- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
7 stycznia 2011, 13:34
Edytowany przez zmotywowana1989 28 lutego 2011, 15:35
8 lutego 2011, 02:23
agusia... ja najpierw byłam zaskoczona, a potem się spodziewalam. pisałam już kiedyś moją historię na forum, ale napiszę jeszcze raz w tym wątku :-)
zaczęło się od... zerwania z moim byłym - kilka dni przed sylwestrem i rozpoczeciem 2009 r. byliśmy razem prawie 4 lata w związku na odległość, ale największe emocje miały miejsce wcześniej - nie będę opisywać, bo przecież nie o tym temat. w każdym razie coś się wypaliło, coś się skończyło. postanowiłam zacząć nowe życie :-). stwierdziłam wówczas, że w wieku 21 lat jestem totalnie niedoświadczona w kwestii randek. wcześniej, w lo, byłam nieszczęsliwie zakochana, potem kilka lat tkwiłam w związku - ujmijmy to "niedopasowanym".
"czas na randki" - powiedziałam sobie. to nie miały być "randki z perspektywą na związek". to miały być luźne męsko - damskie spotkania, drobne flirty, poznawanie siebie. byłam w połowie 3 roku studiów i mieszkałam w akademiku.
na pierwszy ogień poszedl A., którego spotkałam w szkocji kilka miesięcy wcześniej, kiedy odwiedzałam przyjaciółkę (on tam pracował, a również pochodził ze szcz., miał tu mieszkanie). chyba mu się spodobałam, bo wymieniliśmy się gg.
1 randka była w połowie stycznia. było super - byliśmy w chińskiej restauracji i na bilardzie :-). rozmawiało się super, mieliśmy tyle wspólnych zainteresowań! panowała romantyczna i taka hmm... ciekawa atmosfera. A. chciał spotkać się jeszcze raz przed swoim odlotem do szkocji (studiował w szczecinie zaocznie i przylatywal tu na egzamy), ale powiedziałam, że NIE, bo mam koło.
wróciłam do akademika i wypiłyśmy z moją współlokatorką po lampce wina, wznosząc toast za moją wolność i za randki.
w A. chyba obudził się instynkt lowcy, bo jeszcze tej nocy zadzwonił do mnie prosił, żebym jednak znalazła trochę czasu na spotkanie. powiedziałam, ze ok., że może iść ze mną do kościoła :P (tak na odczepnego), a on się zgodził.
po tym kościele poszliśmy jeszcze do tureckiej knajpy.
potem A. wyleciał jeszcze na 2 tygodnie do scotlandu.'
w tym czasie w moim życiu działo się trochę złych rzeczy, pojawiały się problemy, w dodatku jedna z cięższych sesji na studiach prawniczych... nie było ciekawie.
dlatego pod koniec stycznia, kiedy A. miał wrócić naprawdę się ucieszylam. moja współlokatorka pojechała na trochę do domu, więc postanowiliśmy, że kolację zjemy u mnie.
A przyszedł z winem i kwiatami, a ja przygotowałam romantyczną kolację. było tak... fajnie :-) strasznie fajnie. czas płynął tak szybko, ciekawie, całowaliśmy się i rozmawialiśmy, piliśmy wino. w pewnym momencie poczułam się zmęczona, ale nie znużona. najzabawniejsze bylo to, że A. nie wychodził... ale nawet mi to nie przeszkadzało. jego obecność była czymś takim totalnie naturalnym i normalnym. tak jakby byl w moim zyciu ZAWSZE. i zwyczajnie zasnęliśmy. i wszystkie kolejne noce spędzaliśmy razem, aż A. musiał znów wyjechać.
myślałam, że następne spotkanie będzie dopiero w maju, na komunię jego chrześnicy, ale A. stwierdził, że nie możemy spędzać walentynek osobno. przyleciał...
potem, kiedy już znowu był w szkocji, codziennie rozmawialiśmy na skype. podobał mi się ten związek. bylam przyzwyczajona do związku na odległość, znałam tę formę i czułam się w niej dobrze - miałam czas dla siebie i sama decydowałam co robić. A. planował, że wróci w październiku.
pewnego dnia w marcu A. zadzwonił i powiedział, że wraca 1 maja. na stałe. że nie może żyć beze mnie. że rzuca wszystko - świetną pracę w szkockim biurze, mieszkanie w councilu (które za kilka lat miałoby się stać jego własnością), swoich znajomych i dotychczasowe życie. i wraca do polski, do niepewnej przyszłości, do bezrobocia, do niewyremontowanej kawalerki i - do mnie.
a ja nie bylam na to gotowa.
owszem, czułam się zakochana w A., ale nie wyobrażałam sobie tego, że mam widzieć swojego chłopaka codziennie. to bylo coś nowego i to gwałtownie nowego. wcale tego od A. nie oczekiwałam.
a jednak cieszyłam się i - może trochę egoistycznie i po kobiecemu byłam z siebie dumna, że wzbudzam w kimś tak silne uczucia. czulam się doceniona i dowartościowana, a tego enneagramowe 4-ki (indywidualiści) potrzebują najbardziej.
potem był powrót A., moje 1,5 godzinne czekanie na dworcu (bus z berlina miał opóźnienie), wyjazd na majówkę nad morze i sielanka. pierwsze tygodnie maja, to była prawdziwa sielanka. często spałam u A. w mieszkanku, a w połowie maja przespałam się z nim w sensie ścisłym :P i to był mój pierwszy raz (z eksem nie doszliśmy tak daleko).
rano byłam w szoku. A - zachwycony. co teraz - myślałam gorączkowo. co teraz?
- TERAZ musisz mi się oświadczyć, jesli jesteś dżentelmenem! - wypaliłam.
- teraz? zdziwił się A. i zamyslił. po chwili usmiech wypełznał na jego twarz - NO DOBRA!!!
i poszliśmy wybrać pierścionek. :-) a potem do ogrodu różanego, gdzie padło jego: "czy zostaniesz moją żoną?" i moje"tak". potem zamieszkalismy razem i mogę powiedzieć, że żyjemy długo i szczęśliwie, ale nie jest do konca własnie tak. czasem czuję się strasznie nieszczęśliwa (rzadko i zazwyczaj nie z winy A., taki mam charakter, że wszystko przezywam strasznie intensywnie), a czasem bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek mogłabym sobie to wyobrazić i wymarzyć.
the end
napiszę jeszcze, że wszystko to rozegralo się w pierwszych miesiącach 2009 r., a nasz slub odbędzie się 28.01.2012 r. - akurat w naszą 3 rocznicę bycia razem :-). o naszych zamiarach powiedzieliśmy rodzicom dopiero w święta BN 2010 r. - wcześniej nie wchodzilo to w grę, ze wzgledu na ich "najpierw studia, potem ślub" :-) no więc kończę studia i wychodzę za mąż.
ale się rozpisałam... z drugiej strony raczej ciężko byłoby mi w 2 zdaniach wyjaśnić, co jak i dlaczego.
teraz czekam na wasze historie - jeśli oczywiście chcecie! :-)
8 lutego 2011, 14:19
8 lutego 2011, 14:23
8 lutego 2011, 15:15
8 lutego 2011, 15:21
8 lutego 2011, 15:23
8 lutego 2011, 19:41
dziewczyny, super bylo poczytac wasze historie - to takie romantyczne :-)
xena, bardzo lubię poezję śpiewaną, piosenka jest faktycznie śliczna, ale nie wiem, rozpatrujesz ją pod kątem 1 tańca? bo na 1 taniec brzmi mi trochę ponuro - mówię o samym wykonaniu, nie o tekscie.