Temat: Związek mieszany wyznaniowo

Proszę o podzielenie się doświadczeniami związanymi z byciem w związku mieszanym wyznaniowo. Chodzi o związki chłopak/dziewczyna oraz mąż/żona (tu pytam o to jak przebrnęliście przez sprawy techniczne, ślub tu czy tu, chrzest dzieci i itd.) Jak się Wasze rodziny na to zapatrują, jak Wy się z tym czujecie
Dzięki i pozdrawiam :)

Znam bardzo wiele par mieszanych i tylko w 1 przypadku jest to prawdziwy problem, wojna, upokarzanie i wyśmiewanie religii matki. Wszystko zaczęło się od pojawienia się dzieci i teraz dzieci są nastawiane przeciw religii i kulturze swojej matki :( A szkoda, to bardzo mądra fajna kobietka, jej rodzina jest wierząca głęboko w pełnym dobrym tego słowa znaczeniu. Serce na dłoni. a on ani za bardzo wierzący nie jest, ale chyba ulega presji rodziców "zatwardziałych" katolików, którzy tak naprawdę też wielce "praktykujący" nie są.

jesli u nas będzie ślub, to już było ustalone, ślub jest w Pl, wg mojego wyznania i tradycji, a dzieci będą ochrzczone.
Mój chłopiec nie jest wierzący (ateistą też bym go chyba nie nazwała), chyba mu to zwyczajnie wisi. Jego rodzina też nie widzi póki co problemu z tym, mam nadzieję, że tak zostanie.
W moim przypadku oboje jesteśmy wierzący i praktykujący, choć innych wyznań. Szanujemy się nawzajem. Ślub, chrzest ustaliliśmy po swojemu. Jednak tak się zastanawiam nad jedną kwestią. Dziecko powinno być chrzczone wedle wyznania matki czy ojca? Są różne opinie i argumenty w tej kwestii. Znam sytuację, gdzie narzeczeni byli dłuuugo ze sobą, ale gdy doszło do tematu ślubu itp to się rozeszli.. Jeśli chodzi o ślub, wiadomo, potrzebna zgoda biskupa i na dzień dobry czyni się krzywoprzysięstwo, bo i tu i tu podpisujesz, że ochrzcisz dziecko w danej wierze..
Do ślubu to mi jeszcze bardzo daleko, ale od roku jestem w takim związku. Ja - niewierząca, mój facet - "katolik" (chodzi do kościoła, z całą pewnością wierzy w boga, jednak niekoniecznie przestrzega wszystkich prawd przekazywanych przez kościół - sam jest świadomy tego, że katolikiem tak de facto nie jest). Właściwie siebie mogę określić poniekąd jako "poszukującą wiary" - od pewnego czasu na nowo zastanawiam się nad różnymi kwestiami i w sumie to wiem, że nic nie wiem. ;) Zatem może bliżej mi do agnostyka niż ateisty. Wiem jednak, że na pewno transformacji w katolika nigdy nie przeżyję. Nie moja bajka. Póki co, wszystko jest między nami w porządku - on akceptuje mój brak wiary, ja jego wiarę, rozmawiamy czasem na tego typu tematy i nigdy nie dochodzi do kłótni, po prostu wymieniamy się spostrzeżeniami i dyskutujemy. Dzieci mieć (raczej) nie planuję. Ślub - mi by w przyszłości zupełnie wystarczył cywilny. Weselicha żadnego też do szczęścia mi nie potrzeba, żadnej księżniczkowatej kiecki ani nic z tych rzeczy. Jeśli jednak z jakiegoś powodu mój partner miałby tego chcieć, myślę, że byłabym w stanie pójść na jakiś kompromis.
Wszyscy moi poprzedni faceci byli ateistami, stąd też teraz mam drobne wyzwanie do pokonania, ale nie narzekam, jest ciekawiej dzięki temu. :) Najśmieszniejsze są chwile, w których np. dla żartu ssprzeczamy się na zasadzie "mam nadzieję, że po śmierci będę nadal z tobą" "tylko ty będziesz żył wiecznie, bo ja nie mam duszy". :D
Jak ludzie mają do tego wszystkiego dystans i takie podejście "na luzie", potrafią zaakceptować odmienność i szanują fakt, że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, to moim zdaniem taki związek może się udać. Tylko najgorzej z kwestią dzieci z takiego związku - tu pojawia się poważny problem, jak je wychować.
ze mną żaden wierzący facet nie chciałby być w związku pewnie  ja nie zamierzam brać ani ślubu wyznaniowego ani nie zamierzam dzieci chrzcić w żadnej świątyni. jakby mi to wisiało, to pewnie bym się zgodziła dla świętego spokoju, ale tak jak dla wierzącego te sakramenty są ważne, tak dla mnie ważne jest nie przyjmowanie tych sakramentów i wychowanie dzieci w moich przekonaniach.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.