- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
28 marca 2011, 00:01
Sytuacja dość skomplikowana.(login, tylko na potrzeby tego postu, bo na prawdę potrzebuje rady, wsparcia, zrozumienia, 'oficjalnie' inaczej jestem wśród Was ).
Mam około 1,5 roku faceta. Początek cud miód, potem wyjazd, tęsknota. Powrót- też wiadomo, jak to jest.... Między czasie pierwsze kocham, pierwszy raz 'nasz', bo oboje byliśmy już z kimś wcześniej. To tyle co do wstępu.
teraz sprawa
No i z tym kochanym, najwspanialszym, mieliśmy'jakieś' plany. I tu pojawia sie ale... ale oboje pochodzimy z 'dysfunkcyjnych rodzin'. w sumie nazywając rzeczy po imieniu. Z patologicznych rodzin. I moi i jego rodzice są uzależnieni od alkoholu. MY. pijemy na imprezach, spotkaniach,a w sumie to wszedzie. Ja czesto pije sama, i zdaje sobie sprawe, ze on tez... U mnie to sie wiąze najbardziej z moja bulimia... chyba... choruje okolo 15 lat..(on o tym coś tam wie, coś nie... no trudno facetowi o rzy* opowiadać:(..
tiaa
historia typu wez idz sie leczyć, ale chyba w moim miescie nie ma psychologa i psychiatry u ktorego bym nie bylam :((
dla mnie straszne jest to, ze przez moja chorobe zmienila sie relacja miedzy mną a nim. i boje sie ze to przeze mnie zaczal wiecej pic( w sumie ja tez. wk** mnie, ze bez alko nie umiemy sie spotkac... nie mam pomysłu, naprawde, bo jak odpada alkohol i jedzenie, to w takiej porze roku jak jest teraz, w moim mieście i mieszkając(oboje z rodzicami) to nie ma co robic wieczorami..
kocham go. chce to uratowac. nie umiem. i z każdym napisanym tu słowem uświadamiam sobie jak bezsensu jest ten związek...ale..
28 marca 2011, 09:20
28 marca 2011, 10:29
28 marca 2011, 13:40
wg mnie nie powinniście być razem. wiem, że teraz w twojej głowie zapala się lampa, że jesteś zła czytając te słowa, że się z nimi nie zgadzasz. ale dobrze wiesz, dlaczego tak jest. waszej miłości brakuje jakiegoś istotnego elementu który sprawia, że nie potraficie razem przezwyciężyć tej słabości.
zawsze będziecie się oszukiwać, zawsze będziecie doszukiwać się powodu na wychylenia kolejnego browara.
gdyby tylko on miał problem to mogłabyś próbować mu pomóc. ale macie go obydwoje i chyba sama widzisz, jak patowa jest to sytuacja.
sama mam problem z alkoholem. nie upijam się, ale piję często bo lubię. i staram się z tym walczyć, tak jak i walczę z majonezem, i małymi kroczkami mi się udaje. ale jestem sama, sama planuję sobie wieczory, sama wracam do domu, czytam książkę, oglądam film, idę spać itd., a ty robisz to z nim. z osobą, która będzie walczyć (o ile oczywiście się na to zdecyduje) z tym samym, z czym ty walczysz, ale również będzie ulegać temu samemu. a gdy on kupi sobie piwo czy wino, czy ty siądziesz obok i będziesz udawać, że cię nie kusi, żenby łyknąć, poczuć szum w głowie, poczuć to zabawne uczucie?
wg mnie powinniście spróbować przerwy. powinniście ustalić priorytety. i osobno zdecydować, czy chcecie rzucić alkohol, czy może mocno ograniczyć, czy w ogóle wydaje się to wam bez sensu. jeśli zrobicie to razem będziecie podtrzymującą się na dwóch filarach konstrukcją. to dobrze? nie. to bardzo źle. bo gdy jeden filar się przewróci, to drugi runie razem z nim. zmiana musi zajść w każdym z was z osobna. i kiedy już zajdzie, będziecie mogli ustalić, czy wciąż jesteście dla siebie atrakcyjni, czy będziecie potrafili znieść się na trzeźwo, czy czas spędzany razem naprawdę musi być podkoloryzowany substancjami psychoaktywnymi, czy wystarczą wam jedynie wasze hormony.