Temat: Czy wasi mezowie tez nie mowia kiedy worca?

Czy wasi mezowei mowia wam o ktorej wroca jak ida powiedzmy z kolega na piwo? A jak maja sie spoznic powiedzmy pol godziny czy dluzej to wysylaja wam jakas wiadomosc?

Moj maz twierdzi, ze nie jestesmy dziecmi i nie bedzie sie meldowal caly czas. Juz nie raz bylo tak ze mial wrocic o powiedzmy 18tej a wracal o np 20tej nie dajac wczesniej znaku zycia.  Bo on nie ma zegarka, bo jak gada z kumplami to nie bedzie pisal mejli itd. Dzisiaj mial byc przed 21, mowil ze kolo 20tej, chcial jeszcze synkowi dobranoc powiedziec. Dzwonei do niego po 20tej a on jeszcze siedzi z kumplami (nie pil nic jakby co) i zaskoczony ze ja dzwonie. Zerwal sie i przyjechal ale z pretensjami. A ja mu zawsz emowie ze sobie moze chodzic gdzie chce i spotykac ze znajomymi, ja sie nawet ciesze, ale niech mi kurde mowi o ktorej bedzie i jak ma dluzej zostac to niech mnie powiadomi.

Nie wiem czy to ja problemy robie czy on jest niepowazny.

Pasek wagi

Salacja napisał(a):

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Mój mąż zawsze mi mówi o której godzinie wróci, jak ma się spóźnić to mi wysyła sms'a, że ma opóźnienie 10/20/30min. Ja robię tak samo. Co innego bycie dorosłym, a co innego odpowiedzialność. Moim zdaniem odpowiedzialne jest komuś powiedzieć gdzie się idzie i kiedy wróci, by w razie czego druga osoba mogła zareagować. 
A jak można by zareagować w sytuacji, w której dorosły mężczyzna poszedłby na piwo z kolegą i nie wrócił? - poważnie pytam, bo sobie tego nie wyobrażam. Można by ewentualnie zadzwonić do tego kolegi (jak się ma numer) i zapytać czy wszystko ok - ale poza tym? Pojedziesz w środku nocy go szukać w pubie? A jak go nie będzie to będziesz obdzwaniać szpitale, czy zgłosisz zaginięcie na policję (przecież by Cię wyśmiali)? 
Jesli by nie wracal przez godzine od umowionej pory to dzwonilabym do jego kolegow (mam numery), jesli by ich z nim nie bylo to poszlabym go szukac, a jakby trzeba bylo to dzwonilabym na policje. Moj maz jest punktualny, zawsze mowi kiedy wroci, wiec jakby nagle zrobil inaczej to by mnie to zmartwilo. Nigdy w ciagu naszego 6 letniego zwiazku nie bylo sytuacji by gdzies zniknal. Jak padala mu komorka to pisal od kolegi.

Powtórzę się, ale dalej nie wiem jaki miałby być w tym sens. W sensie naprawdę uważasz, że ktoś na policji by się przejął Twoim telefonem? Przecież jakby usłyszeli, że facet nie wrócił na noc wychodząc na piwo z kolegą to by Ci kazali i tak poczekać do następnego dnia (co najmniej) i zobaczyć czy wróci rano. Co innego gdyby się zgłosiło zaginięcie dziecka, co innego dorosłej osoby która wyszła do pubu. 

Szkoda, że taką informację ludzie pogardliwie nazywają meldowaniem, szczególnie źle brzmi to ust mężczyzny, bo mam wrażenie, że wtedy czuje sie kontrolowany, osaczony i w ogóle źle. A dla mnie jako osoby z bujną wyobraźnią i martwiącej się o wszystko to jest po prostu jasny przekaz, że jest bezpieczny, nic złego się nie dzieje, dobrze się bawi, ale pamięta, że ja jestem w domu i o nim myślę. Mój facet nigdy nie zarzucił mi, że się czepiam, ale on baaardzo mało wychodzi z domu (ja zresztą też) i niestety ale nie ma nawyku informowania mnie, co i jak, jeśli coś się przedłuża. Ostatnio mnie przestraszył, bo pojechał rano na myjnię po może dwóch godzinach snu, zmęczony, styrany. Kiedy jakieś trzy godziny później jeszcze nie wrócił, zaczęłam się martwić. A on oczywiście telefon ma, ale a to go nie słyszy, to rozmawaił z kimś. Oddzwonił w końcu, że facet na myjni pomylił daty, dużo się spóźnił i teraz on sam zmarnował kupę czasu, ale co się namartwiłam, to tylko ja wiem.
Pasek wagi

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Mój mąż zawsze mi mówi o której godzinie wróci, jak ma się spóźnić to mi wysyła sms'a, że ma opóźnienie 10/20/30min. Ja robię tak samo. Co innego bycie dorosłym, a co innego odpowiedzialność. Moim zdaniem odpowiedzialne jest komuś powiedzieć gdzie się idzie i kiedy wróci, by w razie czego druga osoba mogła zareagować. 
A jak można by zareagować w sytuacji, w której dorosły mężczyzna poszedłby na piwo z kolegą i nie wrócił? - poważnie pytam, bo sobie tego nie wyobrażam. Można by ewentualnie zadzwonić do tego kolegi (jak się ma numer) i zapytać czy wszystko ok - ale poza tym? Pojedziesz w środku nocy go szukać w pubie? A jak go nie będzie to będziesz obdzwaniać szpitale, czy zgłosisz zaginięcie na policję (przecież by Cię wyśmiali)? 
Jesli by nie wracal przez godzine od umowionej pory to dzwonilabym do jego kolegow (mam numery), jesli by ich z nim nie bylo to poszlabym go szukac, a jakby trzeba bylo to dzwonilabym na policje. Moj maz jest punktualny, zawsze mowi kiedy wroci, wiec jakby nagle zrobil inaczej to by mnie to zmartwilo. Nigdy w ciagu naszego 6 letniego zwiazku nie bylo sytuacji by gdzies zniknal. Jak padala mu komorka to pisal od kolegi.
Powtórzę się, ale dalej nie wiem jaki miałby być w tym sens. W sensie naprawdę uważasz, że ktoś na policji by się przejął Twoim telefonem? Przecież jakby usłyszeli, że facet nie wrócił na noc wychodząc na piwo z kolegą to by Ci kazali i tak poczekać do następnego dnia (co najmniej) i zobaczyć czy wróci rano. Co innego gdyby się zgłosiło zaginięcie dziecka, co innego dorosłej osoby która wyszła do pubu. 

Wiem jak dziala policja, ale wiem tez, ze nie trzeba czekac 24h by zglosic zaginiecie. Moze akurat bym trafila na normalnego policjanta, ktory wykonuje swoje obowiazki? Z reszta nawet nie o sama policje chodzi. Sama bym go szukala, chocbym cala noc miala lazic po miescie. Jesli nie byloby go z kolegami i nie wrocilby do domu to moglabym podejrzewac, ze cos zlego sie stalo. Ty na serio olalabym taka sytuacje i poszla spokojnie spac?

Salacja napisał(a):

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Mój mąż zawsze mi mówi o której godzinie wróci, jak ma się spóźnić to mi wysyła sms'a, że ma opóźnienie 10/20/30min. Ja robię tak samo. Co innego bycie dorosłym, a co innego odpowiedzialność. Moim zdaniem odpowiedzialne jest komuś powiedzieć gdzie się idzie i kiedy wróci, by w razie czego druga osoba mogła zareagować. 
A jak można by zareagować w sytuacji, w której dorosły mężczyzna poszedłby na piwo z kolegą i nie wrócił? - poważnie pytam, bo sobie tego nie wyobrażam. Można by ewentualnie zadzwonić do tego kolegi (jak się ma numer) i zapytać czy wszystko ok - ale poza tym? Pojedziesz w środku nocy go szukać w pubie? A jak go nie będzie to będziesz obdzwaniać szpitale, czy zgłosisz zaginięcie na policję (przecież by Cię wyśmiali)? 
Jesli by nie wracal przez godzine od umowionej pory to dzwonilabym do jego kolegow (mam numery), jesli by ich z nim nie bylo to poszlabym go szukac, a jakby trzeba bylo to dzwonilabym na policje. Moj maz jest punktualny, zawsze mowi kiedy wroci, wiec jakby nagle zrobil inaczej to by mnie to zmartwilo. Nigdy w ciagu naszego 6 letniego zwiazku nie bylo sytuacji by gdzies zniknal. Jak padala mu komorka to pisal od kolegi.
Powtórzę się, ale dalej nie wiem jaki miałby być w tym sens. W sensie naprawdę uważasz, że ktoś na policji by się przejął Twoim telefonem? Przecież jakby usłyszeli, że facet nie wrócił na noc wychodząc na piwo z kolegą to by Ci kazali i tak poczekać do następnego dnia (co najmniej) i zobaczyć czy wróci rano. Co innego gdyby się zgłosiło zaginięcie dziecka, co innego dorosłej osoby która wyszła do pubu. 
Wiem jak dziala policja, ale wiem tez, ze nie trzeba czekac 24h by zglosic zaginiecie. Moze akurat bym trafila na normalnego policjanta, ktory wykonuje swoje obowiazki? Z reszta nawet nie o sama policje chodzi. Sama bym go szukala, chocbym cala noc miala lazic po miescie. Jesli nie byloby go z kolegami i nie wrocilby do domu to moglabym podejrzewac, ze cos zlego sie stalo. Ty na serio olalabym taka sytuacje i poszla spokojnie spac?

No tak jak pisałam jak mój narzeczony ma wrócić bardzo późno to po prostu mówi żebym nie czekała i szła spać. Natomiast gdyby powiedział, że będzie o konkretnej godzinie, a by go dużo dłużej nie było to oczywiście, że bym się martwiła i nie mogła spokojnie zasnąć. Ale jestem realistką i nie widzę żadnego sensownego rozwiązania (bo zamartwianie się nie liczy). W Krakowie wokół samego Rynku jest cała masa lokali - zanim bym wszystkie obeszła byłoby już rano. Szukanie igły w stogu siania. A z policją wiem, że nie trzeba czekać 24 godzin, ale tak jak pisałam - nikt się nie ruszy. Nie chodzi o to czy są normalni, czy nienormalni - nie mają na tyle osób, żeby mogli reagować na każdy telefon w stylu "mój mąż nie wrócił z pubu". Kazaliby Ci czekać do rana. 

Dla osób,  ktore prrzezyly traume w dziecinstwie typu ktos wyszedl i nie wrocil,  oznacza,  ze kazdy,  kto znika z pola widzenia na dluzej niz pol godziny moze juz umrzec.  Dla kazdego bez traumy historia z myciem samochodu 2 godziny jest smieszna lub absurdalna, a dla osoby z trauma to ciezkie przezycie.  

Jezeli dwoje ludzi z trauma dobiera sie razem, to nie ma sprawy poki nie maja dzieci,  ktorym beda robic piekielko. Jezeli w zwiazku jest tylko jedna osoba z trauma to ma dwa wyjscia - rozwod albo psychoterapie. 

Mój mąż wychodzi z kolegami raz na jakiś czas i nie wymagam od niego dyscypliny czasowej. Zwykle nie wraca później niż o 23, więc chyba jest ok. To samo działa w drugą stronę :)   

Wilena, w mojej miejscowosci jest tez sporo pubow, ale znam te ktore moj partner lubi najbardziej. Nie umialabym siedziec i czekac na rozwoj zdarzen. Chocbym miala lazic cala noc to bym lazila i szukala. Wiem, ze on zrobilby tak samo, gdyby nagle stracil ze mna kontakt. To nie jest ograniczanie drugiej osoby, a troska. 

Mialam kiedys taka sytuacje, ze poszlam do sklepu po jakis drobiazg. Powiedzialam mezowi, ze wracam za 15 minut. Niedaleko sklepu zrobilo mi sie bardzo slabo, upadlam na trawe i nie moglam wstac, krecilo mi sie w glowie, zbieralo na wymioty, ogolnie slaba sytuacja, telefonu nie zabralam z domu bo sie ladowal. Byl wieczor, wiec bylo malo osob, nikt nie zwrocil na mnie uwagi. Po jakis 30 minutach od mojego wyjscia z domu przyszedl po mnie moj maz, bo sie martwil, ze cos sie stalo, bo nie wracalam. Jakbysmy podchodzili na luzno do swoich wyjsc i powrotow, to bym siedziala pewnie kilka godzin na tej trawie, az zrobiloby mi sie lepiej.

Salacja napisał(a):

Wilena, w mojej miejscowosci jest tez sporo pubow, ale znam te ktore moj partner lubi najbardziej. Nie umialabym siedziec i czekac na rozwoj zdarzen. Chocbym miala lazic cala noc to bym lazila i szukala. Wiem, ze on zrobilby tak samo, gdyby nagle stracil ze mna kontakt. To nie jest ograniczanie drugiej osoby, a troska. Mialam kiedys taka sytuacje, ze poszlam do sklepu po jakis drobiazg. Powiedzialam mezowi, ze wracam za 15 minut. Niedaleko sklepu zrobilo mi sie bardzo slabo, upadlam na trawe i nie moglam wstac, krecilo mi sie w glowie, zbieralo na wymioty, ogolnie slaba sytuacja, telefonu nie zabralam z domu bo sie ladowal. Byl wieczor, wiec bylo malo osob, nikt nie zwrocil na mnie uwagi. Po jakis 30 minutach od mojego wyjscia z domu przyszedl po mnie moj maz, bo sie martwil, ze cos sie stalo, bo nie wracalam. Jakbysmy podchodzili na luzno do swoich wyjsc i powrotow, to bym siedziala pewnie kilka godzin na tej trawie, az zrobiloby mi sie lepiej.

Ale ja się w ogóle nie zastanawiam nad tym czy to jest ograniczanie drugiej osoby, czy nie. Nie w tym rzecz, zresztą każdy to odbierze inaczej. Ja się po prostu zastanawiam jakie są realne możliwości w takiej sytuacji. Z chodzeniem po pubach ok - jak wiesz jakie są jego ulubione to mogłabyś tam sprawdzić. Ale jakby go nie było to trochę kaplica. Albo latasz w ciemno po całym mieście, albo ... no właśnie co - bo na policję bym naprawdę nie liczyła na tym etapie. Jedyne co można zrobić to chyba obdzwonić szpitale. No i z tym sklepem to jak dla mnie inna sytuacja - wiedział gdzie konkretnie idziesz, mniejsze pole poszukiwań.

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Wilena, w mojej miejscowosci jest tez sporo pubow, ale znam te ktore moj partner lubi najbardziej. Nie umialabym siedziec i czekac na rozwoj zdarzen. Chocbym miala lazic cala noc to bym lazila i szukala. Wiem, ze on zrobilby tak samo, gdyby nagle stracil ze mna kontakt. To nie jest ograniczanie drugiej osoby, a troska. Mialam kiedys taka sytuacje, ze poszlam do sklepu po jakis drobiazg. Powiedzialam mezowi, ze wracam za 15 minut. Niedaleko sklepu zrobilo mi sie bardzo slabo, upadlam na trawe i nie moglam wstac, krecilo mi sie w glowie, zbieralo na wymioty, ogolnie slaba sytuacja, telefonu nie zabralam z domu bo sie ladowal. Byl wieczor, wiec bylo malo osob, nikt nie zwrocil na mnie uwagi. Po jakis 30 minutach od mojego wyjscia z domu przyszedl po mnie moj maz, bo sie martwil, ze cos sie stalo, bo nie wracalam. Jakbysmy podchodzili na luzno do swoich wyjsc i powrotow, to bym siedziala pewnie kilka godzin na tej trawie, az zrobiloby mi sie lepiej.
Ale ja się w ogóle nie zastanawiam nad tym czy to jest ograniczanie drugiej osoby, czy nie. Nie w tym rzecz, zresztą każdy to odbierze inaczej. Ja się po prostu zastanawiam jakie są realne możliwości w takiej sytuacji. Z chodzeniem po pubach ok - jak wiesz jakie są jego ulubione to mogłabyś tam sprawdzić. Ale jakby go nie było to trochę kaplica. Albo latasz w ciemno po całym mieście, albo ... no właśnie co - bo na policję bym naprawdę nie liczyła na tym etapie. Jedyne co można zrobić to chyba obdzwonić szpitale. No i z tym sklepem to jak dla mnie inna sytuacja - wiedział gdzie konkretnie idziesz, mniejsze pole poszukiwań.

Zawsze mozna obdzwonic szpitale, chodzic, szukac. Moj maz to nie tym ktory poplynie w zabawie, poza tym malo pije, max 2-3 piwa. Wiec nie upije sie i nie pojdzie w tango. Wlasnie o to chodzi, o poziom znajomosci partnera, tak jak on wiedzial do ktorych sklepow moglam pojsc, tak ja wiem do jakich pubow chodzi. W miescie jest zasyp pubow, ale moj maz chodzi do 2-3 ulubionych nad morzem i tam bym go szukala, jakby go tam nie bylo to szukalabym po drodze do domu i na plazy. Albo w jego ulubionych miejscach. Na 100% nie poszedlby na drugi koniec miasta, bo nie mialby po co. 

A co do sklepu to wiedzial gdzie ide, tak jak ja wiem do jakiego pubu idzie (informuje mnie o tym). Chodzi o podejscie, jesli on by podchodzil na zasadzie, ze nie bedzie mnie "kontrolowal" to by pomyslal, ze pewnie kogos spotkalam i sie zagadalam, albo poszlam na wieksze zakupy itd, opcji wytlumaczenia czemu nie wracam byloby pelno, ale zna mnie i wie, ze bym go poinformowala jakby mialo mi zejsc dluzej. A jesli nie wzielam telefonu to znaczy, ze bym nie zmienila planow na takie w ktorych on moglby sie martwic i szukac mnie po miescie.

Salacja napisał(a):

Wilena napisał(a):

Salacja napisał(a):

Wilena, w mojej miejscowosci jest tez sporo pubow, ale znam te ktore moj partner lubi najbardziej. Nie umialabym siedziec i czekac na rozwoj zdarzen. Chocbym miala lazic cala noc to bym lazila i szukala. Wiem, ze on zrobilby tak samo, gdyby nagle stracil ze mna kontakt. To nie jest ograniczanie drugiej osoby, a troska. Mialam kiedys taka sytuacje, ze poszlam do sklepu po jakis drobiazg. Powiedzialam mezowi, ze wracam za 15 minut. Niedaleko sklepu zrobilo mi sie bardzo slabo, upadlam na trawe i nie moglam wstac, krecilo mi sie w glowie, zbieralo na wymioty, ogolnie slaba sytuacja, telefonu nie zabralam z domu bo sie ladowal. Byl wieczor, wiec bylo malo osob, nikt nie zwrocil na mnie uwagi. Po jakis 30 minutach od mojego wyjscia z domu przyszedl po mnie moj maz, bo sie martwil, ze cos sie stalo, bo nie wracalam. Jakbysmy podchodzili na luzno do swoich wyjsc i powrotow, to bym siedziala pewnie kilka godzin na tej trawie, az zrobiloby mi sie lepiej.
Ale ja się w ogóle nie zastanawiam nad tym czy to jest ograniczanie drugiej osoby, czy nie. Nie w tym rzecz, zresztą każdy to odbierze inaczej. Ja się po prostu zastanawiam jakie są realne możliwości w takiej sytuacji. Z chodzeniem po pubach ok - jak wiesz jakie są jego ulubione to mogłabyś tam sprawdzić. Ale jakby go nie było to trochę kaplica. Albo latasz w ciemno po całym mieście, albo ... no właśnie co - bo na policję bym naprawdę nie liczyła na tym etapie. Jedyne co można zrobić to chyba obdzwonić szpitale. No i z tym sklepem to jak dla mnie inna sytuacja - wiedział gdzie konkretnie idziesz, mniejsze pole poszukiwań.
Zawsze mozna obdzwonic szpitale, chodzic, szukac. Moj maz to nie tym ktory poplynie w zabawie, poza tym malo pije, max 2-3 piwa. Wiec nie upije sie i nie pojdzie w tango. Wlasnie o to chodzi, o poziom znajomosci partnera, tak jak on wiedzial do ktorych sklepow moglam pojsc, tak ja wiem do jakich pubow chodzi. W miescie jest zasyp pubow, ale moj maz chodzi do 2-3 ulubionych nad morzem i tam bym go szukala, jakby go tam nie bylo to szukalabym po drodze do domu i na plazy. Albo w jego ulubionych miejscach. Na 100% nie poszedlby na drugi koniec miasta, bo nie mialby po co. A co do sklepu to wiedzial gdzie ide, tak jak ja wiem do jakiego pubu idzie (informuje mnie o tym). Chodzi o podejscie, jesli on by podchodzil na zasadzie, ze nie bedzie mnie "kontrolowal" to by pomyslal, ze pewnie kogos spotkalam i sie zagadalam, albo poszlam na wieksze zakupy itd, opcji wytlumaczenia czemu nie wracam byloby pelno, ale zna mnie i wie, ze bym go poinformowala jakby mialo mi zejsc dluzej. A jesli nie wzielam telefonu to znaczy, ze bym nie zmienila planow na takie w ktorych on moglby sie martwic i szukac mnie po miescie.

Ale co ma poziom znajomości partnera do tego czy się wie do jakich pubów chodzi? Mój nie ma swoich ulubionych, na tyle rzadko do nich chodzi, że nie przywiązał się do konkretnego miejsca. Równie dobrze mógłby pójść gdzieś blisko pracy, blisko naszego domu, albo do centrum (trzy różne i oddalone od siebie dzielnice). Ze sklepem inaczej - raczej można się domyślić, że jak na szybko wyszłaś wieczorem do sklepu to pójdziesz gdzieś blisko domu. I powtórzę się, ale ja serio nie krytykuję niczyjego podejścia (ważne, że macie z Twoim partnerem podobne, nie ma zgrzytów i super). Zastanowiło mnie tylko to, że parę osób składa deklaracje w stylu "poszłabym go szukać", albo "zadzwoniłabym na policję" - wszystko to piękne, tylko gdyby naprawdę się coś działo bardzo mało skuteczne (zwłaszcza z tą policją). 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.