Temat: Skad nagonka na dzieci?

Skad wziela sie taka nagonka na dzieci, nazywanie ich bachorami, gowniakami itp to calkowicie normalna sprawa, nawet jesli dziecko sobie na to nie zasluzylo. Skad teraz w spoleczenstwie tyle nienawisci do tych malych istot? Moze mi to ktos wyjasnic? 

Raijaa napisał(a):

Ja mam niespełna 3 letnią córkę i wiem, że mimo moich starań o komfort innych nie raz może zdarzyć mi się sytuacja, ktora być może będzie później opisana na V. :) Chociażby dlatego, że  dziecko próbuje.. tego, co popatrzy u innych i dzieci i dorosłych. Zawsze najpierw grzecznie proszę, żeby przestała, potem upominam, że już raz prosilam i jeśli nadal będzie tak robić to.. (i tu opowiadam co nastąpi) za trzecim razem mówię że ostrzegalam i wyciągam konsekwencje. Tyle, że zdarza mi się spotykać z reakcją "oj, zostaw ją.  To tylko dziecko" i wtedy moja mała sama jest zagubiona czy robi dobrze czy źle. I patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami nie wiedząc co sie właściwie dzieje. Spotkałam sie z tym zarówno poza domem od obcych osób jak i rodziny. I sama jestem w szoku, bo pozwalam jej na bardzo dużo. Poznaje swobodnie świat. Gotuje ze mną, myje podłogi, wyciera blaty. Skacze, wariuje, tańczy, śpiewa , śmieje sie w glos. Ja reaguje wtedy gdy uważam, że jej zachowanie jest jednak niestosowne ze względu na czas czy miejsce. Albo w sytuacjach gdy zaczyna sie czuć sie zbyt komfortowo i na przykład otwiera szafkę ze słodyczami  (u babci) a ja uważam że bez pozwolenia nie wolno jej grzebać w cudzych szafkach. Poza tym jestem matką , która uważa że "aby wychować dziecko potrzeba całej wsi" i o ile nie zagaduje do niej jakiś podchmielony pan albo ktoś komu nie ufam- nie wtrącam się. Gdy babcia, dziadek, ciocia, strasza kuzynka czy sąsiad zwrócą jej na coś uwagę i ona szuka schronienia na kolanach mamy to ja przytulam, całuje i tłumacze że oni mieli rację. I powiedzieli tak dla jej dobra. Za moment wszystko wraca do normy. Niemniej jednak czuje się urażona czytając o gówniakach czy bachorach. Bo ona jest człowiekiem! Staram się ją wychowac na osobę kulturalną, życzliwą i znajacą pewne granice. Ale ona dopiero tego się uczy. Ma prawo popełniać błędy. I chociaż ja zawsze jestem obok, nie pozwalam jej biegac po sklepie, krzyczeć w restauracji ani skakać po kimś to czasem zachowa się inaczej niz powinna, co nie zmienia faktu, że należy jej sie szacunek. Bo mam zamiar wychowac ją tak, że nie musi mieć szacunku do kogoś, kto sam jej go nie okazuje. Bo niby dlaczego? żeby w dorosłym życiu była popychadlem? Tak jak nie pozwolę obrażać swoich rodziców czy męża tak samo nie pozwole nikomu na złe traktowanie swojego dziecka.

Widzisz, tylko, że Ty reagujesz. I o to tutaj głównie chodzi. Jednak większość osób wypowiadających się tutaj komentowało przypadki gdy rodzice NIE reagowali. Jeśli 3 letnie dziecko zrobi coś nie tak nie mam pretensji do dziecka. Jak widzę, że rodzice reagują, próbują coś mu wytłumaczyć, coś zrobić to nie mam też pretensji do rodziców. W takiej sytuacji można tylko pomyśleć: to tylko dziecko, widać, że rodzice je uczą i z czasem zrozumie. Mnie osobiście nie podobają się jedynie sytuacje gdy dziecko zachowuje się skandalicznie w przestrzeni publicznej, rodzice stoją obok i albo się nie interesują rozmawiając z kimś albo robiąc coś innego, albo wręcz przyglądają się dziecku nie robiąc nic. I jeszcze mają pretensje gdy prosi się ich o zareagowanie.

Racja. Z drugiej strony często mówi sie rodzicom, że jak dziecko wpada w histerię to najlepiej- Nie reagować to dziecko przestanie. Może to taka metoda wychowawcza? 

Tereenia, ja po jodzie, ale w celach diagnostycznych, siedziałam 4 dni w szpitalu, ale to tylko ze względu na to że szpitalowi było wygodniej robić badania jak byłam na miejscu. Oczywiście lista zaleceń też była długa, ale to były tylko zalecenia, tym bardziej że przy wyjściu ze szpitala promieniowanie było minimalne. Ale jakieś było, dlatego chciałam dobrze, wyszło jak wyszło, teraz wiem że należy olać sprawę i nie przejmować się cudzymi dziećmi. Tylko w przypadku podania jodu leczniczego wymagana jest pełna izolacja. 

Armara napisał(a):

Tereenia, ja po jodzie, ale w celach diagnostycznych, siedziałam 4 dni w szpitalu, ale to tylko ze względu na to że szpitalowi było wygodniej robić badania jak byłam na miejscu. Oczywiście lista zaleceń też była długa, ale to były tylko zalecenia, tym bardziej że przy wyjściu ze szpitala promieniowanie było minimalne. Ale jakieś było, dlatego chciałam dobrze, wyszło jak wyszło, teraz wiem że należy olać sprawę i nie przejmować się cudzymi dziećmi. Tylko w przypadku podania jodu leczniczego wymagana jest pełna izolacja. 

Armara, jak pisałam nie wiem jaką dawkę jodu miałaś podawaną i do tego się w ogóle nie ustosunkowywałam :-) Odpisywałam jedynie Agnieszce w kwestii Jej zdziwienia, że szpital może wypuścić kogoś z kim kontakt może być niebezpieczny. Opisywałam tylko swój przypadek. Ja też miałam podawany jod w celach diagnostycznych nie leczniczych więc niby dawka mniejsza. Mnie wypuścili od razu z listą "zaleceń" (nie nakazów) niemniej jednym z tych zaleceń była izolacja. Po prostu przy jodzie podawanym w celach diagnostycznych wystarczy izolacja w domu. Po to w końcu dostaje się zwolnienie lekarskie. Żeby nie narażać innych osób w pracy. Rozmawiałam też jeszcze przed badaniem z osobami dobrze zorientowanymi w temacie, które uprzedziły mnie, ze na początku promieniowanie jest naprawdę wysokie.

Po jodzie diagnostycznym (dawka zależy od "powierzchni" ciała), już po tygodniu w zasadzie nie ma śladu tego promieniowania. Po 4 dniach czujnik  ledwo co pisnął jak szłam na scyntygrafię, a dzień wcześniej darł się mocno. Więc to promieniowanie szybko znika. Dla osób dorosłych jest ono nieszkodliwe, albo można powiedzieć że szkodliwe w takim samym stopniu jak to promieniowanie które generowane jest w trakcie robienia zdjęcia rtg, a jakoś nikt przed takim zdjęciem nie ucieka z wrzaskiem. Po prostu trzeba być ostrożnym, ale to są zalecenia a nie wymóg, a to jest jednak różnica. Chciałam być ostrożna, i za tą ostrożność mi się obrywa. 

Armara napisał(a):

Po jodzie diagnostycznym (dawka zależy od "powierzchni" ciała), już po tygodniu w zasadzie nie ma śladu tego promieniowania. Po 4 dniach czujnik  ledwo co pisnął jak szłam na scyntygrafię, a dzień wcześniej darł się mocno. Więc to promieniowanie szybko znika. Dla osób dorosłych jest ono nieszkodliwe, albo można powiedzieć że szkodliwe w takim samym stopniu jak to promieniowanie które generowane jest w trakcie robienia zdjęcia rtg, a jakoś nikt przed takim zdjęciem nie ucieka z wrzaskiem. Po prostu trzeba być ostrożnym, ale to są zalecenia a nie wymóg, a to jest jednak różnica. Chciałam być ostrożna, i za tą ostrożność mi się obrywa. 

Dlatego pisałam, że na początku promieniowanie jest wysokie. :-) Z każdym dniem oczywiście maleje. Ciebie wypuścili po 4 dniach ze szpitala a mnie od razu a potem przyjeżdżałam drugiego i trzeciego dnia po napromieniowaniu. A wtedy promieniowanie było jeszcze spore. Wiem, że niektóre z osób z mojej grupy jeździły komunikacją miejską i normalnie chodziły po sklepach właśnie od razu a nie np. po tygodniu. Ty starałaś się być ostrożna, ja się starałam ale nie wszyscy tak robią. Nie wypuścili mnie od razu dlatego, że nie stanowiłam zagrożenia ale dlatego, że ze względów oszczędnościowych szpital zatrzymywał tylko tych, którzy z uwagi na odległość miejsca zamieszkania od szpitala nie mogliby kolejne dwa dni przyjeżdżać. Wiesz, jeśli obok zalecenia izolacji jest też zalecenie wyrzucenia ubrania które się nosiło to jednak nie jest wcale tak różowo. Ale odchodzimy tutaj od głównego wątku :-) 

Teza, że to wina rodziców-buraków właśnie się potwierdziła ;) Odpaliłam na chwilę Facebooka, wyświetlił mi się artykuł na NaTemat. Pretensje matki, bo w sklepie z ciuchami poproszono, żeby nie wchodziła z wózkiem (nie z dzieckiem - z wózkiem - mogła przecież wziąć dziecko na ręce,a wózek zostawić przed sklepem). Afera taka, że trzeba ją nakręcić na cały kraj... Dziecko oczywiście niczemu nie jest winne, bo spało w wózku, ale mamusia - owszem. To chyba oczywiste, że nawet jeśli nie ma informacji na drzwiach, to do sklepu z ubraniami nie wchodzi się z: jedzeniem, piciem, wielką walizką, wózkiem, zwierzętami, brudnymi rękoma etc. Ale jak widać - nie dla wszystkich. 

Co do niepilnowania - ja zwracam uwagę i w ogóle nie jest to zależnie od tego, czy lubię dzieci, czy też nie. Uwielbiam psy, ale strasznie denerwuje mnie, kiedy ludzie nie pilnują swoich pupili, bo zwyczajnie przeszkadzają innym (np. tym, którzy nad swoimi psami panują). Nawet wczoraj zwracałam uwagę małżeństwu odpoczywającemu na trawce, żeby zabrali swojego psa (małego), bo idzie za moim (na smyczy) i warczy. Bez reakcji. Chyba każdy by się zwyczajnie wkurzył - nie na psa, na właścicieli. I podobnie jest z dziećmi - wkurza się na rodziców. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

Współczuję Twoim znajomym, jeśli dla Ciebie to normalne i im Twoje dziecko też skacze po plecach... 

Skoro już nawiązujesz do mojego dziecka, to jest ona za duże na skakanie komukolwiek po plecach. Nigdy zresztą nie miało takich zakusów, a dopóki nie dało porozmawiać, nie brało udziału w umówionych spotkaniach, bo jak się z kimś spotykałam, to chciałam rozmawiać z nim, a nie latać za dzieckiem. Także możesz się już uspokoić, jeśli chodzi o moich znajomych. Wystarczy, że zadbasz o własne znajomości.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Współczuję Twoim znajomym, jeśli dla Ciebie to normalne i im Twoje dziecko też skacze po plecach... 
Skoro już nawiązujesz do mojego dziecka, to jest ona za duże na skakanie komukolwiek po plecach. Nigdy zresztą nie miało takich zakusów, a dopóki nie dało porozmawiać, nie brało udziału w umówionych spotkaniach, bo jak się z kimś spotykałam, to chciałam rozmawiać z nim, a nie latać za dzieckiem. Także możesz się już uspokoić, jeśli chodzi o moich znajomych. Wystarczy, że zadbasz o własne znajomości.
 

To bardzo dobrze, że Twoje dziecko nie skakalo nikomu po plecach. To dobrze świadczy o dziecku i Tobie jako matce. Więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego nie możesz zrozumieć, że ja nie chcę aby jakieś dziecko skakalo po moich plecach... 

Tereenia napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Armara napisał(a):

Agnieszka, gdybym nie mogła tam być to by mnie nie wypuścili ze szpitala, więc wyluzuj, nie wiem, zjedz batona czy coś w tym stylu. Co innego zakaz a co innego ograniczenie. I nie, nie miała bym problemów, bo w żadnym wypadku nie złamałam prawa, w przeciwieństwie do matki która nie interesowała się własnym dzieckiem. I może dla Ciebie to jest normalne i ok, jak obce dziecko wyciąga łapy w kierunku Twojej torebki "bo to tylko ciekawe świata dziecko", ale dla mnie to nie jest normalne i w żadnej sytuacji ja na to nie wyrażę zgody. 
Mnie właśnie dziwi, że Cię wypuścili, skoro nie możesz przebywać wśród dzieci. Albo stanowisz zagrożenia, albo nie. Jeśli nie, to nie świruj jak podejdzie do Ciebie dziecko, bo to co zrobiłaś z boku wyglądało kiepsko. I nie, nie o matce ludzie źle pomyśleli. Tego jestem pewna.
A mnie nie dziwi, że ją wypuścili bo teraz są takie standardy. Nie wiem co miała podawane Armara ale ja po podaniu jodu promieniotwórczego po 2 godzinach zostałam wypuszczona do domu z dwutygodniowym zwolnieniem (bo lepiej się jednak nie zbliżać do innych osób). I kolejne dwa dni jeździłam z drugiego końca miasta do szpitala. Szpital onkologiczny zatrzymywał tylko osoby z innych miejscowości. A nawet wtedy sugerowali zatrzymywanie się u rodziny/znajomych albo wynajęcie pokoju w hotelu przyszpitalnym. Też miałam ograniczenie polegające na niezbliżaniu się do osób w ciąży i dzieci. Nikogo jednak nie interesowało czy przypadkiem nie będę przez te trzy dni jeździła komunikacją miejską mając bardzo bliski kontakt z innymi albo chodziła na zakupy. Choć wykaz jakie środki ostrożności zachować i że najlepiej wyrzucić pościel i całe ubranie jakie będę nosiła był długi. A sam personel szpitala podczas tych dwóch kolejnych dni kazał się do nich nie zbliżać i siadać na drugim końcu pokoju. Stanowiłam zagrożenie ale w sumie to mojej dobrej woli pozostawiono to czy będę się starała nie być tym zagrożeniem dla innych czy nie. Ja siedziałam wtedy przez ponad 2 tygodnie na tyłku w domu nie kontaktując się z nikim osobiście i tylko odbierając zakupy przez drzwi. Ale rozmawiając później na wizytach kontrolnych z ludźmi wiem, że większość w ogóle nie zwracała uwagi na to, że stanowiła zagrożenie.

Mnie nie dziwi, że akurat Armara została wypisana ze szpitala, tylko dziwią mnie standardy. To jest to niebezpieczne, czy nie jest? Jeśli nie jest, to po co są te zalecenia, a jeśli jest, to jak można zostawić to do decyzji ludzi, którzy w większości mają to gdzieś? I nie jest to pytanie do Was, tylko to pytanie do lekarzy. Bo mówcie co chcecie, ale albo jest to kompletnie nieodpowiedzialne i ktoś powinien się tym zainteresować, albo te zalecenia są mocno na wyrost.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.