- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 lutego 2011, 07:58
Witam,<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Pomóżcie mi rozwiązać pewien problem. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do narzeczonego do innego miasta (400 km ode mnie). Miałam mieć pracę, ale w końcu jestem na bezrobociu. Całymi dniami nie mam do kogo odezwać się, bo znam tylko kilka dziewczyn z pewnego kursu. A kiedy mój facet ma wolne to albo odsypia pracę (rozumiem) albo jeździ przeważnie do rodziców. Ok, ale w ciągu tygodnia 2-3 razy (czasem 2x w ciągu dnia). Przez telefon rozmawiją codziennie, pewnie kilka razy i dzwonią do siebie z różnymi, przepraszam piedołami. Na początku bardzo chciali nas przekonać do mieszkania z nimi "dwa miesiace i XX wróci do domu". Nie sprawdziło się. Często, kiedy mamy coś zaplanowane, to dzwoni jego mama i od razu zmiana naszych planów i pytanie czy jadę z nim (bo mama obrazi się). Chciałam wywalczyć wizyty raz w tygodniu. Nie udało się, więc ja przestałam z nim jeździć tak często. A on się wścieka, bo już brakuje mu wymówek dla mamy dlaczego ich nie odwiedzam. Nawet pożarliśmy się wczoraj o to i to ostro „bo on nie chce stracić kontaktu z rodziną”. Jego mama ma też za złe, że zamykamy się we własnym mieszkaniu i nic o sobie nie opowiadamy. Rozumiem, że trzeba pomóc, ale to nie jest tak, że oprócz mojego faceta, nie ma kto. Może nie miałabym też nic przeciwko tym wizytom, ale nikt nie lubi, kiedy ktoś prawi mu morały, mówi co powinien robić, a tak zachowuje się moja „teściowa”. Mój facet ma prawie 29 lat a ja 25, chciałabym mieć już własne życie a nie być cały czas „inwigilowana”. Gdybym jeszcze miała pracę, to miałabym jakieś argumenty, ale skoro „siedzisz w domu…” Dodam, żeby było wszystko jasne, że mnie finansowo ratują rodzice, więc nie jestem na jego utrzymaniu, a do moich rodziców jeździmy co 2 miesiące, na początku co miesiąc. Pominę kwestię związku na odległość (od którego zaczęło się), ale też miałam wrażenie, głównie przez jego rodzinę, że to ja muszę starać się o wejście do tej rodziny. Maminsynek? Zastanawiam się nad odejściem, chociaż bardzo go kocham, to zawsze będzie rodzina w pakiecie. Nie wiem, czy chciałabym wychowywać dzieci w takiej absorbującej rodzinie. Ciekawi mnie jeszcze jak poznają się nasi rodzice, bo moi wychodzą z założenia (chyba słusznego), że to rodzice mężczyzny odwiedzają rodzinę kobiety, a widzę, że dla rodziców chłopaka nie kwapią się…
27 lutego 2011, 10:47
27 lutego 2011, 10:49