że pierwsza kąpiel była zupełnie samodzielna i te płaczące z bólu pocięte dziewczyny pilnowały się nawzajem stojąc pod łazienką gdyby której coś się stało, bo nawet położna się nie interesowała. Byłam na tym oddziale tydzień i jakąś tam traumę przeżyłam, byłam w kiepskim stanie psychicznym i byłam gotowa zrobić wszystko, aby jak najszybciej wyjść do domu , ale bez przesady takie ważne to nie było. Było minęło, nic mi się nie stało. Natomiast  nie żałuję,że tam trafiłam, bo opiekę na patologii ciąży miałam idealną i personel uratował mi życie dziecka. Mogłam być w szpitalu ile chciałam jeżeli uważałam, że w domu nie czułabym się bezpiecznie. Z powodu zwykłego bólu głowy położne potrafiły kilka razy na zmianie przychodzić i pytać o samopoczucie, proponować jakąś  pomoc, czy leki.  Badania też miałam wykonywane takie jakie chciałam i kiedy chciałam, czy ktg, czy USG, albo morfologię. W sensie takim, że jak tylko coś budziło mój niepokój to od razu były badania i nikt nie rozkminiał , czy te badanie jest zasadne. Dzień przed CC  powiedziałam, że chcę USG , bo tak i zrobili mi, dzięki temu jak było CC na cito to byłam spokojniejsza, bo wiedziałam, że waga dziecka i jego stan raczej już nie zagrażają jego życiu mimo wcześniactwa. Tutaj też mężowie we wszystkim mogli pomagać, niektórzy nawet robili żonom salony piękności, malowali im paznokcie itp. :) Lekarze również byli bardzo troskliwi i pacjentki nie były anonimowe. Szpital ma też naonatologię, więc nigdzie mi wcześniaka nie musieli przewozić, a  w razie czego mieli możliwośc natychmiastowej specjalistycznej pomocy dziecku i to jest najwazniejsze. 

Oczywiście że tak, ale często patologia ciąży jest miód malina, a porodówka czy pooperacyjny to masakra wiem z wielu opowieści. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło u ciebie jest ok i dziecko przeżyło w dobrym zdrowiu :-)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.