- Dołączył: 2008-01-04
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 2072
30 marca 2011, 16:48
Witam drogie panie,
Zastanawiam sie jak to jest u was. Jak wygladaja klotnie. Jak czesto sie klocicie. Jak sie godzicie.
Ja mam taki problem, ze jestem wrazliwa, grzeczna i spokojna z natury. On jest wybuchowy i wulgarny.
Klotnie bardzo mnie oslabiaja i nie potrafie zapomniec o tym co powiedzial, jak powiedzial...
Nie potrafie zrozumiec, jak mozna powiedziec nawet podczas nerwow cos, czego tak naprawde nie ma sie na mysli.
Jak sobie z tym radzicie?
31 marca 2011, 08:04
Bycie cholerykiem nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla używania wulgaryzmów wobec partnera i ranienia go tym. Mogę wypowiedzieć się trochę od drugiej strony. W moim związku to ja jestem bardziej wybuchowa, mam nieco choleryczny charakter. Kiedyś nie umiałam nad sobą panować i chociaż nie używałam wulgaryzmów, to potrafiłam bardzo brzydko się po moim mężu przejechać. Potem szybko rozumiałam, że postąpiłam źle i przepraszałam go, a on mi zawsze wybaczał, ale prawda jest taka, że to raniące słowo już wyleciało i dotarło do celu, i efekt swój już odniosło nawet mimo późniejszych przeprosin. Dlatego moim zdaniem każdy choleryk powinien uczyć się powściągnąć język i nad sobą panować. Nie chodzi o to, żeby całkiem zdusić emocje, ale można je wyrażać w sposób trochę bardziej oględny, tak żeby nie ranić partnera. Mój mąż jest np. bardzo spokojny i dość wrażliwy na takie rzeczy, dlatego szybko zrozumiałam, że nie powinnam z nim tak rozmawiać. Nie od razu zmieniłam sposób kłócenia się, ale pomału coraz bardziej byłam świadoma tego, co robię źle i znalazłam sposoby, żeby to zmienić, żeby lepiej nad sobą panować. Teraz nasze spory wyglądają inaczej niż parę lat temu. Owszem, zdarza się nerwowy ton, ale ogólnie nastąpiła spora zmiana.
Ale są różne przypadki, znam jedną taką parę - oboje są w kłótniach bardzo wybuchowi i rzucają w siebie każdym możliwym mięsem;-) I nawet im nie przeszkadza, czy są sami, czy przy kimś. Ale taki mają styl. Powydzierają się na siebie, potrzaskają drzwiami, i po sprawie. Są ze sobą od wielu lat i wygląda, że są ze sobą szczęśliwi:-) A te określenia, którymi się obrzucają, spływają po nich jak po kaczce. Tylko że tutaj partnerzy są o podobnych temperamentach. Jak taka wybuchowa osoba jest z osobą wrażliwą, to musi złagodzić swoje postępowanie.
Na Twoim miejscu oczywiście nie zostawiłabym tej sytuacji tak, jak jest i mówiłabym partnerowi za każdym razem, że mnie rani. I tak jak radzi jedna z dziewczyn - w momencie, gdy zaczną padać wulgaryzmy, przestać reagować, wyjść. To trudne, ale tak jak mówisz - kwestia praktyki. Uprzedź go, że jeśli będzie obrzucał Cię wulgaryzmami, to przestaniesz reagować albo wyjdziesz i że będziesz kontynuować rozmowę, jak powściągnie język i będzie w stanie znowu kulturalnie rozmawiać. I potem robić tak konsekwentnie za każdym razem. To jest jakiś sposób wymuszenia zmiany. Jeżeli mu zależy na związku i Tobie, to powinien w końcu zrozumieć, co robi nie tak i może jakoś nad tym zapanuje z czasem.
- Dołączył: 2008-01-04
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 2072
31 marca 2011, 09:39
Dziekuje nenne29. Twoj przyklad pokazuje, ze on moze sie zmienic. Bo splywac to nigdy ze mnie nie bedzie, jestem zbyt wrazliwa z za dobra pamiecia i np jak nie moge spac, slysze te klotnie w glowie.
31 marca 2011, 16:21
Pewnie, że to nie spływa bez echa, szczególnie jak się jest wrażliwym. Ja doskonale wiem, że różne przykre słowa potem rozbrzmiewają w głowie w najmniej odpowiednich momentach, bo chociaż nie należę do osób przewrażliwionych, to jednak przykrości na długo zapadają mi w głowę, trudno je wyrzucić z myśli. Mnie bardzo pomogło (i do tej pory pomaga) wyobrażenie sobie, czy chciałabym usłyszeć od mojego męża to, co właśnie mam na końcu języka. No i zdecydowanie odpowiedź zawsze brzmiała nie, i to mi pomogło się opanować, złagodzić ton wypowiedzi. Niestety, ale w związku każde z partnerów powinno umieć czasami spojrzeć na siebie samego krytycznie. Jest to bardzo trudne, bo ludzka natura taka już jest, że lubimy mieć rację i świadomość, że postępujemy ok, i trudno jest przyznawać się do błędów. Cholerykom jest trudno, bo w zacietrzewieniu czasami nie myślą do końca racjonalnie, stąd zdarza im się szybciej powiedzieć niż pomyśleć. A chodzi o to, żeby kolejność była odwrotna;-) Ale jak danej osobie zależy na partnerze, to jest w stanie się tego nauczyć.