Temat: Skad nagonka na dzieci?

Skad wziela sie taka nagonka na dzieci, nazywanie ich bachorami, gowniakami itp to calkowicie normalna sprawa, nawet jesli dziecko sobie na to nie zasluzylo. Skad teraz w spoleczenstwie tyle nienawisci do tych malych istot? Moze mi to ktos wyjasnic? 

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Czyli uważasz, że dziecko ma równe prawo do przebywania wśród dorosłych? Uważasz, że impreza alkoholowa jest dobrym miejscem dla dzieci? Inaczej patrząc, jeżeli jadę do koleżanki, która mnie zaprasza a jej dziecko jest cały czas z nami i mam ochotę z nią porozmawiać na różne tematy, nie tylko pieluchy to powinnam poruszać tematy o seksie czy inne tego typu?
Dla mnie to jest kwestia ustalenia zasad spotkania. Trzeba było powiedzieć koleżance, że owszem, chętnie się spotkasz, ale tylko we dwie. Dla mnie sprawa jest prosta - jeśli ja kogoś zapraszam, to ustalamy wspólnie zasady spotkania dogodne dla wszystkich. Jeśli ktoś się do mnie wprasza (co się praktycznie nie zdarza) albo wpada bez zapowiedzi, to dziecko ma równe prawa uczestniczenia w spotkaniu i jego przebieg musi być dostosowany do wieku uczestników. 
Matka dziecka doskonale zna moje zdanie na temat tego jak widzę nasze spotkania, ale ona dziecka nie ma z kim zostawić, dziecka nie poprosi żeby poszło do pokoju, mnie niemal błaga, żebym ja odwiedziła, bo kisi się całe dnie w domu, ale moich potrzeb nie bierze pod uwagę. I jeszcze obraża się, że nie chce przyjechać. Ja rozumiem, że ma dziecko, że go nie odda, nie zamknie bo ja przyjeżdżam. Ale niech ona w takim razie zrozumie, że ja nie mam ochoty przebywać w towarzystwie jej niegrzecznego dziecka i w jej towarzystwie kiedy rozmawia tylko o sprawach dziecka i uszanuje moja wolę, że nie chcę przyjechać. A ona nie dość że nie robi nic, abym czuła się komfortowo, to jeszcze szantaż emocjonalny stosuje jak nie chce przyjechać. 
Ok, ja rozumiem to doskonale. Tylko gdzie w tym wszystkim wina dziecka? Że jest? Dla mnie to brak umiejętności komunikacyjnych dorosłych osób, a nie kwestia niegrzecznego dziecka. 
Agnieszka, ale ja już wcześniej pisałam, że to wina matki, nie dziecka. I ja to wiem. Ale prawda jest taka, że to nie matka ostatecznie skacze mi po głowie, więc to nie na nią jestem zła. Dziecko chociaż jest niewinne, obrywa najwięcej. A ja nie mam już więcej w sobie zrozumienia i cierpliwości i odbieram dziecko jako "zło" a nie jego matkę. 
Dla mnie to co napisałaś dobrze obrazuje przyczyny nagonki na dzieci. Dzieci przeszkadzają nam dlatego, że odbierają nam czas i uwagę, która wcześniej była zarezerwowana dla nas. Zapewniam Cię, że dla tej matki to wszystko jest jeszcze trudniejsze niż dla Ciebie, bo Ty możesz się odciąć, a ona nie. Gdyby miała możliwość spotkania się z Tobą bez dziecka, to by ją bez wahania wykorzystała.
 Ale mi to dziecko nie odbiera czasu ani uwagi, która ktoś mógłby przeznaczyć na mnie, bo mi nie zależy na spędzaniu czasu z nią jeśli tak to ma wyglądać. Ja nie muszę i nie chce się spotykać z tą koleżanka. To ona nalega. A skoro nalega to niech zrozumie że jakbym chciała przebywać z dzieckiem to poszłabym na plac zabaw a jak bym chciała masaż pleców to wolałabym iść do masazysty. To chyba tylko matka rozwydrzonego dziecka może napisać, że ktoś nie lubi jej dziecka bo ono zabiera czas i uwagę :D 

No to powiedz to tej kobiecie, co tu napisałaś. Zerwij kontakt. Ja właśnie nie rozumiem tej nieszczerości. Wolę dziecko, które mi powie: "nie lubię Cię" niż dorosłego, który będzie robił mi łaskę, że się ze mną spotka, bo nie stać go na szczerość. Jeśli ktoś lubi mnie i zna mnie od dawna, to lubi i moje dziecko, bo ja jestem osobą szczerą i mówię co myślę, a do tego zawsze miałam problem z wpisywaniem się w konwenanse. 

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Czyli uważasz, że dziecko ma równe prawo do przebywania wśród dorosłych? Uważasz, że impreza alkoholowa jest dobrym miejscem dla dzieci? Inaczej patrząc, jeżeli jadę do koleżanki, która mnie zaprasza a jej dziecko jest cały czas z nami i mam ochotę z nią porozmawiać na różne tematy, nie tylko pieluchy to powinnam poruszać tematy o seksie czy inne tego typu?
Dla mnie to jest kwestia ustalenia zasad spotkania. Trzeba było powiedzieć koleżance, że owszem, chętnie się spotkasz, ale tylko we dwie. Dla mnie sprawa jest prosta - jeśli ja kogoś zapraszam, to ustalamy wspólnie zasady spotkania dogodne dla wszystkich. Jeśli ktoś się do mnie wprasza (co się praktycznie nie zdarza) albo wpada bez zapowiedzi, to dziecko ma równe prawa uczestniczenia w spotkaniu i jego przebieg musi być dostosowany do wieku uczestników. 
Matka dziecka doskonale zna moje zdanie na temat tego jak widzę nasze spotkania, ale ona dziecka nie ma z kim zostawić, dziecka nie poprosi żeby poszło do pokoju, mnie niemal błaga, żebym ja odwiedziła, bo kisi się całe dnie w domu, ale moich potrzeb nie bierze pod uwagę. I jeszcze obraża się, że nie chce przyjechać. Ja rozumiem, że ma dziecko, że go nie odda, nie zamknie bo ja przyjeżdżam. Ale niech ona w takim razie zrozumie, że ja nie mam ochoty przebywać w towarzystwie jej niegrzecznego dziecka i w jej towarzystwie kiedy rozmawia tylko o sprawach dziecka i uszanuje moja wolę, że nie chcę przyjechać. A ona nie dość że nie robi nic, abym czuła się komfortowo, to jeszcze szantaż emocjonalny stosuje jak nie chce przyjechać. 
Ok, ja rozumiem to doskonale. Tylko gdzie w tym wszystkim wina dziecka? Że jest? Dla mnie to brak umiejętności komunikacyjnych dorosłych osób, a nie kwestia niegrzecznego dziecka. 
Agnieszka, ale ja już wcześniej pisałam, że to wina matki, nie dziecka. I ja to wiem. Ale prawda jest taka, że to nie matka ostatecznie skacze mi po głowie, więc to nie na nią jestem zła. Dziecko chociaż jest niewinne, obrywa najwięcej. A ja nie mam już więcej w sobie zrozumienia i cierpliwości i odbieram dziecko jako "zło" a nie jego matkę. 
Dla mnie to co napisałaś dobrze obrazuje przyczyny nagonki na dzieci. Dzieci przeszkadzają nam dlatego, że odbierają nam czas i uwagę, która wcześniej była zarezerwowana dla nas. Zapewniam Cię, że dla tej matki to wszystko jest jeszcze trudniejsze niż dla Ciebie, bo Ty możesz się odciąć, a ona nie. Gdyby miała możliwość spotkania się z Tobą bez dziecka, to by ją bez wahania wykorzystała.
 Ale mi to dziecko nie odbiera czasu ani uwagi, która ktoś mógłby przeznaczyć na mnie, bo mi nie zależy na spędzaniu czasu z nią jeśli tak to ma wyglądać. Ja nie muszę i nie chce się spotykać z tą koleżanka. To ona nalega. A skoro nalega to niech zrozumie że jakbym chciała przebywać z dzieckiem to poszłabym na plac zabaw a jak bym chciała masaż pleców to wolałabym iść do masazysty. To chyba tylko matka rozwydrzonego dziecka może napisać, że ktoś nie lubi jej dziecka bo ono zabiera czas i uwagę :D 
No to powiedz to tej kobiecie, co tu napisałaś. Zerwij kontakt. Ja właśnie nie rozumiem tej nieszczerości. Wolę dziecko, które mi powie: "nie lubię Cię" niż dorosłego, który będzie robił mi łaskę, że się ze mną spotka, bo nie stać go na szczerość. Jeśli ktoś lubi mnie i zna mnie od dawna, to lubi i moje dziecko, bo ja jestem osobą szczerą i mówię co myślę, a do tego zawsze miałam problem z wpisywaniem się w konwenanse. 

Czytałaś wcześniejsze posty? Bo nie chce mi si pisać znowu tego samego. Ja jej mówiłam w czym problem, czemu nie chce się z nią spotykać. A kontakt trudno mi całkiem urwać, bo jednak dziecko zaraz urośnie a my przyjaznilysmy się od gimnazjum, a może nawet podstawówki. Może za rok jej przejdzie. Poza tym oprócz mnie nie ma żadnych znajomych. Chyba że takich co czasem na fb napisza

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 

Jeśli nadal piszesz o tej samej kobiecie, co wcześniej, to właśnie o to mi chodziło, że dziecko zabrało Ci jej czas i uwagę. Jej czas i uwagę sprzed dziecka. Szkoda Ci, więc udajesz. Dziecko stanowi przeszkodę, wyrwę w Waszej przyjaźni, a może po prostu pokazuje, że to nie była przyjaźń. Cóż, rób jak uważasz.

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 

Tak sledze co piszesz i jakbys byla w mojej sytuacji. Kiedys zalozylam nawet temat i tez mi wmawiano, ze we mnie wina, nie umiem do dziecka dotrzec. Sorry ale rodzice sa od wychowywania pociech, gdyby moje sie zachowywalo jak szalona malpa to bym zapewne wyszla z nim do innego pokoju i powiedziala do sluchu a nie jak inne siedziala i patrzyla i cieszyla sie jakie mam ruchliwe dziecko.

Z jednej strony rozumiem tych rodzicow, ktorzy maja rozwydrzone dzieci (popelnili gdzies po drodze bledy i tak juz jest) a chca miec znajomych, zal mi ich ale nikogo nie zmusza do odwiedzin, spotykania sie. Nie wierze, ze im nie zalezy, ze wola z dzieckiem siedziec od pon do niedzieli. Zamast wmawiac nam, ze to my sie mamy dostosowywac, wyciagnijcie wnioski, bo nikt wam w twarz nie powie prawdy i to nie z nieszczerosci tylko z taktu. To ze sie dziecka nie lubi nie znaczy ze nie lubi sie jego rodzicow. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 
Jeśli nadal piszesz o tej samej kobiecie, co wcześniej, to właśnie o to mi chodziło, że dziecko zabrało Ci jej czas i uwagę. Jej czas i uwagę sprzed dziecka. Szkoda Ci, więc udajesz. Dziecko stanowi przeszkodę, wyrwę w Waszej przyjaźni, a może po prostu pokazuje, że to nie była przyjaźń. Cóż, rób jak uważasz.

Nie jest mi szkoda. Już za dużo widziałam żeby miało być mi szkoda. Dla mnie najważniejsza jest rodzina bo to wśród rodziny mam największych i prawdziwych przyjaciół. Małżeństwa się rozwodza, bo przestaje im być po drodze, a ma mi być szkoda przyjaciółki z dawnych lat? Zresztą... Czytasz tylko to co chcesz. Ja napisałam że skoro już muszę się z nią spotykać w obecności dziecka to chociaż chciałabym żeby po głowie mi nie skakalo. Ale jeśli według Ciebie to za duże wymagania, to cóż... Współczuję Twoim znajomym, jeśli dla Ciebie to normalne i im Twoje dziecko też skacze po plecach... 

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 
Tak sledze co piszesz i jakbys byla w mojej sytuacji. Kiedys zalozylam nawet temat i tez mi wmawiano, ze we mnie wina, nie umiem do dziecka dotrzec. Sorry ale rodzice sa od wychowywania pociech, gdyby moje sie zachowywalo jak szalona malpa to bym zapewne wyszla z nim do innego pokoju i powiedziala do sluchu a nie jak inne siedziala i patrzyla i cieszyla sie jakie mam ruchliwe dziecko. Z jednej strony rozumiem tych rodzicow, ktorzy maja rozwydrzone dzieci (popelnili gdzies po drodze bledy i tak juz jest) a chca miec znajomych, zal mi ich ale nikogo nie zmusza do odwiedzin, spotykania sie. Nie wierze, ze im nie zalezy, ze wola z dzieckiem siedziec od pon do niedzieli. Zamast wmawiac nam, ze to my sie mamy dostosowywac, wyciagnijcie wnioski, bo nikt wam w twarz nie powie prawdy i to nie z nieszczerosci tylko z taktu. To ze sie dziecka nie lubi nie znaczy ze nie lubi sie jego rodzicow. 

Dokładnie. A już najbardziej mnie rozbraja jak Pani Agnieszka uparcie próbuje mi wmówić że jestem zazdrosna o czas i uwagę, kiedy ja tłumacze, że chciałabym po prostu żeby dziecko mi po plecach nie skakalo :D ale to chyba zbyt duże wymagania mam. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 
Tak sledze co piszesz i jakbys byla w mojej sytuacji. Kiedys zalozylam nawet temat i tez mi wmawiano, ze we mnie wina, nie umiem do dziecka dotrzec. Sorry ale rodzice sa od wychowywania pociech, gdyby moje sie zachowywalo jak szalona malpa to bym zapewne wyszla z nim do innego pokoju i powiedziala do sluchu a nie jak inne siedziala i patrzyla i cieszyla sie jakie mam ruchliwe dziecko. Z jednej strony rozumiem tych rodzicow, ktorzy maja rozwydrzone dzieci (popelnili gdzies po drodze bledy i tak juz jest) a chca miec znajomych, zal mi ich ale nikogo nie zmusza do odwiedzin, spotykania sie. Nie wierze, ze im nie zalezy, ze wola z dzieckiem siedziec od pon do niedzieli. Zamast wmawiac nam, ze to my sie mamy dostosowywac, wyciagnijcie wnioski, bo nikt wam w twarz nie powie prawdy i to nie z nieszczerosci tylko z taktu. To ze sie dziecka nie lubi nie znaczy ze nie lubi sie jego rodzicow. 
Dokładnie. A już najbardziej mnie rozbraja jak Pani Agnieszka uparcie próbuje mi wmówić że jestem zazdrosna o czas i uwagę, kiedy ja tłumacze, że chciałabym po prostu żeby dziecko mi po plecach nie skakalo :D ale to chyba zbyt duże wymagania mam. 

No mnie rozbraja dopisywanie do tego jakichs ideologii. Psychologiczne rozmyslenia. Poprostu wezcie ogarnijcie swoje dzieci. 

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Matka się wydaje, że ich dzieci to dla wszystkich są takie ważne i cudowne jak dla nich, a prawda jest taka, że większość/dużo ludzi to ma w nosie cudze dzieci, a jeszcze jak do tego wszystkiego dziecko nie należy do tych najgrzeczniejszy, to wręcz się takich dzieci nie lubi. To, że ktoś jest miły dla dziecka, nie znaczy że je lubi. Ja staram się być miła dla wszystkich dzieci, nawet jak w myślach przeklinam i wyzywam. A matki myślą, że jak ktoś nie lubi ich dziecka to ze zazdrości? No sorry, ale nie ma nic fajnego w spotkaniu się z kobietą, która gada tylko o dziecku i domu. I to, że chce się odciąć od takiego towarzystwa do takiego, z którym przebywam chętnie, to nic złego. A skoro nie dokonca mogę (szkoda mi ponad 15 letniej kiedyś przyjaźni, bo dziecko kiedyś urośnie) to chciałabym ten czas spędzać przyjemnie. Nawet jeśli dziecko musi byc obecne przy nas, i skoro już muszę słuchać o dziecięcych sprawach to matka mogłaby chociaż zadbać o to, żebym mogła w spokoju wypić kawę, bez małpy na moich plecach a skoro już nie potrafi to przynajmniej nie obrażać się, że ja coś małemu powiem. 
Tak sledze co piszesz i jakbys byla w mojej sytuacji. Kiedys zalozylam nawet temat i tez mi wmawiano, ze we mnie wina, nie umiem do dziecka dotrzec. Sorry ale rodzice sa od wychowywania pociech, gdyby moje sie zachowywalo jak szalona malpa to bym zapewne wyszla z nim do innego pokoju i powiedziala do sluchu a nie jak inne siedziala i patrzyla i cieszyla sie jakie mam ruchliwe dziecko. Z jednej strony rozumiem tych rodzicow, ktorzy maja rozwydrzone dzieci (popelnili gdzies po drodze bledy i tak juz jest) a chca miec znajomych, zal mi ich ale nikogo nie zmusza do odwiedzin, spotykania sie. Nie wierze, ze im nie zalezy, ze wola z dzieckiem siedziec od pon do niedzieli. Zamast wmawiac nam, ze to my sie mamy dostosowywac, wyciagnijcie wnioski, bo nikt wam w twarz nie powie prawdy i to nie z nieszczerosci tylko z taktu. To ze sie dziecka nie lubi nie znaczy ze nie lubi sie jego rodzicow. 
Dokładnie. A już najbardziej mnie rozbraja jak Pani Agnieszka uparcie próbuje mi wmówić że jestem zazdrosna o czas i uwagę, kiedy ja tłumacze, że chciałabym po prostu żeby dziecko mi po plecach nie skakalo :D ale to chyba zbyt duże wymagania mam. 
No mnie rozbraja dopisywanie do tego jakichs ideologii. Psychologiczne rozmyslenia. Poprostu wezcie ogarnijcie swoje dzieci. 

Nie chcą to niech nie wychowują swoich dzieci, tylko chowają jak to ma często miejsce ale niech nikt się później nie dziwi, że ktoś nie ma ochoty przebywać w towarzystwie takiego dziecka. 

I mówię to z perspektywy kobiety, która sama conajmniej dwa razy w tygodniu zajmuje się dziećmi dwóch ciotek z ogromną przyjemnością, za to nie chętnie przebywa wśród niektórych innych dzieci a sama bardziej nie pragnie niczego jak zostać matka. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Armara napisał(a):

Agnieszka, gdybym nie mogła tam być to by mnie nie wypuścili ze szpitala, więc wyluzuj, nie wiem, zjedz batona czy coś w tym stylu. Co innego zakaz a co innego ograniczenie. I nie, nie miała bym problemów, bo w żadnym wypadku nie złamałam prawa, w przeciwieństwie do matki która nie interesowała się własnym dzieckiem. I może dla Ciebie to jest normalne i ok, jak obce dziecko wyciąga łapy w kierunku Twojej torebki "bo to tylko ciekawe świata dziecko", ale dla mnie to nie jest normalne i w żadnej sytuacji ja na to nie wyrażę zgody. 
Mnie właśnie dziwi, że Cię wypuścili, skoro nie możesz przebywać wśród dzieci. Albo stanowisz zagrożenia, albo nie. Jeśli nie, to nie świruj jak podejdzie do Ciebie dziecko, bo to co zrobiłaś z boku wyglądało kiepsko. I nie, nie o matce ludzie źle pomyśleli. Tego jestem pewna.

A mnie nie dziwi, że ją wypuścili bo teraz są takie standardy. Nie wiem co miała podawane Armara ale ja po podaniu jodu promieniotwórczego po 2 godzinach zostałam wypuszczona do domu z dwutygodniowym zwolnieniem (bo lepiej się jednak nie zbliżać do innych osób). I kolejne dwa dni jeździłam z drugiego końca miasta do szpitala. Szpital onkologiczny zatrzymywał tylko osoby z innych miejscowości. A nawet wtedy sugerowali zatrzymywanie się u rodziny/znajomych albo wynajęcie pokoju w hotelu przyszpitalnym. Też miałam ograniczenie polegające na niezbliżaniu się do osób w ciąży i dzieci. Nikogo jednak nie interesowało czy przypadkiem nie będę przez te trzy dni jeździła komunikacją miejską mając bardzo bliski kontakt z innymi albo chodziła na zakupy. Choć wykaz jakie środki ostrożności zachować i że najlepiej wyrzucić pościel i całe ubranie jakie będę nosiła był długi. A sam personel szpitala podczas tych dwóch kolejnych dni kazał się do nich nie zbliżać i siadać na drugim końcu pokoju. Stanowiłam zagrożenie ale w sumie to mojej dobrej woli pozostawiono to czy będę się starała nie być tym zagrożeniem dla innych czy nie. Ja siedziałam wtedy przez ponad 2 tygodnie na tyłku w domu nie kontaktując się z nikim osobiście i tylko odbierając zakupy przez drzwi. Ale rozmawiając później na wizytach kontrolnych z ludźmi wiem, że większość w ogóle nie zwracała uwagi na to, że stanowiła zagrożenie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.