Temat: Podróż poślubna o północy

Naszło mnie taka refleksja: czy wyjechałybyście/wyjechalibyście w swoją podróż poślubną z wesela o północy? Tak trochę po amerykańsku ;) Zapraszam do wyrażenia opinii :)
Niee, najlepsze by mnie ominęło, po północy dopiero się rozkręca zabawa :)

Fuffa napisał(a):

ja to widzę tak,że nie musieliby iść do domu, tylko normalnie bawili się dalej sami-pod opieką świadków albo rodziców ;)

a ja tego tak nie widzę, raczej poczułabym się olana przez gospodarzy, 
zresztą idę do kogoś na wesele, imieniny itp , ktoś mnie zaprasza a potem w trakcie przyjęcia wychodzi i mówi : jak chcesz to zostań i się baw, uważam że to było by jednoznaczne z końcem imprezy
Mi się taki pomysł niezbyt podoba. Szkoda by mi było części wesela gdzie zwykle jest najfajniej :) Zabawy, każdy już troszke wypije i się wyluzuje, odwiąze krawat :) Lada chwila kamerzysta i fotograf zniknie z wesela, to dopiero wtedy się dzieje !! :D A poza tym ja na swoim weselu będe sie czuć troche jak taka pani domu, która musi pogadać z goscmi, potem ich pożegnać ( tym bardziej że część naszych gosci przyjedzie z daleka ), pozbierać pozostałe jedzenie itp. Nie chciałabym zostawiać rodziców z tym samych. 
Aleee... bardzo podoba mi się taki wyjazd tak ze dwa dni po weselu :)
A poza tym chyba o 12 czy 1 w nocy po całym dniu  raczej nie chciałoby mi się jechac gdzies jeszcze autem, potem na samolot gdzies itd. Trzeba by było sie przebrac i sypać najpier :D
a po amerykansku to nie jest przypadkiem odrazu po slubie? a goscie sie sami bawia?
Pasek wagi
"po amerykańsku"-> tak jak na amerykańskich filmach :P tam zwykle uciekają koło północy ;)
nie ominela bym takiej imprezki:))

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.